Radość z zajęcia trzeciego miejsca w Mistrzostwach Świata W Tańcu Na Rurze wciąż była naprawdę ogromna! Wieczorna impreza dla uczestników i ich gości trwałaby zapewne do rana, ale Mackie i Jake mieli dużo ciekawsze rzeczy do roboty w pokoju hotelowym. Świętowanie we własnym zakresie było o tyle bardziej atrakcyjne, że obydwoje wiedzieli, jak ważne było dla niej pierwsze w życiu miejsce na podium. I świętowali wyjątkowo długo! Właściwie gdyby nie umówione budzenie, to zaspaliby na lot. Na szczęście bez pośpiechu zdążyli ze wszystkim, włączając w to poranny prysznic i dopakowanie walizki Mackenzie, jak zwykle przepełnionej całą masą „niezbędnych” rzeczy (no po cholerę jej były trzy pary butów, pięć sukienek, dwie pary spodni i trzy swetry? Tym bardziej, że w Australii było ciepło i ani jednego ze swetrów, czy długich spodni nie założyła!) i całkiem spore śniadanie. Dopiero w drodze na lotnisko ta radość z zajętego miejsca została nieco przyćmiona stresem związanym z lotem. Mackie nie lubiła latać, zdecydowanie. Za dużo naczytała się i naoglądała o katastrofach lotniczych, żeby teraz spokojnie podchodzić do tej formy podróży. Owszem, nie rezygnowała, bo pozwalało to na szybkie przemieszczanie się, ale jakby był inny sposób, to z pewnością by się nie wahała! Całe szczęście Jake był obok zawsze, kiedy musiała wsiąść na pokład. Już w taksówce profilaktycznie złapał ją za rękę i trzymał niemal bezustannie.
Pogoda w Australii pozwalała na nieco bardziej zwiewny ubiór, więc jedna z sukieneczek poszła w ruch. Z początku to wystarczyło, ale strach przed wzniesieniem się w powietrze w pewnym momencie zmusił Mackenzie to wyjęcia z walizki skórzanej kurtki(
KLIK UBIÓR). Dodatkowo strasznie denerwowała się, widząc jak osoby stojące przed nimi zostają przydzielone na zupełnie inne miejsca, niż rezerwowali, nawet w innych częściach samolotu. Dużo silniejszym ściśnięciem dłoni Jake’a, nieświadomie dała mu znać, jak bardzo się stresuje. Całe szczęście ich odprawa przebiegła pomyślnie, bez problemów, dostali swoje miejsca, obok siebie.
Po odczekaniu kilkudziesięciu minut w poczekalni przed drzwiami prowadzącymi do korytarza łączącego budynek lotniska z samolotem, uspokajaniu coraz bardziej zdenerwowanej Mackie, drobnej sprzeczce z jednym z pasażerów i dyskusji z innymi na temat błędów systemu, w końcu pasażerom pozwolono wejść na pokład. Każdy, z pomocą stewardess, odnalazł swoje miejsce, pochował bagaż podręczny i usiadł. Niektórzy, szczególnie lecący pierwszy raz, zaczęli ciekawie sprawdzać co takiego oferuje baza filmowa, jakie gry mogą umilić im czas, jaką muzyką mogą się uraczyć. Ci, którzy lecieli któryś raz z kolei, zajęli się swoimi sprawami, część od razu przygotowywała się do snu. Mackenzie siedziała przypięta pasem, cała spięta, wciąż ściskając dłoń Jake’a, jakby miało jej to jakoś pomóc. Proponowaną wodę tylko odsuwała z grymasem niezadowolenia. Chciała mieć za sobą już chociaż ten cholerny start, chyba najgorszą część lotu. Czemu ten czas tak cholernie się dłużył?!
W końcu z głośników usłyszano głos pilota, stewardessy zajęły swoje miejsca, każdy pasażer siedział bezpiecznie przypięty (choć nie zawsze do końca zadowolony!) na swoim siedzeniu i samolot odjechał od budynku lotniska. Po kilku kolejnych minutach, kiedy już został odpowiednio ustawiony na pasie startowym i pilot otrzymał pozwolenie na start, Mackenzie zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Nie znosiła tego uczucia ucisku i chwilowego obezwładnienia, kiedy samolot gwałtownie zaczyna się unosić. Na szczęście nie trwa to długo!
Około pół godziny zajęło jej uspokojenie się na tyle, żeby rozpiąć pasy. Już zostały rozdane pierwsze napoje i przekąski, ludzie chodzili między siedzeniami, odwiedzali się, wędrowali do toalety, zaczepiali nieznajomych i wdawali w konwersacje ze stewardessami. Wszystko przebiegało spokojnie i choć atmosfera wciąż była nieco napięta przez problemy przy odprawie, to ogólny spokój wpływał kojąco na napięte nerwy. Trochę się zdrzemnęła, coś zjadła, napiła się, włączyła film, ale nie pozwoliła Jake’owi odejść ani na chwilę, w jego obecności czuła się dużo bezpieczniej. Przynajmniej miała z kim porozmawiać i mogła zapomnieć o stresie. Niestety pierwsze turbulencje, choć lekkie, znowu włączyły w jej głowie czerwony alarm. Nieco nerwowo zaczęła się rozglądać, jakby chciała sprawdzić, czy inni też się denerwują i czy stewardessy nie wyglądają na zmartwione. I znowu ściskała dłoń Jake’a tak silnie, że musiał zaciskać zęby z bólu.
Nie trwało to zbyt długo, ale znowu uspokojenie się zajęło kilkanaście minut. Ciepła herbata i koc, którym Jake troskliwie przykrył zmarznięte pod wpływem stresu nogi Mackie, pomogły zdecydowanie i nieco uśpić czujność i ponownie skupić się na lecącym na ekraniku filmie. Niestety, nie na długo. Ogólne poruszenie wywołane widokiem za oknem znowu zwróciło jej uwagę na to, co dzieje się dookoła. A spojrzenie za okno, choć nie siedziała tuż obok, było jednym wielkim błędem. Momentalnie zbladła i zacisnęła dłonie na podłokietnikach tak mocno, że zbielały jej palce. Jake musiał z trzaskiem zasunąć okienko. I znowu zacząć ja uspokajać, trzymając za rękę. Nie pomogło.
Tak bardzo trzęsły jej się ręce, że nie mogła zapiąć pasów, kiedy podświetlił się odpowiedni znaczek, przyjaciel musiał jej pomóc. Sam nie zastosował się do komunikatu, widząc jak bardzo i szybko Mackenzie zaczyna panikować opuścił swoje miejsce i nie widząc w pobliżu stewardessy, udał się na tył samolotu. Obiecał, że za chwilę wróci, że wszystko będzie dobrze, że nie zostawi jej samej na długo, wróci za kilkanaście sekund. Chciał pomóc, przynieść jej coś na uspokojenie.