He fell in love the way you fall asleep –
- slowly, and then all at once.
Devon nigdy nie był typem romantyka, zamknięty w hermetycznym światku atomów ułożonych w sekwencjach rożnych związków chemicznych. Nie brakowało mu tego przez bardzo długi czas, dopóki tak naprawdę tego nie zasmakował. A apetyt rósł w miarę jedzenia: najpierw zauważył przywiązanie fizyczne, tęsknił za zapachem, pożądał ciała, patrzył się na usta, a nie w oczy. Dopiero z czasem pojawiło się coś, co w sumie Devona przestraszyło. Dlaczego myślał o niej tak często? Dlaczego nagle pracował tylko osiem godzin dziennie, zamiast zwyczajowych piętnastu? Potrzebował czasu żeby zrozumieć, że się zakochał. Akceptowała go, razem z czasochłonną pasją, która szczęśliwie była też jego pracą. Rozumiała, gdy wracał późno, albo ślęczał do wczesnych godzin porannych nad milionami wydruków wyników badań, kroczek po kroczku zbliżając się do opracowania nowej teorii, rewolucjonizując ogólnoświatowe ustalenia w biologii molekularnej.
Nie chciał lecieć – tak naprawdę dał się tylko namówić. Rose nie chciała nawet słyszeć o tym, że
więzy rodzinne osłabły czy
przecież na pewno ich kiedyś pozna, gdy tylko będzie więcej czasu na wizytę w Los Angeles. Uległ, bo w końcu brakło mu rozsądnych argumentów - rzeczywiście mogła chceć poznać państwa Preisner po dwóch latach w związku, zwłaszcza, że Dev poznał rodziców Rosemary.
Nie, żadne z nich nie miało przeczuć, że coś się wydarzy. Devon jako umysł ścisły zdawał sobie sprawę jak znikomy odsetek lotów kończy się katastrofą, no i nie bez powodu mówi się o transporcie lotniczym jako o najbezpieczniejszym. Rose bardziej panikowała ze względu na zbliżający się moment poznania potencjalnych teściów.
Potencjalnych bo nie wiedziała, że jej chłopak zaplanował na ten wyjazd coś wyjątkowego. Jak w głupich filmach, zdjął z jej palca miarę gdy spała, by wiedzieć jaki rozmiar pierścionka kupić. Piękna robota, białe srebro, delikatne oczko z gustownym szafirem – nikłe miał pojęcie o biżuterii, zdążył jednak opracować co lubiła i co mogło jej się spodobać.
Odprawę przeszli punktualnie, grzecznie poczekali w hali odlotów na swoją kolej, by, również punktualnie, zająć w samolocie swoje miejsca.
Oczywiście, trochę ściskania sobie dłoni podczas startu, trochę narzekania na zatkane uszy, trochę zachwytu przy pięknych widokach zza okna. Lot przebiegał prawidlowo, dlatego Devon nie wpadł w panikę przy pierwszych turbulencjach, wiedząc, że to normalne podczas tras nad otwartym oceanem. Rose nadal drzemała oparta o jego ramię, a przebudzila się dopiero, kiedy pojawił się komunikat zapięcia pasów, a atmosfera zrobiła się nerwowa.
Uspokajał ją niskim, męskim głosem, zapewniając, że to normalne. Przecież już nie raz latał samolotami i wiedział, że to się zdarza. Chyba nawet był skuteczny, ponieważ oddychając głęboko przyznała mu rację.
Oczywiście panie profesorze, nie wiedziałam, że zmieniłeś zainteresowania na meteorologię, kpiła z niego.
Jeszcze wtedy Devon nie wiedział, że to miało być ostatnie, co od niej usłyszał.