WYSOKIE DRZEWO

IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 WYSOKIE DRZEWO

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Mistrz Gry

just chillin' killin'
Mistrz Gry


Liczba postów : 183
Data dołączenia : 28/09/2013


WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyWto Paź 08, 2013 6:36 am

WYSOKIE DRZEWO 450px-Kapok_tree_Honolulu


Puchowiec pięciopręcikowy zazwyczaj dorasta do szeććdziesięciu metrów wysokości, średnica pnia osiąga nawet trzy metry. Liście złożone są z pięciu (do dziewięciu) listków, każdy wielkości ponad dwudziestu centymetrów. Owoce w postaci jajowatych torebek....
Ale nie, to mało ważne.

Ten konkretny przypadek drzewa osiągnął sześćdziesiąt siedem metrów wysokości, ma potężną koronę, grube konary i cudownie wtapia się w sąsiednie wysokie rośliny. Wdrapanie się na jego szczyt nie przyniesie więc żadnych korzyści krajoznawczych.
Powrót do góry Go down
Wendy Gilmore


Wendy Gilmore


Wiek : 15
Zawód : uczennica
Skąd : Los Angeles
Liczba postów : 29
Data dołączenia : 08/10/2013

Ekwipunek : jałowe kompresy, zastrzyki przeciwzakrzepowe (4), woda utleniona

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyPią Paź 11, 2013 7:17 pm

Gdyby nie była z nią bezpośrednio związana, zapewne rozbawiłaby ją osiągająca apogeum dziwność tej sceny. Gdyby to nie ona wisiała do góry nogami na drzewie, porównałaby to do pamiętnej sceny ze Spidermana. Gdyby zamiast niej bohaterka jakiegoś filmu musiała patrzeć prosto na twarz umierającej lub martwej już kobiety, pomyślałaby o zombie i o tym, jaką furorę robiły one ostatnimi czasy w kulturze. Gdyby nie czuła paskudnego, atakującego jej nozdrza smrodu potu, krwi i czegoś, co po dłuższym zastanowieniu można było pewnie zdefiniować jako mocz (jej? kobiety obok? kogokolwiek innego, kto wisiał w pobliżu na drzewie... jeśli wisiał?), gdyby nie krew zalewający każdy otwór na jej twarzy, gdyby nie ten okropny ból głowy, gdyby nie ten strach, oszałamiające przerażenie, ta mieszanina bólu i wewnętrznego cierpienia spowodowanego bezradnością, gdyby nie oddech śmierci na plecach, gdyby nie ten uścisk w gardle, gdyby nie katastrofa...
Właśnie, katastrofa. Nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, co się działo, nie rozumiała - ba, nie chciała rozumieć. Chciała tylko, żeby przestało boleć. Chciała wrócić do domu. Chciała... chciała być już na ziemi, chciała przestać drżeć, chciała czyjejś obecności, chciała ZOBACZYĆ człowieka. Takiego, który miał dwie ręce i był stuprocentowo żywy.
Całymi siłami starała powstrzymać się od zwymiotowania, zatrzymać konwulsje, łzy lecące z oczu, jedna za drugą, cieknące, mieszające się z krwią, odwadniające jej organizm, nieniosące ulgi - a były to dokładnie te same krople, które wylewała, gdy chciała pozbyć się nadmiaru oszałamiających jej emocji. Cz-czy ktoś jeszcze żył? Czy była tu sama? Czy kobieta, która wisiała tuż obok niej, której spalone włosy wchodziły jej do nosa, KTÓRA NIE MIAŁA RĘKI, żyła? Nie, nie mogła żyć. Mogła? Żyła czy nie żyła? Boże, niech okaże się, że żyje. Niech jej nie opuszcza. Niech nie spada. Niech... niech tu po prostu zostanie i otworzy oczy, niech jej pomoże. Nie mogła być sama, nie teraz, nie nigdy. Niech ta kobieta zabierze ją do domu, tak bardzo bała się przecież samotności...
Wendy nie kontrolowała łez, drżących warg, łkania, charczenia i dziwnych połączeń dźwięków, które wydobywały się z jej zaciśniętego gardła. Nie wiedziała, ile jeszcze będzie tu wisieć, ale jeśli aż do czasu nędznego skonania, może lepiej byłoby pobujać się na drzewie i polecieć na dół, prosto w tę przepaść, skręcić sobie kręgosłup, zamienić się w plamę krwi i bezwładnie leżące - niczym porzucona marionetka - ciało; ale zostawała ta nadzieja, że będzie dobrze. Łkała więc coraz głośniej, płakała jak nigdy wcześniej, otumaniona przez przerażenie, z jakby mgłą na umyśle, która uniemożliwiała jej klarowne myślenie. Pas brutalnie się w nią wrzynał, swoim mocnym uściskiem najpewniej ratując dziewczynie życie.
Rozpiąć pas? Wspiąć się na konar? Próbować uratować sobie życie, czynnie brać udział w ewentualnym ratunku? Nie, nie, nie. Szok zamienił ją znowu w małą dziewczynką, która nie mogła wykrztusić z siebie nawet najmniejszego słowa, nie mówiąc o układaniu planu.
Tak bardzo bała się, że została tu jedyną żywą osobą. Na co wtedy przydałyby się jej wołania?
- Błagam... błagam - wyszlochała tylko najgłośniej jak potrafiła i resztkami sił z nadzieją pisnęła, czując już tak wielki ból, że niemożliwym stało się określenie, której części jej ciała dotyczył. Przestała powstrzymywać drżenie, poczuła wymiociny napływające do ust, ich nieprzyjemną woń i mocne pieczenie gardła; przełknęła je dosłownie w ostatniej chwili, co wywołało kolejne spazmy, coraz bardziej żałosne.
Czemu nikt nie mógł zabrać jej do domu?
Powrót do góry Go down
http://sofrightening.tumblr.com/
Devon Preisner

ghost in the back of your head
Devon Preisner


Wiek : 27
Zawód : biolog molekularny
Skąd : Lancaster, Kalifornia, US
Liczba postów : 83
Data dołączenia : 28/09/2013

Ekwipunek : zdjęcie bratanic

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptySob Paź 12, 2013 9:04 am

B ó l.
To pierwsze co poczuł, gdy tylko pierwsze fale świadomości ponownie zalały jego umysł, stępiony przez szok i... no właśnie. Przy najmniejszym ruchu gałąź szumiała niebezpiecznie, a rozedrgane ręce chwilowo zapomniały o czymś takim jak delikatne ruchy. Zacisnął dolną wargę za kratami zębów, jednak ten ból był zaledwie niemiłym łaskotaniem przy tym, co czuł gdzieś w okolicy drugiego płata wątroby. Czuł, gdyż nie widział - krew uniemożliwiała w tym momencie uchylenie powiek.
Potrzebował kilku sekund na to, by ocenić sytuację. Pierwszym wysnutym wnioskiem była konieczność rozejrzenia się, dlatego usiadł na gałęzi najostrożniej jak potrafił, opierając się teraz plecami o pień i rękawem poszarpanej (chyba) koszuli wytarł sobie twarz. Nigdy nie brzydził się krwi i nie mdlał jak niestabilna nastolatka, lecz jej nadmiar, w dodatku własnej, nieco go przerażał. Był teraz w stanie tylko ignorować heroicznie ból gdzieś z prawej strony brzucha i przyciskać łuk brwiowy, jakkolwiek zapobiegając dalszemu, tak intensywnemu krwawieniu.
Dopiero teraz mógł spojrzeć w dół, skąd słyszał jakiś płacz i skomlenie. Ta dziewczynka, która rzucała mu wstydliwe spojrzenia z siedzenia obok. Owszem, wisiała tam, a utrzymywał ją tylko pas, po którego drugiej stronie była...
Nie chciał zaakceptować tego, co dyktowały mu oczy. Spalone włosy, widocznie wgnieciona czaszka, brak ręki. Nie zaczął płakać, nie umiał i wiedział, że to nie jest chwila na żałobę. Nawet jeśli żyła, to resztką sił właśnie brała jeden z ostatnich oddechów, a on nie mógł już nic zrobić. Nie było dla niej ratunku, zwłaszcza, że przeciążona gałąź zaraz miała się złamać, a wtedy i Rose i piegowata dziewczynka zginęłyby z pewnością.
Skup się Devon. Nie uratujesz już Rose. Możesz tylko uratować dziecko.
Ból mieszał mu w głowie, bo rana na brzuchu przy każdym ruchu doskwierała coraz bardziej. Może jednak była szansa, by uratować Rose? Może żyła? Już nie raz robił rzeczy niemalże niemożliwe, nawet jeśli był w sterylnym laboratorium, a nie w dżungli. Już sam nie był pewny co widzi, co słyszy i co tak naprawdę się dzieje. Wiedział tylko tyle, że gałąź pod nim z pewnością długo nie wytrzyma obciążenia dwuosobowego.
- Czy Rose oddycha? - zapytał drżąco, niczym jakaś licha mimoza. Nie umiał inaczej, właśnie umierał cały jego świat.
Powrót do góry Go down
Mistrz Gry

just chillin' killin'
Mistrz Gry


Liczba postów : 183
Data dołączenia : 28/09/2013


WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptySob Paź 12, 2013 12:03 pm

Devon, szkoda czasu na rozczulanie się. Właściwie to powoli zaczyna wam go brakować. Zegar życia tyka, pas trzeszczy coraz bardziej - za niecałą minutę gałąź nie wytrzyma tak dużego ciężaru. Masz wybór. Poniżej was leży Timothy przebity metalową rurą. Rose spadłaby na niego, ale Wendy prawdopodobnie nie przeżyłaby upadku. WYBIERAJ.
Powrót do góry Go down
Hugon Bernier


Hugon Bernier


Wiek : 32
Zawód : Psychiatra
Skąd : Francja
Liczba postów : 26
Data dołączenia : 10/10/2013

Ekwipunek : czekoladowy batonik xxl, męski tshirt i potłuczone lusterko.

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptySob Paź 12, 2013 5:50 pm

Zaciskajac boleśnie zęby, Hugon brnął nieśpiesznie do przodu. Kolejne liście smagały jego i tak poranione policzki, następne kolce zatapiały się w skórze. Około pięćdziesieciu kroków postawił, nim opuściły go siły. Przystanął niedaleko pokaźnego głazu, pochylił się i oparłwszy dłonie na kolanach, począł ciężko dyszeć. Głowa ciążyła mu niemiłosiernie. Czuł jakby stado zegarów, nastawionych wiecznie na godzinę dwunastą, rozdzwoniło się na raz w jego głowie.
A do uszu dobiegły głosy.
Jak na rozkaz spojrzał w górę, na wielkie, potężne drzewo. Powieki rozwarły się w niemym oszołomieniu na widok zwisających ludzi. Zamrugał oczami i zatoczył się do tyłu, byłby upad, gdyby nie głaz. Gałąź widocznie pękała, chwiała się i upadek był tylko kwestią czasu. Bardzo krótkiego, jak przypuszczał.
Rozejrzał się wokół. Nie było żadnego amortyzatora, by podstawił go pod drzewo. Ze złamaną ręką, również nie miał szans wdrapać się na górę. Zagryzł wargi i przymknąwszy powieki, usunął się w cień. Ciężar nieuniknionego spadł na jego barki, ale nie przygwoździł do ziemi. Zwyczajnie obrócił się plecami do przyszłej katastrofy i krocząc zajadle, ruszył przed siebie. Jak najdalej od ludzi.
Powrót do góry Go down
Devon Preisner

ghost in the back of your head
Devon Preisner


Wiek : 27
Zawód : biolog molekularny
Skąd : Lancaster, Kalifornia, US
Liczba postów : 83
Data dołączenia : 28/09/2013

Ekwipunek : zdjęcie bratanic

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptySob Paź 12, 2013 7:52 pm

Wiedział, że ma mało czasu. Słyszał, jak gałąź z sekundy na sekundę jest bliższa zerwania się, trzaskała niebezpiecznie i zapewne wiercąca się, płacząca dziewczynka nie pomagała. Co mógł zrobić? Zdrowy rozsądek sugerował uratowanie dziewczynki, skoro miała jeszcze szanse. Serce jednak ciągle szeptało, że Rose niekoniecznie umarła. Przecież kalectwo i brak włosów to nic, żyłaby, mieliby jeszcze trochę czasu dla siebie. Zwłaszcza, że nigdzie nie widział innych rozbitków, a przecież samolotem leciał też Jamie. Przeżył? Może Rose jest ostatnią bliską osobą, jaką miał zobaczyć w życiu?
Kolejny trzask przypomniał mu, że nie ma czasu na filozoficzne przemyślenia i musi działać. Przezwyciężając ból, który sięgał chyba granic możliwości i wypalał mu wszystkie neurony, pochylił się nad swoją gałęzią, że ramieniem dosięgał do tej dolnej, na której wisiała jego luba i ta piegowata dziewczynka. Dopiero teraz poczuł swąd spalonych włosów i metaliczny zapach krwi, zacisnął jednak zęby. Wiedział co powinien zrobić - wiedział dopiero teraz, gdy zobaczył zwieszoną w bezwładzie łysą i osmoloną głowę Rose. Nie żyła.
A nawet jeśli jeszcze wydawała ostatnie tchnienie, umarła kilka sekund później, gdy Devon odpiął jej pas od pętli, która zawinęła się wokół drzewa, że teraz wisiała na niej tylko ta płacząca piegowata.
Przepraszam, Rose.
Nie chciał patrzeć, jak spada w dół. Zdobył się na to, by wyciągnąć teraz ręce ku dziewczynce, zastanawiając się, jak u licha ma jej pomóc.
- Gałąź zaraz się złamie, musisz mnie złapać i wypiąć się, żeby nie spaść - powiedział do niej, trochę słabym głosem. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie poświęcił Rose bez powodu.
Powrót do góry Go down
Mistrz Gry

just chillin' killin'
Mistrz Gry


Liczba postów : 183
Data dołączenia : 28/09/2013


WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptySob Paź 12, 2013 8:35 pm

Wendy, prawie dławisz się wymiocinami, nie czujesz swoich nóg (drętwieją całkowicie), zaczynasz też czuć ból z pociętej dłoni. Ale...czy nie gorsze są urazy psychiczne? Widzisz twarz kobiety z bliska, czujesz jej ostatni oddech na swojej twarzy i...
Decyzja została podjęta. Czujesz mocne rozkołysanie, Twój pas trzeszczy mocno, ale to nie Ty spadasz z siedemdziesięciu metrów i roztrzaskujesz się pod drzewem. Widzisz wszystko do góry nogami, Devon wyciąga ku Tobie rękę, musisz spiąć wszystkie mięśnie, żeby się unieść i...
Pas pęka, Twoje siedzenie zsuwa się i spadasz.

Devon, to chyba była trudna decyzja, jeszcze trudniejsze jest pochylenie się i wyciągnięcie ręki do Wendy...którą wybrałeś. Może udałoby się uratować Rose? Może jeszcze oddychała? Może mógłbyś jej powiedzieć coś przed śmiercią, może, może, może.
Pewnym jest jedynie to, że...to była zła decyzja. Pas Wendy nie wytrzymuje rozhuśtania ciałem Rose i zanim zdążyłeś chociaż musnąć palcami dłoń dziewczynki, znika ona z zasięgu Twojego wzroku.


Wendy, spadasz około dziesięciu metrów w dół, ale...masz szczęście, Twoje siedzenie zaczepia się o mocniejszy konar: lądujesz na nim już w rozsądnej grawitacyjnie pozycji, cała zakrwawiona, obolała i przerażona. Serce bije Ci jak szalone, ciągle masz przed oczami twarz Rose.
Powrót do góry Go down
Timothy Brent


Timothy Brent


Wiek : 41 lat
Zawód : inżynier konstruktor
Skąd : Corpus Christi, TX
Liczba postów : 23
Data dołączenia : 07/10/2013

Ekwipunek : tabletki przeciwbólowe, gazeta, odtwarzacz muzyki i słuchawki

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyNie Paź 13, 2013 9:07 am

Huk. Huk burzy za oknami samolotu. Huk silników nie dających sobie rady z wiatrem. Huk rozpadającego się w powietrzu samolotu. W końcu huk własnego ciała upadającego na ziemię. Tyle pamiętał z całej katastrofy i również taki sam huk (spadającego fotela Wendy) zmusił go do odzyskania przytomności.
Zanim otworzył oczy, starał się złączyć w swojej głowie niewyraźne fragmenty wspomnień. Nie wiedział, które obrazy powstały tylko w jego wyobraźni, a które wydarzenia naprawdę miały miejsce. Wiedział jedno - przeżył katastrofę samolotu.
Leżał na lewym boku. Krew szumiała mu w głowie tak głośno, że nie słyszał nic poza tym. Miał wrażenie, że otacza go martwa cisza. Czuł drobinki piasku na policzku, jednak pierwszy raz w życiu zdarzyło mu się poznać jego smak. Wypluł zawartość swoich ust, starając się pozbyć językiem tego co pozostało. Przesunął końcem po zębach, sprawdzając, czy ma je wszystkie. Uśmiechnął się do siebie, parskając śmiechem, że w takim momencie troszczy się o pełen zgryz.
Czuł ból w klatce piersiowej, pewnie spowodowany upadkiem. Lewa dłoń paliła niemiłosiernie. Bał się na nią spojrzeć, w obawie, że ujrzy to co składało ją w całość. Ciekawość, a może strach, były silniejsze. Otworzył powieki, czując drobinki piasku na rzęsach i kącikach oczu. Prawa ręka wydawała się sprawna, a przynajmniej adrenalina jeszcze nie przestała działać. Przetarł twarz dłonią, następnie podpierając się na niej, chciał usiąść. Krzyknął przeciągle, czując jakby ktoś przyłożył mu rozżarzony węgiel do nogi.
- Kurwa mać! - upadł na plecy, z nienaturalnie wykrzywioną nogą, która na pewno nie była złamana. Wiedział jakie uczucie towarzyszy uszkodzonym kością.
Uniósł lewą dłoń nad swoje oczy, chcąc zobaczyć czy wszystko z nią ok. Była podrapana, część naskórka w ogóle zniknęła. Na szczęście nie miał przyjemności oglądać tytanowego instrumentarium, trzymający ten strzępek ciała w całości.
Musiał usiąść, musiał zobaczyć co z jego nogą. Siła palącego bólu rosła z każdą sekundą, powoli otumaniając umysł mężczyzny. Nie wiedział czy głosy dochodzące z góry pochodzą od innych ludzi, którym udało się przeżyć, czy też zaczyna umierać. Nie odważył się zapytać. W końcu zebrał w sobie siły i usiadł, pozostawiając nogi w niewygodnej pozycji. Lewa leżała prosto, a prawa była wygięta kolanem do środka. Przełknął ślinę widząc pręt pochodzący z konstrukcji maszyny, dewastujący mięsień łydki. Ponad powierzchnię wystawało około dwudziestu centymetrów żelastwa, wolał nie wiedzieć ile było wbite w piaszczystą powierzchnię. Jęknął kolejny raz, zaciskając zęby. Na brzegach rany znajdowała się zaschnięta krew. Nie bał się tego widoku, ale przerażała go bezradność w tej sytuacji. Otępienie i zmęczenie jakie czuł w swoich mięśniach nie dawały dobrej prognozy. Przypomniał sobie słowa córki, która ucząc się pierwszej pomocy powtarzała to co jest w ciele pacjenta należy do pacjenta. Wiedział, że jeśli wyciągnie rurę, o ile w ogóle mu się to uda, krwotok będzie niewyobrażalny.
Spojrzał w górę. Leżał pod olbrzymim drzewem, na którego konarach znajdowały się fragmenty samolotu. Przez rozłożyste liście nie mógł dostrzec ludzi, ale słyszał głosy - męski, dość niski oraz damski, bardziej piskliwy. Ponownie przełknął ślinę, w której znajdował się piasek. Przełyk nie ucieszył się na tą przesyłkę. Timothy odkaszlnął spluwając gdzieś obok siebie. Uniósł wzrok ku niebu.
- Halo? - krzyknął na tyle głośno na ile pozwalała mu obolała klatka piersiowa. - Jak wysoko jesteście? - zapytał, nie wiedząc w sumie co ma powiedzieć. Jak się czujecie? było na tyle banalne i irracjonalne, że wolał nie zadawać tego właśnie pytania. Przecież nikt nie mógł wyjść cało z tego całego gówna, którym się znaleźli.[/i]
Powrót do góry Go down
Astrid Brathford


Astrid Brathford


Wiek : 24
Zawód : pielęgniarka
Liczba postów : 12
Data dołączenia : 12/10/2013

Ekwipunek : -

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyNie Paź 13, 2013 4:16 pm

Huk. Wstrząs. Przerażające krzyki. Przelatujące przed jej twarzą części samolotu, ciał i mnóstwo pyłu. Ani razu, utrata przytomności. Nigdy nie czuła czegoś podobnego. Jakby nagle uleciało z niej dokładnie wszystko, a został strach. Strach, który wypełniał ją z każdą sekundą, który powodował narastające uczucie paniki i ten sam, który odbierał jej zdolność logicznego myślenia. Wciąż miała nadzieję, że wszystko w czym obecnie brała udział, było jedynie złym snem. Otworzy oczy i ponownie znajdzie się w swoim niewygodnym fotelu, obok kobiety, którą widziała pierwszy raz w życiu, z osuwającymi się krzyżówkami na kolanach. Niestety nic takiego się nie działo, co gorsza wszystko co miało miejsce w następujących po sobie odstępach czasu, było coraz bardziej przerażające. Była pielęgniarką, widziała mnóstwo krwi, oderwanych kończyn, rozharatanych brzuchów, ale nigdy nic tak rzeczywistego i jednocześnie przerażającego. Poczuła silne szarpnięcie, kiedy jej fotel wylądował na niskim krzewie. Pojedyncze gałązki muskały jej twarz, ale nie była w stanie poczuć niczego. Z ran na jej buzi sączyły się obficie strumienie krwi, a po dotknięciu jednej z ran, poczuła pod palcami zarys szkła. W tym samym momencie, do jej oczu zaczęły napływać łzy przerażenia, które popłynęły po policzkach w tym samym czasie, w którym tuż obok wylądowała kobieta. Przynajmniej tak jej się wydawało, bo trudno było zebrać jej myśli, kiedy jeszcze musiała zeskrobywać w panice ze strzępków ciuchów rozerwane organy dziewczyny. Przetarła twarz dłońmi, próbując powstrzymać krwotoki, co wychodziło jej dość mizernie. Dając za wygraną, odpięła pas, rozglądając się dookoła. Wszystko wyglądało jak urywki z filmu. Ona szybująca gdzieś w powietrzu, spadające ciała, samolot w płomieniach, wielkie drzewa, lądujące obok niej ciało, niewyraźne krzyki, które usłyszała dopiero teraz. Kilka kroków dalej leżał mężczyzna z przebitą nogą, a tuż nad nią dostrzegła dwie zarysowane postaci. Spanikowana i roztrzęsiona, z drżącymi rękami i uginającymi się pod nią kolanami ruszyła przed siebie. Dopiero teraz, gdy zrobiła pierwszy ruch, poczuła jak bardzo pęka jej głowa. Pulsujący ból w okolicach skroni, nie pozwalał jej skupić myśli, za co przeklinała w duchu sama siebie. Nie mogła teraz myśleć jedynie o sobie, za dużo osób potrzebowało pomocy, a być może była szansa, że jej całkiem pokaźne umiejętności, przyczynią się do uratowania komuś, nawet jeśli nie życia to przynajmniej którejś z kończyn. Dlatego też ignorując krew cieknącą zarówno po twarzy jak i po rękach, oraz ciągły ból głowy ruszyła w stronę rudego mężczyzny. Z daleka widząc jego obrażenia i wystający pręt, zakołatało w niej serce. Chociaż pragnęła uciec z miejsca, od leżącego niedaleko ciała, od ludzi na drzewie, nie potrafiła. Wiedziała tyle, że musi jakoś pomóc, nawet jeśli nie była w stanie myśleć do końca trzeźwo.


Ostatnio zmieniony przez Astrid Brathford dnia Nie Paź 13, 2013 6:35 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Wendy Gilmore


Wendy Gilmore


Wiek : 15
Zawód : uczennica
Skąd : Los Angeles
Liczba postów : 29
Data dołączenia : 08/10/2013

Ekwipunek : jałowe kompresy, zastrzyki przeciwzakrzepowe (4), woda utleniona

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyNie Paź 13, 2013 6:23 pm

…chwileczkę. To ona jeszcze żyła? I nie była sama? Nie b-była sama? Ktoś się odezwał, czy może był to jedynie głos rozbijający się po jej głowie, która niezwykle pragnęła usłyszeć ton inny od swojego, namiętnie powtarzającego tylko, że to już koniec?
Koniec jako chwila, w której jakaś czynność nie jest już dłużej wykonywana. Jako ta, kiedy nie musi już walczyć z ciężarem na płucach, kiedy mieszanina potu i krwi nie cieknie jej po czole, kiedy wymiociny nie podchodzą jej do gardła, kiedy nie drży tak szalenie, że odczuwa ból w najmniejszej nawet części ciała, kiedy nie ma wrażenia, że straciła nogę, kiedy nie musi już napinać całego kręgosłupa, jakby łamiącego się wpół, kiedy nic nieprzyjemnego nie dzieje się z jej ręką, kiedy każdy palec jest na swoim miejscu i może nimi do woli poruszać.
Może kiedy kciuk spadnie na ziemię i zatopi się w trawie, w tym miejscu wyrośnie drzewo. Ale czemu o tym myślisz, Wendy, krztusząc się kolejnymi spazmami płaczu?
GŁOS znowu coś powiedział, jednak zbyt zajęta połykaniem łez i panicznym drżeniem, nie zrozumiała słów. Zapragnęła otulić się rękami, lecz pomimo wysłania impulsu z mózgu do kończyn nie stało się absolutnie nic, więc – dla odmiany, łohoho – nieszczęśnie jęknęła, chcąc znaleźć się już na ziemi.
Pomyślałby ktoś, że życzenia, nawet (a może przede wszystkim) wykreowane w takich abstrakcyjnych sytuacjach, nie spełniają się z łatwością. Że trzeba zawalczyć, zapracować na nie, bo dżiny i czarodziejskie lampy, z taką rozkoszą umieszczane w wielu dziełach literackich, nie pojawiały się w prawdziwym świecie. A jednak znalazła się na tej przeklętej ziemi, chociaż nie w taki sposób, w jaki mogłaby sobie wymarzyć.
Najpierw zagryzła do krwi wargę, kiedy po raz kolejny spojrzała na zmaltretowaną kobietę, która wisiała tuż obok niej; swąd spalenizny ponownie zaatakował jej nozdrza, tym razem jakoś silniej, więc zwymiotowała, łkając i niemal wrzeszcząc – krótko mówiąc: miała już wszystkiego dość.
Kobieta spadła, a Wendy pisnęła przeraźliwie, mimowolnie patrząc na lecące w dół ciało. Zamknęła oczy, jednak nie pomogło jej to uciec od koszmaru.
Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje…
Coś nią wstrząsnęło, tym razem w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Przyjdź królestwo Twoje.
Albo nie, nie, jednak nie przychodź, jeszcze nie teraz!
Bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi.
Na ziemi? Ależ proszę bardzo, Wendy, zaraz wola boża stanie się na ziemi, na ziemi zginiesz, na ziemi się roztrzaskasz, na ziemi się rozpłyniesz, zadowolona?
Chleba powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy.
Wielokrotnie śniła o uczuciu spadania. Tym razem było tak samo nieprzyjemne.
Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.
Czy zginie? Czy zginie przez tego mężczyznę, który chciał jej pomóc, a sprowadził na nią zagładę?
I nie wódź nas na pokuszenie.
Kolejny wstrząs, teraz nawet mocniejszy, który poczuła aż w zębach. Ale… ale już nie spada. Nie spada? Zdążyła się rozbić? Już nie żyje? To czemu wszystko dalej boli?
Ale nas zbaw ode złego.
Wzięła głęboki oddech, uświadamiając sobie, że od paru sekund trwała na wdechu. Myślała, że już wcześniej drżała? W takim razie teraz dostała czegoś na kształt ataku epilepsji; nie panowała nad pogrążonym w drgawkach całem, czuła tylko ból, ból, ból. I strach, paradoksalnie coraz większy. Ale żyła. Chyba żyła. Prawda, że żyła?
Amen.
Powrót do góry Go down
http://sofrightening.tumblr.com/
Mistrz Gry

just chillin' killin'
Mistrz Gry


Liczba postów : 183
Data dołączenia : 28/09/2013


WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyPon Paź 14, 2013 7:55 am

Timothy, tak, Twoje piękne ząbki są w względnej całości, jednak noga...to całkiem inna sprawa. Na szczęście słyszysz za sobą szelest i...czy to chodzące trupy? Zbliża się do Ciebie kobieta, CAŁA we krwi, wyglądająca na skołowaną i nieprzytomną. Za nią widzisz rozczłonkowane zwłoki nieokreślonej płci. Naprawdę masz szczęście, że jesteś TYLKO przybity do ziemi.

Astrid, możesz próbować pomóc mężczyźnie, ale o efekcie Twoich starań zdecyduje MG.

Wendy, świat w końcu się ustabilizował, przeżyłaś uderzenie meteorytu w Twój mały wszechświat. Oddychasz ciężko, ale możesz rozejrzeć się dookoła. Twoje siedzenie znajduje się na stabilnym konarze, jednak jest za wysoko, by po prostu zeskoczyć. MOŻESZ próbować zejść po drzewie na dół, MOŻESZ wspiąć się wyżej do Devona. Pamiętaj jednak o urazie nieskompletowanej dłoni i obrażeniach. Och, możesz też czekać w tej pozycji na ratunek, ale...to chyba nie jest najbezpieczniejsza opcja.
Powrót do góry Go down
Wendy Gilmore


Wendy Gilmore


Wiek : 15
Zawód : uczennica
Skąd : Los Angeles
Liczba postów : 29
Data dołączenia : 08/10/2013

Ekwipunek : jałowe kompresy, zastrzyki przeciwzakrzepowe (4), woda utleniona

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyPon Paź 14, 2013 2:34 pm

Przez dłuższą chwilę trwała nieruchomo, wciąż wyłącznie lekko podrygując i próbując złapać oddech. Ostatnie łzy przerażenia, które nawarstwiały się pod jej powiekami, znalazły wreszcie ujście, spływając strumieniami po ubrudzonej twarzy. Zamknęła na chwilę oczy, próbując się uspokoić, jednak w ogarniającej ją wtedy ciemności dostrzegała tylko umierającą twarz, krew, wyrzeźbioną w ciele dziurę po ręce. Przypominała sobie swąd spalenizny i ból władający jej umysłem, teraz zmniejszający się jakby z każdą sekundą. Nie była głupia - doskonale wiedziała, że stanowiło to jakiś mechanizm obronny organizmu, który pobudzał adrenalinę mobilizującą go do działania. Czyli musiała się śpieszyć. Uniosła dłoń, by otrzeć łzy, a wtedy ujrzała... a raczej nie ujrzała kciuka, na co z jej ust samoistnie wydobyło się kolejne łkanie, przed chwilą przytłumione. Rozpaczliwie spojrzała na miejsce, gdzie powinien być ten przeklęty palec, spróbowała nim ruszyć, lecz czuła jedynie skurcz mięśnia, którego już nie było. Chyba o tym czytała. Kiedyś. Prawda? Tak, potrzebny jest efekt lustra i wszystko powinno wrócić do miejsca, mięsień musiał pracował w momencie oderwania.
Oderwania.
Wykrzywiła maksymalnie twarz w zrozpaczonym grymasie, ale musiała chyba działać. Ponowny upadek nie był tym, co chciała ponownie przeżyć; postanowiła więc nie spoglądać na swoją wybrakowaną dłoń do momentu bezpiecznego znalezienia się na ziemi.
- Ż-żyje pan? - zawołała niewyraźnym i znacznie zmienionym głosem w stronę Devona. Co, jeśli próbując ją uratować, sam został śmiertelnie zraniony? Nie mogła pozwolić sobie na więcej wyrzutów sumienia, które najpewniej nawiedzą ją w nocy. Z drugiej strony... przecież się do niego nie wespnie, kiedy jedynym, o czym marzyła, było położenie się na bezpiecznej ziemi oraz powrót do żałosnego płakania i krztuszenia się powietrzem. - Niech pan powie, że żyje - dopowiedziała (a może wyłkała?) znacznie ciszej.
Spojrzała w dół, a potem na pień drzewa, sprawdzając, czy gałęzie ustawione są tak, by ułatwić jej zejście.
Powrót do góry Go down
http://sofrightening.tumblr.com/
Devon Preisner

ghost in the back of your head
Devon Preisner


Wiek : 27
Zawód : biolog molekularny
Skąd : Lancaster, Kalifornia, US
Liczba postów : 83
Data dołączenia : 28/09/2013

Ekwipunek : zdjęcie bratanic

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyPon Paź 14, 2013 4:58 pm

Był zdruzgotany. Załamany. Zszokowany. Poruszony do szpiku kości, wydrylowany, wywirowany, wyciśnięty jak brudna ścierka. Jeśli nie umarła podczas samego rozbicia samolotu, sam ją przed chwilą zabił - patrzył jak spada, jak poparzony, brudny od krwi korpus uderza w ziemię, jak kończyny układają się w bezwładzie i jak leży tam, wykrzywiona i martwa.
Zabił ją.
Zabił cały swój świat.
Pogrążony we własnym bólu, psychicznym - ten fizyczny na chwilę zszedł na boczny tor, nawet nie zauważył, że dziewczynka również spadła, tylko szczęśliwie zatrzymała się na innym konarze. Zacisnął oczy, spod powiek wypłynęło kilka słonych łez. Został sam i też chciał umrzeć. Zabił Rose, może zabił tą dziewczynę, może Benjamin również stracił w tej katastrofie życie - pragnął śmierci. Natychmiastowej, przynajmniej paskudna rana na brzuchu nie bolałaby tak bardzo, że mdlał przy każdym ruchu.
Uchylił oczy, nie umiejąc jednak przez dłuższą chwilę złapać ostrości. Nadal żył, choć wcale nie chciał. Prawie nic nie widział, mgła spowiła cały jego świat, jednak coś słyszał. Krzyk. Jak wysoko jesteście? Żyje pan? Nie miał siły otworzyć ust by odpowiedzieć, każdy oddech wiązał się z tak silnym bólem, że nie potrafił się przełamać, by jakkolwiek zmienić swoją (fatalną) pozycję. Musiał zejść niżej, musiał stanąć na ziemi, musiał pomóc tej dziewczynce, którą prawie zabił. Rozsądek kazał ratować swoje życie, serce kazało zeskoczyć, by dołączyć do Rose.
Raz w życiu posłuchał serca i już wiedział, że popełnił błąd.
Chwiejnie i nieporadnie zaczął schodzić, dosłownie płacząc z bólu przez ten nieszczęsny brzuch. Przebity? Może coś w tej ranie było? Zagryzł wargę do krwi, czując prócz jej metalicznego smaku jeszcze słoność potu, brud, nawet spaleniznę. Kilka gałęzi niżej zatrzymał się, oceniając jaką odległość jeszcze musi pokonać. Był wyczerpany, ręce mu drżały tak, że ledwo trzymał się, by nie spaść.
- Mo... może... możesz zejść? - wybełkotał do dziewczynki, trzęsąc się z bólu, strachu i rozpaczy. Nadal mógł zeskoczyć i się zabić, a wizja ta z każdą sekundą kusiła go coraz bardziej. Gdzie Benjamin?
Odsłonił koszulę, by ocenić ranę na brzuchu, dostrzegając dużo krwi, poszarpanej skóry i niemalże czarne siniaki na żebrach. Złamanych?
- Potrzebujesz pomocy? - nie, debilu; przecież widać, że piegowata miewa się wspaniale.
Powrót do góry Go down
Astrid Brathford


Astrid Brathford


Wiek : 24
Zawód : pielęgniarka
Liczba postów : 12
Data dołączenia : 12/10/2013

Ekwipunek : -

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyPon Paź 14, 2013 7:20 pm

Chyba jeszcze nigdy nie czuła się bardziej bezsilna niż w obecnej sytuacji. Jedynym narzędziem ewentualnej pomocy mogły być porozrzucane wszędzie gałęzie, pojedyncze strzępy samolotu i to co aktualnie miała na sobie. Z reszty rzeczy nie miała najmniejszego pożytku. Nawet głowa robiła jej na przekór. Myśli rozbiegały się w dwóch różnych kierunkach, a procedury które w podobnych sytuacjach powinny być jej znane i dość oczywiste, uleciały wraz z nadziejami o bezpiecznym lądowaniu w Los Angeles. Nie była osobą poddającą się na starcie, bynajmniej, zawsze potrafiła znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Każdej, tylko nie obecnej. Za bardzo się bała, była zbyt zszokowana, pogrążona w ciągłym niedowierzaniu, aby chociażby poradzić sobie z poranionymi dłońmi, które teraz obficie krwawiły, nie dając w żaden sposób zatamować krwotoków.
Lekkie krwawienie tamuje się przez uniesienie kończyny i nałożenie opatrunku na ranę.
Opatrunku? Skąd do cholery weźmie teraz opatrunek? Nie była w stanie znaleźć kawałka w miarę czystej tkaniny, a co dopiero jałową gazę. Wzięła głęboki oddech, mając nadzieję że tym samym ustąpi jej początkowy napad paniki, z którym zazwyczaj radziła sobie poprzez odpowiednie pigułki. Jako, że ich przy sobie nie miała, musiała poradzić sobie nieco inaczej. Widząc, że z leżącej na ziemi dziewczyny praktycznie nic nie zostało, podeszła bliżej, odrywając z jej podartego ubrania kawałek materiału, który następnie wykorzystała do zrobienia własnego prowizorycznego opatrunku. Miała przynajmniej pewność, że przy udzielaniu ewentualnej pomocy, krew z dłoni nie zaleje jej widoczności. Powróciła do mężczyzny, w między czasie ponownie ocierając twarz ze strumyczków krwi. Obiecała sobie, że własnymi obrażeniami zajmie się na końcu, przecież ostatecznie nie były takie poważne. Przed wyjazdem odbyła serię szczepień, więc jedyną możliwością było, że gdzieś w między czasie złapie zakażenie, co poniesie za sobą serię nieprzyjemnych choróbsk, które w efekcie doprowadziłyby do zgonu. Jednak wyrzuciła tę wizję z głowy tak szybko, jak pozwoliła aby się zakradła. Nie miała czasu na rozczulanie się nad własnymi dolegliwościami. Podeszła do mężczyzny z rurą w nodze.
- Je.. jestem pielęgniarką. Mogłabym na to spojrzeć. - wyjąkała po raz pierwszy odkąd znalazła się.. właściwie nie miała pojęcia gdzie. Jedyne co była w stanie stwierdzić, to że znajdowali się na bliżej nieokreślonej tropikalnej wyspie, co potwierdzało szumienie fal gdzieś w oddali i egzotyczne rośliny, których z pewnością nie spotkałoby się w normalnych warunkach. Skrzywiła się nieco oceniając jego obrażenia. Nigdy nie odbyła żadnego kursu, który mówiłby jak należy postępować w wypadku pacjenta, który paradowałby przed nią z rurą przebijającą nogę na wylot. Nie mogła jej wyjąć, bo jedynie spowodowałaby krwotok. Najlepszym sposobem byłoby użycie piły, aby przeciąć rurę na bokach i pozwolić, aby rana goiła się samodzielnie, ale skąd do cholery miała tu wytrzasnąć piłę? Zażenowana własnymi pomysłami, których przecież nie mogłaby zrealizować nawet, gdyby bardzo się uparła, rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby unieruchomić nogę, tym samym uciskając ranę, aby zapobiec krwotokowi. Sięgnęła po solidnie wyglądający kij i wykorzystała go do ustabilizowania nogi mężczyzny, tym samym przywiązując oderwanym wcześniej rękawem koszulki, ściśle tuż nad raną. - Przepraszam, nie jestem w stanie nic więcej zrobić. - mruknęła, nieco zawstydzona własną niekompetencją. Obiecywała sobie w duchu, że jeśli tylko wyjdzie cało z całej tej sytuacji, a zdecydowanie bardziej przyłoży się do przestudiowania całej medycyny katastrof, była tego pewna. Bo swoich próbach ratowania nogi nieznajomego, w końcu miała chwilę, aby rzucić okiem na postaci ponad jej głową. Dopiero teraz zdając sobie sprawę, że ich obecna sytuacja wcale nie należy do najprostszych, ani tym samym komfortowych. Podźwignęła się na nogi, ignorując ból praktycznie w każdej części ciała. - Mogłabym wam jakoś pomóc? - zapytała, chyba trochę zbyt spokojnie, zważając na sytuacje w jakiej się znajdowali. Nawet jeśli nie miała pojęcia jak się do tego zabrać, zamierzała im pomóc, jakkolwiek.

przeszukałam całe internety, żeby dowiedzieć się, jak postępować w razie rury w nodze, ale nawet google nie umiało odpowiedzieć mi na to pytanie, z tego wynika moje pokraczne opisywanie postępowania w razie podobnych przypadków, musicie wybaczyć :c
Powrót do góry Go down
Wendy Gilmore


Wendy Gilmore


Wiek : 15
Zawód : uczennica
Skąd : Los Angeles
Liczba postów : 29
Data dołączenia : 08/10/2013

Ekwipunek : jałowe kompresy, zastrzyki przeciwzakrzepowe (4), woda utleniona

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyPon Paź 14, 2013 8:59 pm

Czy mogła zejść? Och, oczywiście że mogła, to przecież tylko kilkadziesiąt metrów w dół, ona i jej nagle powstały lęk przed wysokościami nawet się nie zlękną zaistniałej sytuacji! Przełknęła głośno ślinę, a im dłużej spoglądała na ziemię, tym szybciej schły łzy na jej twarzy, tworząc być może artystyczną plątaninę mocnej czerwieni i brązu, a także wyrzeźbionych w nich, słonych strug. Popatrzyła na własny palec, dalej mocno się wykrzywiając, ale powinna raczej przyzwyczaić się do tego widoku. I odkazić ranę. Potem opatrzyć. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby wdarło się tam zakażenie, a sytuacja złośliwie zmusiła ją do amputacji CAŁEJ lewej dłoni, zupełnie jakby utrata kciuka była niewystarczającą drobnostką. Cóż, pisać dalej mogła i raczej nie powinna narzekać, bo wciąż nie wiedziała, czy do momentu postawienia stopy na ziemi (jeśli kiedykolwiek do tego dojdzie) wciąż będzie miała wszystkie kończyny i działające zmysły.
- Nie wiem - przyznała, znów ocierając łzy. Ja jestem tylko głupią piętnastolatką, niech mnie pan zabierze do domu, może pan to zrobić?, chciała zapytać. Może pan sprawić, żeby nie doszło do katastrofy? Pan przecież też by tego chciał. Niech pan nawet nie zaprzecza. - Boję się i chyba... chyba nie dam rady...
Chciała odchrząknąć, ale zamiast tego z jej gardła wydobył się tylko niewyraźny i jednocześnie okropnie żałosny jęk. To nie był odpowiedni czas na to, co zamierzała powiedzieć, jednak cóż poradzić, że w takich chwilach nie należała do najrozsądniejszych osób. Wydostała się wreszcie z duszą na ramieniu ze swojego siedzenia i spróbowała zejść konar niżej; z trudem złapała równowagę, przytulając się do pienia i znów chcąc zacząć płakać.
- Ale ja bez pana nigdzie nie pójdę - powiedziała nagle złamanym głosem. - Zejdzie pan tu? Proszę?
Powrót do góry Go down
http://sofrightening.tumblr.com/
Mistrz Gry

just chillin' killin'
Mistrz Gry


Liczba postów : 183
Data dołączenia : 28/09/2013


WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyWto Paź 15, 2013 7:46 am

Devon, od gałęzi, na której stoi Wendy dzielą Cię jeszcze cztery metry. Możesz spokojnie ruszać na dół, ale pamiętaj o mocnym bólu brzucha i o swoich obrażeniach. To nie będzie przyjemna wędrówka. Radzę też ostrożnie wybierać miejsca, na których stawiasz stopy. Upadek z pięćdziesięciu metrów nie różni się zbyt wiele od tego z siedemdziesięciu, a przecież widzisz, co zostało z Twojej ukochanej, której większa część znajduje się teraz na jakiejś kobiecie, wołającej coś do Was z dołu.

Wendy, w stanie lekkiej histerii i bez kciuka ciężko Ci wybierać rozsądnie gałęzie. Twoja lewa kostka zsuwa się niefortunnie z konaru, słyszysz nieprzyjemny chrobot i czujesz ostry ból lewej kostki. Jest skręcona albo zwichnięta, nie wiesz, na razie się nad tym nie zastanawiaj tylko spróbuj utrzymać równowagę. Nie chcesz chyba pociągnąć za sobą tego miłego pana na ziemię?

Drzewni ludzie, możecie powoli posuwać się na dół, ale nie będzie to przyjemna wędrówka.

Astrid, nawet najlepsza szkoła medyczna nie była w stanie przygotować Cię na taki widok. Zrobiłaś jednak co mogłaś, przy akompaniamencie jęków Timothy'ego. Chociaż może sensowniej byłoby go dobić? Jego sytuacja nie wygląda najlepiej, ale bardziej możesz pomóc teraz schodzącym ludziom. Psychicznie - zagrzewając do walki o niezłamanie karku? Fizycznie - próbując wdrapać się na drzewo? Tchórzliwie - zostając na ziemi? Masz wiele możliwości, to tylko przykłady. Co zrobisz?

Timothy, dalej jesteś przybity, nastawiona noga boli potwornie, masz wrażenie, że cale Twoje ciało płonie z bólu, ale przynajmniej masz obok siebie żywego człowieka. I mnóstwo trupów. Obok Ciebie znajdują się walizki. Zajmiesz się histeryzowaniem czy otwieraniem którejś z nich? A może rozmową ze swoją pielęgniarką?
W torbie znajdujesz: tabletki przeciwbólowe, gazetę, odtwarzacz muzyki i słuchawki
Powrót do góry Go down
Devon Preisner

ghost in the back of your head
Devon Preisner


Wiek : 27
Zawód : biolog molekularny
Skąd : Lancaster, Kalifornia, US
Liczba postów : 83
Data dołączenia : 28/09/2013

Ekwipunek : zdjęcie bratanic

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyWto Paź 15, 2013 6:52 pm

Nigdy nie myślał, że odczuwanie takiego bólu jest możliwe. Owszem, słyszał, że jakieś granice, że jednostki - chociaż jako umysł ścisły i naukowy zastanawiał się w jaki cholerny sposób ludzie nauczyli się mierzyć ból. I na tym kończył przemyślenia, oddając się zajęciom ważniejszym dla niego samego. Chyba źle postąpił, może teraz wiedziałby co zrobić. Ból doskwierał mu niemiłosiernie, wzięcie oddechu było potężnym wyzwaniem, nie mówiąc nawet o wyginaniu obolałych ramion by schodzić coraz niżej, ku dziewczynce, która definitywnie potrzebowała pomocy.
Nie był pewien, czy przypadkiem nie stracił przytomności gdzieś po drodze, albo czy ból nie przerósł go na tyle, że jego umysł nie odbierał już żadnych innych bodźców, poza pulsującym i ćmiącym rwaniem gdzieś nad pępkiem. Pragnął wyrwać sobie wszystkie trzewia, żeby tylko przestało tak potwornie boleć. Resztkami sił trzymał się gałęzi i kontynuował powolną wędrówkę ku dziewczynce, uchylając oczy tylko w momentach, gdy lokalizował kolejne konary pod swoimi stopami. Tak celem uniknięcia upadku - tylko widok tej płaczącej małej, potrzebującej pomocy, trzymał go w jakichkolwiek ryzach, które z każdą sekunda były coraz luźniejsze i rozchwiane.
Bał się stanąć na jednej gałęzi razem z dziewczynką, dlatego zatrzymał się na najbliższej, tuż obok niej, resztką sił kurczowo łapiąc się resztek świadomości, by nie zwariować z bólu. Był już cały mokry od potu, brudny od krwi i bliżej nieokreślonego pyłu, który chyba zdążył dostać się do poszarpanej rany na brzuchu. Tak, jakby dotychczas nie bolało go wystarczająco silnie.
- Jestem - powiedział cicho i słabo, odwracając głowę w jej stronę i nawet otwierając opuchnięte oczy. Nadal byli zbyt wysoko, by móc zeskoczyć. - Nie płacz, skup się. Musimy zejść, rozumiesz? - kontynuował niemalże rozpaczliwie, mając ochotę też stać się na chwilę taką małą dziewczynką. Przynajmniej jego płacz nie byłby odebrany jako jawne oświadczenie "jestem skończoną ciotą".
Odsłonił brzuch raz jeszcze, a jego oczom ukazała się wielka, krwawiąca rana, brudna i nieregularna. Nawet nie nadawała się do szycia czy jakiegokolwiek opatrunku. Skoro jakaś siła wyższa postanowiła go trzymać przy życiu, to ostatnie, czym mogła mu dowalić, to zakażenie tak potężnego uszczerbku na fizyczności. - Kurwa mać... - jęknął jeszcze, zaciskając zęby i przyciskając czoło do kory, co w porównaniu do ognia, który palił mu tkanki w miejscu zranienia, było zaledwie łaskoczącym dyskomfortem.
Powrót do góry Go down
Wendy Gilmore


Wendy Gilmore


Wiek : 15
Zawód : uczennica
Skąd : Los Angeles
Liczba postów : 29
Data dołączenia : 08/10/2013

Ekwipunek : jałowe kompresy, zastrzyki przeciwzakrzepowe (4), woda utleniona

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyWto Paź 15, 2013 8:38 pm

Och, Wendy, może byłoby Ci znacznie łatwiej, gdyby rodzice wybrali fortunniej twoje imię? Co, gdybyś zamiast towarzyszką Piotrusia Pana stała się ukochaną Tarzana, który z taką pasją fikał z gałęzi na gałąź, a przemieszczanie się po drzewach było dla niego bułką z masłem? Cóż, przynajmniej w Disneyu. Niemniej jednak - czy jako Jane łatwiej byłoby ci zejść w dół i znaleźć się bezpiecznie na ziemi?
Pisnęła głośno i przeraźliwie, kiedy nagle zsunęła się z gałęzi, a jej stopa nienaturalnie się wykrzywiła. Jeszcze mocniej przytuliła się do pienia pnia (:* - Sissy), starając się postawić nogę w jakimś bezpieczniejszym miejscu, co wywołało kolejną falę obezwładniającego bólu. Jeśli nie mobilizowałaby jej do tego wola przeżycia, już dawno pozwoliłaby sobie uwolnić ze zrozpaczonych skurczów mięśnie i zlecieć na dół, dokładnie tam, gdzie bezręka kobieta. Rozpoznała ją; oczywiście, że ją rozpoznała. Siedziała dwa siedzenia na lewo, pogrążona w rozmowie z mężczyzną, który niedawno pozwolił jej zginąć, żeby mała Gilmore mogła żyć. Starała się jeszcze o tym nie myśleć; podziękuje mu później. Chociaż... co, jeśli potem nie będzie okazji?
Pomoże mu, pozwalając im obojgu znów stanąć na ziemi.
- Musimy zejść, rozumiesz?
Pokiwała nieco za szybko głową, zagryzając mocno dolną wargę i starając się nie myśleć o bólu, który wciąż, wymieszany z nieopisanym strachem, wywoływał u niej odruch wymiotny.
- Zn-znajdziemy panu jakiś opatrunek, ale tak ba...ba-bardzo chcę już być n-na ziemi - wyznała, próbując kontrolować grymas, który znów żałośnie wykrzywił jej okrwawioną twarz.
Zamknęła na chwilę oczy, pozwalając sobie na wzięcie głębokiego oddechu i ustabilizowanie tańczącego przed oczami wszechświata, po czym zaczęła nawet ostrożniej niż przed chwilą zsuwać się na grubą gałąź znajdującą się poniżej, wcześniej trzykrotnie stawiając na niej lekko prawą stopę i upewniając się, czy konar nie załamie się pod ciężarem tych nieszczęsnych czterdziestu paru kilogramów; ani na chwilę nie puściła pienia drzewa, który, po tym wszystkim, co dla niej zrobił (no halo, to właśnie on stanowił jej podporę i utrzymywał ją przy życiu!), w lepszych warunkach mogłaby poślubić. A przynajmniej zrobić z niego stolik i postawić go w salonie, a przez następne dekady życia nieprzerwanie czcić, wprowadzając w życie kult stolika albo inny tego typu fetysz. byle nie kałamarnicowy
Zeszła na jeszcze niższą gałąź, powoli przemieszczając się w dół - oczywiście co chwilę unosiła głowę, upewniając się, czy Devon jeszcze żył. Miała dziwne wrażenie, że gdyby to on właśnie był kolejnym trupem, nie wytrzymałaby tego psychicznie.
- Bardzo pana boli? - zapytała wreszcie, ignorując fakt, jak irracjonalne było odzywanie się podczas skupiania na schodzeniu; pomimo tego w momencie, kiedy w powietrzu wisiała ciężka siła, zaczynała tracić siłę do walki i wiarę w to, że wszystko będzie dobrze. A przecież... będzie, prawda?

OH FUCK NAPRAWDĘ NAPISAŁAM 'PIENIA'? NAWET NIE BYŁO TAK PÓŹNO, JAK TO SIĘ STAŁO...?! D:


Ostatnio zmieniony przez Wendy Gilmore dnia Sob Paź 19, 2013 1:41 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
http://sofrightening.tumblr.com/
Timothy Brent


Timothy Brent


Wiek : 41 lat
Zawód : inżynier konstruktor
Skąd : Corpus Christi, TX
Liczba postów : 23
Data dołączenia : 07/10/2013

Ekwipunek : tabletki przeciwbólowe, gazeta, odtwarzacz muzyki i słuchawki

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyCzw Paź 17, 2013 11:23 am

Nie otrzymał odpowiedzi od osób znajdujących się na drzewie, ale wciąż słyszał ich głosy. Żyli. Miał nadzieję, że wkrótce zjawią się ratownicy, czy strażacy. Skądś dobiegał do nozdrzy Tima zapach spalenizny.
Zamrugał kilkakrotnie rozglądając się po plaży. Dopiero teraz do jego umysłu dotarł postapokaliptyczny obrazek, zgotowany przez australijskie linie lotnicze. Zastanawiał się, czy służby ratunkowe będą w stanie rozpoznać pasażerów, a tym bardziej dopasować brakujące fragmenty ciał do korpusów. Ten widok nie budził w Timie obrzydzenia, a jedynie współczucie dla bliskich ofiar. Oczami wyobraźni widział nagłówki gazet, rzędy trumien, żałobę. Przymknął oczy, zagryzając suche wargi. Wieczny odpoczynek racz im dać Panie.... Nie miał siły się przeżegnać, czy złożyć dłoni do modlitwy. Coraz bardziej palący ból rozdzierał całe ciało Tima, od nogi w której tkwił pręt, po samą głowę.
Nie mógł im pomóc, było już za późno, ale mógł się pomodlić, zadbać o spokój ich dusz po drugiej stronie. Wierzył, że coś czeka nas po śmierci, niekoniecznie biblijne niebo, czy piekło. Nie można ot tak zniknąć ze świata, pozostając jedynie kośćmi zamkniętymi w drewnianej trumnie.
Otworzył powieki, widząc zmierzającą ku niemu postać. Młoda dziewczyna, trzymająca w ręku skrawki materiału, wyglądała zaskakująco spokojnie. Zdradził ją niestety słaby, załamany głos. Jest pielęgniarką, pomoże mu do czasu przyjazdu ratowników. Spojrzał na swoją nogę, która wyglądała jak litera L, wygięta do wewnątrz. Nie bolało go kolano, kość nie była złamana, a staw nie uszkodzony. Nienaturalna pozycja wynikała tylko i wyłącznie z tego, pod jakim kątem wbił się pręt.
- Nie masz przypadkiem ze sobą podręcznego lekarza albo zestawu chirurgicznego? - zażartował. Zawsze wyostrzał mu się dowcip, kiedy znajdował się w sytuacjach beznadziejnych. Nawet podczas kłótni z żoną nie mógł powstrzymać się od żartobliwych docinek.
Kiedy dziewczyna zdecydowała się dotknąć feralnej nogi, z ust Tima wydobył się krzyk, porównywalny do tego, który wydobyła z siebie Kate rodząc ich córkę. Zacisnął zęby, jedynie sycząc, kiedy pielęgniarka uciskała nogę jakimś zakrwawionym materiałem. Nawet nie obchodziło go za bardzo to, że może złapać jakieś paskudną chorobę, od właściciela ubrania.
- Dziękuję - odpowiedział cicho, po czym padł na piasek, mając gdzieś, że znowu wszędzie znajdą się jego drobinki. Przekręcił głowę w prawą stronę, a jego oczom ukazał się rozerwany bagaż. Czemu wcześniej go nie zauważył?
- Podaj mi to - powiedział do dziewczyny, bojąc się, że go nie usłyszy. Sam ledwo słyszał siebie. Pulsująca w skroniach krew była niczym kilkaset grających bębnów. Pomimo prośby, sam spróbował sięgnąć po jedną z toreb i przyciągnął ją do siebie, mając nadzieję, że należała do chirurga.
Powrót do góry Go down
Devon Preisner

ghost in the back of your head
Devon Preisner


Wiek : 27
Zawód : biolog molekularny
Skąd : Lancaster, Kalifornia, US
Liczba postów : 83
Data dołączenia : 28/09/2013

Ekwipunek : zdjęcie bratanic

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyPią Paź 18, 2013 5:42 pm

Wpatrywał się w swój brzuch, wyłączając się na chwilę ze świata zewnętrznego. Może i ból zaczynał go przerastać, w konsekwencji zaczynał mu się rozbiegać obraz, nie umiał już łapać poprawnie ostrości wzrokiem i wszystkie mięśnie drżały już z wyczerpania i nadmiaru silnych bodźców. Jednak ż y ł. Spojrzał w dół, dostrzegając (chociaż nie mógł powiedzieć, by uzyskany obraz był przesadnie wyraźny) wykrzywione ciało Rose i miał wrażenie, że sam umiera od tego widoku. Skazał ją na pewną śmierć, o ile udało jej się przeżyć to lądowanie na drzewie. Skazał ją na śmierć godząc się na wyjazd do jego rodziców, których tak bardzo pragnęła poznać. Skazał ją na śmierć wraz z momentem, gdy dał jej swój cholerny numer telefonu, gdy otarł bok jej samochodu.
On, aż i zaledwie, miał niemalże rozpruty brzuch. Co mogło stać się Benjaminowi? Czy przeżył? Jeśli umarł, to nagle i bezboleśnie, czy też ktoś postanowił cenić jego życie mniej niż czyjeś inne przez subiektywną ocenę szans, jak on to zrobił z piegowatą i swoją niedoszłą narzeczoną?
Nie poznawał siebie - nie miał pojęcia gdzie się podział rzeczowy naukowiec, który nie marudził, nie gdybał, nie rozpamiętywał, a tkwił w świecie faktów i prawd, choćby tych, które sam ustalał po całych godzinach wiszenia nad próbką pod mikroskopem. Sytuacja kryzysowa wpędziła go w kozi róg jego własnego umysłu; do zakamarków, które zakurzone od lat stały nietknięte, ponieważ w całym naukowym zabieganiu nie miał czasu na jakieś pierdoły, do których zaliczał właśnie takie roztkliwianie się nad sobą.
Dopiero drżący głos dziewczynki jakkolwiek przywołał go do rzeczywistości. Bardzo bolesnej - rana z sekundy na sekundę rwała coraz bardziej i niemalże cała płonęła, rozogniona dodatkowo brudem i potem.
Spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem, kręcąc głową ostrożnie. - Zejdziemy, uda nam się - powiedział zdecydowanie zbyt słabo, by mogło ją to jakkolwiek pocieszyć.
Powoli przemieszczali się w dół i w momencie, kiedy udało mu się jakkolwiek zignorować zabójczy ból i wprawić się w jakiś rytm, jedna gałąź zarwała się pod nim i niemalże spadł, najwyższym cudem łapiąc się w ostatniej chwili pobliskiego konaru. Nie miał pojęcia ile trwał cały precedens, jednak pod koniec udało mu się ustawić tak, że był pod dziewczynką i na ziemi stanął jako pierwszy, czując, ze zaraz zemdleje z bólu, zmęczenia, strachu i szoku - w którym tkwił nadal. Wyciągnął ręce do dziewczyny, pomagając jej zeskoczyć z ostatniej gałęzi na ziemię, zamykając ją na chwilę w uścisku.
- Już jesteś bezpieczna - powiedział do niej cicho, po czym postawił ją całkiem i rozejrzał wokół, lokalizując niedaleko Rose (serce rozerwane na miliardy części) kogoś żyjącego. Szybko połączył fakty - to musiał być ten mężczyzna, który krzyczał do niech z dołu. Potrzebował jeszcze kilku sekund żeby ocenić sytuację i zarejestrować rurę wbitą w nogę nieznajomego. - Ja pierdolę... - zaklął tylko, upadając na kolana i zaciskając włosy w pięściach. Marzył tylko o tym, by przestało boleć, jednak przynajmniej nie miał jakiegoś żelastwa wbitego między dwunastnicę a trzustkę.
Powrót do góry Go down
Wendy Gilmore


Wendy Gilmore


Wiek : 15
Zawód : uczennica
Skąd : Los Angeles
Liczba postów : 29
Data dołączenia : 08/10/2013

Ekwipunek : jałowe kompresy, zastrzyki przeciwzakrzepowe (4), woda utleniona

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptySob Paź 19, 2013 3:25 pm

Może właśnie to było powodem, dlaczego Wendy przez bite piętnaście lat swojego życia unikała chodzenia po drzewach, ze strachem spoglądając na szalejących po gałęziach rówieśników.
Z drugiej strony – czy nie byłoby jej łatwiej, gdyby godne małpiatek chodzenie po rosłych i wiekowych przedstawicielach tutejszej flory weszło jej swego czasu w krew, zajadle trenowane przez całe dzieciństwo z równie skocznymi przyjaciółmi? Pokręciła głową (oczywiście mentalnie); to byłoby tak bardzo nie w jej stylu. Uprawianie czegoś, co można było ochrzcić sportem? Wytężanie ciała zamiast umysłu? Ćwiczenia wygrywające w bezkrwawej walce z lekturą? Ha.
Powoli schodziła: gałąź po gałęzi, krok po kroku, zawahanie po zawahaniu. Utrata równowagi, pewny siebie ślizg, mocny uścisk, oparcie o konar. Jeszcze tylko troszkę, jeszcze tylko troszeczkę, myślała. Nie spadnę, przecież nie mogę, nie teraz, początki są najtrudniejsze, a mam to już za sobą. Teraz będzie tylko łatwiej, tak? Proszę. Nie chcę spadać. Nie mogę. Nie mogę, nie chcę, nie mogę, ja-… ja błagam!
Koniec końców nie było to aż takie trudne, prawda, Wendy?
Gdy mężczyzna postawił ją na ziemi, nie spojrzała na niego z wdzięcznością, nie rzuciła się swojemu bohaterowi na szyję i nie zostawiła na jego policzku rozradowanego buziaka. Zamiast tego wypadła z jego ramion i skuliła się na ziemi, starając się nie dostrzegając trupów, zapomnieć, że była… no właśnie, gdzie była?, założyć na nos filtr, który uniemożliwiłby wpuszczanie mieszaniny wszystkich kumulujących się w powietrzu odorów.
Schyliła się i zwymiotowała, czując pieczenie w przełyku i unoszący się, nieprzyjemny zapach. Ogarnęło ją... upokorzenie? Czy w tej sytuacji była jeszcze mowa o upokorzeniu? Otworzyła zaciśnięte przed chwilą powieki, pod którymi skumulowały jej się łzy, tym razem niezwiązane ze strachem i innymi kotłującymi się w niej emocjami. Trwała tak jeszcze chwilę, drżąc i czując narastający z każdą chwilą ból; znajdowała się bezpiecznie na ziemi, adrenalina przestawała buzować i doszło do niej wreszcie, że straciła palec. Najpewniej minęło trochę czasu od jego odcięcia i rana była cała zanieczyszczona, ale może powinna go poszukać? Jak już wyjdą z tego lasu, poszukają cywilizacji oraz szpitala, m-może wtedy będzie dało się go jakoś przyszyć. Wzdrygnęła się. Swoją drogą, czy to nie dziwne, że nikt mieszkający w tym kraju/mieście, w którym się rozbili, nie zainteresował się jeszcze katastrofą?
Bo przecież…
Nie, przecież nie mogła to być jakaś wyspa pełna kanibalów, który to motyw przewijał się przez wiele filmów.
Zwymiotowała raz jeszcze, co z jakiegoś powodu przyniosło jej ulgę.
Starając się nie patrzeć na własną lewą dłoń i nie myśleć o leżących wkoło zwłokach jako o ciałach tych, którzy jeszcze niedawno żyli, podniosła się, dostrzegając przez łzy, że oprócz niej i mężczyzny, którego imię na pewno padło w rozmowie z jego… ukochaną? przyjaciółką? żoną? siostrą?, ale w stresie Wendy nie mogła go sobie przypomnieć, pod drzewem znaleźli się też inni RUSZAJĄCY SIĘ i dość żywi ludzie. Już miała do nich podbiec, pomóc, poszukać jakiegoś telefonu, nadajnika, pilota, SAMOLOTU, GDZIE DO CHOLERY BYŁ SAMOLOT… ale usłyszała przeklinającego Devona i zrozumiała, że czas na podziękowanie. Może nie w formie pustej wypowiedzi, lecz… wsparcia? O nie, to inni zazwyczaj dawali jej wsparcie, nie ona innym.
Cóż, będzie musiała tym razem zaimprowizować.
Przysunęła się chwiejnie do Preisnera, po drodze potykając o własne stopy. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła; żadne słowa nie wydawały jej się odpowiednie. Otuliła się tylko ramionami i otarła łzy ściekające na policzkach; tym razem nie były już wywołane wyłącznie jej szkodami. Ona straciła palca, on – bliską jej osobę…
…och, właśnie, gdzie pozostała dwójka uczniów? Gdzie? No gdzie?! Bała się spojrzeć na leżące w w pobliżu ciała w obawie, że wśród nich ujrzy znajome twarze.
- Za-zaraz panu pomogę, ze mną chyba w-wszystko w porządku, dam radę – powiedziała szybko, ale dość niepewnie. - Może… ta rana… Boże, pan potrzebuje pomocy…
Rozejrzała się, szukając jakichś porozrzucanych toreb, podręcznych apteczek czy nawet przeklętego źródła wody w okolicy. Nie chciała od razu rzucać się na zwłoki i przeszukiwać kieszeni ich ubrań, nawet jeśli wiedziała, że może zostać wkrótce do tego zmuszona.
czy mistrzu mi podpowie? <3
Powrót do góry Go down
http://sofrightening.tumblr.com/
Mistrz Gry

just chillin' killin'
Mistrz Gry


Liczba postów : 183
Data dołączenia : 28/09/2013


WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyNie Paź 20, 2013 12:00 pm

Wendy, obok siebie widzisz stos walizek, które możesz przeszukać. Otwierasz pierwszą - nic, otwierasz drugą - wypływa z niej dziwna ciecz, chyba krew, otwierasz trzecią - także jest pusta, ale...pod nimi znajdujesz apteczkę, a w niej jałowe (!) kompresy - sztuk trzy, cztery zastrzyki przeciwzakrzepowe i wodę utlenioną. Co raczej nie przyda się mężczyźnie przybitemu rurą do ziemi, ale...może Devonowi?
Powrót do góry Go down
Timothy Brent


Timothy Brent


Wiek : 41 lat
Zawód : inżynier konstruktor
Skąd : Corpus Christi, TX
Liczba postów : 23
Data dołączenia : 07/10/2013

Ekwipunek : tabletki przeciwbólowe, gazeta, odtwarzacz muzyki i słuchawki

WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyWto Paź 22, 2013 5:38 pm

Klął w duchu siarczyście, mając nadzieję, że to co myśli nie wypowiada przez lekko rozchylone usta. Chciało mu się pić. Niebotycznie potrzebował wody, soku, czy czegokolwiek czym dysponowała plaża po katastrofie samolotu. Oblizał suche wargi, mając nadzieję, że dwójka młodych ludzi schodzących po drzewie nie są wynikiem halucynacji z odwodnienia.
Oprócz nogi paliło go całe ciało, a najbardziej przełyk, do którego cofała się zawartość żołądka. Ból był tak ogromny, że aż powodował mdłości. Gdy tylko wróci do domu podziękuje Kate, że wydała na świat dwójkę dzieci bez większego jęknięcia.
Syknął z bólu, kiedy przesunął się lekko w lewą stronę, aby postawić przy sobie pociągniętą za ramię torbę. To co tam znalazł spowodowało u niego spazmatyczny, szyderczy śmiech, który w tym momencie był krzykiem rozpaczy. Przynajmniej będzie mógł posłuchać sobie muzyki przed śmiercią.
Tabletki przeciwbólowe rozsądnie byłoby połknąć zanim straci przytomność. Z drugiej strony jeśli nie będzie przytomny, nie będzie nic czuł - szkoda zatem leków. Poza tym NA PEWNO zaraz pojawią się służby ratunkowe.
Spojrzał w kierunku pnia drzewa, na przytulają się parę, a właściwie na nastolatkę o lekko piskliwym głosie wiszącą na szyi młodego chłopaka. Zastanawiał się, czy reakcja chłopaka, to że upadł na kolana, była reakcję na pręt wystający z jego własnej nogi? Sam miał przecież poplamioną koszulkę i mógł zauważyć własne obrażenia. Powód mógł być też zgoła odmienny.
- Nic wam nie jest? - zapytał trochę z ojcowską troską, a ruch suchych strun głosowych dorzucił ziarnko do wiaderka bólu. Dziwne, że nawet w takich sytuacjach stawiał dobro innych ponad własne. Tim Dobry Samarytanin, szkoda tylko, że przygwożdżony do piaszczystego brzegu.
Powrót do góry Go down
Mistrz Gry

just chillin' killin'
Mistrz Gry


Liczba postów : 183
Data dołączenia : 28/09/2013


WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO EmptyCzw Paź 24, 2013 11:52 am

Devon, przy pomocy Astrid udaje się Wam wyciągnąć rurę z nogi Timothy'ego. Mężczyzna mdleje jednak przy tym z bólu i traci przytomność na bardzo długo. Na szczęście krwawienie nie jest mocne - nie obawiajcie się więc tego, że miły brodaty pan zemrze Wam w czasie drogi na plażę.
Słyszycie powiem głośny huk i kłęby dymu, które pojawiły się za drzewami po Waszej lewej stronie. Postanawiacie więc udać się ku tym dość niewesołym odgłosom, licząc na to, że znajdziecie tam coś więcej niż stosy zwłok i rozwalonych walizek. Timothy nie może poruszać się sam, więc przetransportowujecie go na plażę na wielkiej, szarej płachcie, która kiedyś była zapewne obrusem z pierwszej klasy.

Zamykam ten temat, możecie już pisać na PLAŻY I OKOLICACH (dowolny temat, dowolna konfiguracja osobowa), pamiętajcie tylko o swoich obrażeniach i o tym, że od katastrofy MINĘŁO TYLKO PÓŁTOREJ GODZINY. Dalej więc jest słonecznie, gorąco, duszno i dalej nie wiecie nic o swoim obecnym położeniu.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





WYSOKIE DRZEWO Empty
PisanieTemat: Re: WYSOKIE DRZEWO   WYSOKIE DRZEWO Empty

Powrót do góry Go down
 

WYSOKIE DRZEWO

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
i'm lost in the thrill of it all :: ROZGRYWKA :: KATASTROFA SAMOLOTU-