Sheila Giordano
Wiek : 19 lat Zawód : Studentka Skąd : Los Angeles, USA Liczba postów : 27 Data dołączenia : 06/10/2013
| Temat: Sheila Giordano Wto Paź 08, 2013 6:07 pm | |
| Dzień odlotu Sheili do Los Angeles był strasznie pracowity. Dziewiętnastolatka sama nie wiedziała w co ma konkretnie włożyć ręce, żeby wyrobić się z czasem na lot nr 815, który miał być jednocześnie jej powrotem do ukochanej matki, której nie widziała przeszło dwa miesiące. Z drugiej jednak strony młodej Irlandce żal było opuszczać ojca. Zwłaszcza, że świadomość wyraźnie przypominała jej o tym, że zostawi go tutaj całkiem samego. Natomiast matka nastolatki miała praktycznie przez cały czas swoją kuzynkę, która oprócz wyrwania z dołka pragnęła pomóc siostrze ciotecznej finansowo dlatego znalazła jej takie, a nie inne stanowisko pracy. Shi postanowiła, że kiedy wróci do USA to zacznie rozglądać się za jakąkolwiek pracą, która nie kolidowałaby z jej zajęciami na uczelni. W taki właśnie sposób pragnęła odciążyć mamę chociaż odrobinę. Natomiast tacie wyraźnie obiecała, że będzie do niego wydzwaniać tak często jak jest to możliwe. Głównie rozmyślania p.t. Co będzie czuć dane z rodziców kiedy zostanie u tego drugiego? zaprzątały głowę biednej dziewczyny. Sheila nadal nie wiedziała czy jej wybór z zamieszkaniem u matki był tym dobrym dlatego w każdej chwili mogła zrezygnować z odlotu do Stanów Zjednoczonych i zostać w przesławnej krainie kangurów i innych torbaczy, czyli mówiąc prościej w Australii. W końcu jednak stwierdziła, że to co ustaliła niecały rok wcześniej musiało być dobrym wyborem. Dlatego niejako pieczętując swój wybór zaczęła pakować walizki, które miała zabrać ze sobą z powrotem do LA. W jednej znajdowały się wszelkie ubrania, które zabrała ze sobą z domu, ale także te, które akurat zdobyła na wakacyjnych, australijskich przecenach. Drugi z bagaży (troszkę mniejszy) miał w swoim wnętrzu różne powieści, które zakupiła w pobliskiej księgarni. Tytuły wydawały jej się na tyle interesujące, że zebrała po jednym ciekawszym egzemplarzu z półki, a teraz wylądowały one u niej w walizce. Do podstawowych rzeczy (czyt. ubrań) zabrała ze sobą jeszcze kosmetyki, których nie było zbyt wiele. Sheila stawiała raczej na naturalność, której naprawdę jej nie brakowało więc masa malowideł nie była jej do szczęścia potrzebna. Po skończonym pakowaniu Shi wzięła jeszcze szybki prysznic i przebrała się we wcześniej naszykowane ciuchy, które wydawały się rudowłosej najwygodniejsze na tak długą podróż. Szykowanie do wyjścia na lotnisko zajęło jej nie więcej jak godzinę dlatego dalsze etapy przemieszczenia się do terminalu lotniczego w Sydney przebiegały w ekspresowym tempie (przynajmniej tak wydawało się nastolatce). Panna Giordano nie miała zamiaru spóźnić się na samolot dlatego w duchu ucieszyła się, gdy pierwsza taksówka, którą próbowała zatrzymać, zahamowała zaraz obok niej. Kierowca okazał się niebywałym dżentelmenem i pomógł młodej kobiecie zapakować walizki do bagażnika. W tym czasie Sheila pożegnała się ze swoim ojcem, który niestety nie mógł odwieźć ją na lotnisko dlatego wyszło jak wyszło. Oboje uronili kilka łez. Żadne z nich nie było przyzwyczajone do osobnych wyjazdów, gdyż wcześniej ich malutka rodzina trzymała się praktycznie przez cały czas razem. Zegar i biegnące po nim wskazówki jednak nie były im na rękę i Shi prędzej czy później musiała wsiąść do białego samochodu. Nastolatka pomachała jeszcze tacie przez szybę i kiedy tylko straciła go z pola widzenia przeniosła wzrok na siedzenie przed sobą, które wydawało jej się ciekawszym obiektem niż śmigające na zewnątrz budynki. Taksówkarz raz czy dwa próbował zagaić rozmowę z młodą studentką, ale niestety nic z tego nie wyszło bo dziewczyna albo wyłącznie potakiwała albo w ogóle nie odpowiadała na zadane jej pytania. W końcu po spokojnej trasie, Shi dojechała na miejsce, zapłaciła kierowcy tyle ile zażądał za przejazd i zabrała swoje bagaże, które oczywiście mężczyzna wyjął wcześniej z auta. Ze swoimi kilkoma tobołkami Irlandka dobrnęła do wejścia i od razu zaczęła szukać wzrokowo po ogromnej tablicy swojego lotu. Bramki miały być otwarte przez zaledwie dziesięć minut więc Sheila szybko zabrnęła do wyznaczonego miejsca gdzie miała pożegnać się z walizkami aż do momentu wylądowania. W kolejce przed nią były jeszcze dwie osoby więc Giordano zmieściła się w wyznaczonym czasie. Miłej kobiecie siedzącej za czymś w rodzaju lady pokazała swój bilet, położyła na taśmę walizki jedna, za za drugą, okazała dokumenty i kiedy okazało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku udała się do bramek gdzie panowie celnicy sprawdzali wizy, dokumenty i calutką resztę, a przy okazji skontrowali bagaż podręczny, a w tym przypadku torebkę Shi. Po wszystkich procedurach dziewiętnastolatka udała się do miejsca gdzie dość duża grupa ludzi czekała na wpuszczenie do samolotu, żeby móc zająć sobie wyznaczone miejsca. Po piętnastu minutach od przybycia Sheili w końcu doczekali się na to jakże wielkie wydarzenie i w kolejności określonej klasą podaną na bilecie zaczęli wchodzić do Boeinga. Ruda dość szybko odnalazła swój sektor, zajęła jeden z foteli i czekała aż reszta podróżnych zrobi to samo. Następnie stewardesy zaczęły pokazywać jak zapiąć pas, nałożyć kamizelkę ratunkową i w jaki sposób w razie konieczności użyć maski tlenowej. Po tym małym pokazie Sheila zapięła swój pas i spoczęła całym swoim ciężarem na oparciu w miarę miękkiego fotela. Chwilę później jedna z siedzących obok niej osób zaczęła rozmowę. Jednak tym razem Shi udzielała trochę bardziej szczegółowych odpowiedzi choć nie były one jakieś zabójcze. Giordano po raz kolejny w swoim życiu nie chciała zostać uznana za dziwadło, które nie potrafi prowadzić jakichkolwiek konwersacji. Po małej wymianie zdań z sąsiadem/sąsiadką zdrzemnęła się. Była tak bardzo zmęczona, że zaśnięcie w kilka minut nie były dla niej problemem, obudziły ją dopiero nieprzyjemne turbulencje, które nie zwiastowały raczej niczego dobrego... |
|
Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: Sheila Giordano Sob Paź 12, 2013 12:31 pm | |
| Sheila, nic nie wskazywało na tak poważną katastrofę. Miałaś widywać się często z obojgiem rodziców, a w końcu wyszło na to, że zapewne dość długo ich nie zobaczysz. Z racji tego, że byłaś zaspana, nie zapięłaś dość dokładnie swoich pasów. Przez to jeszcze zdążyłaś poczuć, jak przelatujesz nad siedzeniami i uderzasz głową w luki bagażowe. Budzisz się NA PLAŻY. Czujesz pod sobą gorący piasek i kleistą maź... Krew. Twoją krew. Policzek pulsuje ci bólem. Obok siebie masz ostre kamienie - zapewne jeden z nich zadał ci głęboką ranę. Próbujesz się podnieść, jednak rejestrujesz ból w prawej ręce - masz takie uczucie, jakby wybite były wszystkie palce. Czujesz swąd - to twoje - niegdyś piękne - włosy są teraz do połowy spalone i czarna koszulka rozdarta. Czujesz zawroty głowy oraz jest ci niedobrze - wymiotujesz. Prawdopodobnie masz lekkie wstrząśnienie mózgu. Widzisz wrak samolotu i płynących ludzi. Jesteś na skraju plaży, na prawo od wraku samolotu. Niedaleko od ciebie rozciąga się skrzydło. Co teraz zrobisz? MOŻESZ podnieść się i pomóc wołającym ludziom z wraku. MOŻESZ przeszukać plażę. NIE MOŻESZ znaleźć żadnych rzeczy. NIE MOŻESZ wyjść z plaży. |
|