Ava Luhrmann

IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Ava Luhrmann

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Ava Luhrmann


Ava Luhrmann


Wiek : tylko 23 lata
Zawód : cyganeczka
Skąd : Bundaberg/Sydney
Liczba postów : 99
Data dołączenia : 28/09/2013

Ekwipunek : opakowanie chusteczek higienicznych, szczotka do włosów i plastry na odciski (wraz z wkładką żelową do butów), zegarek z dalmatyńczykami

Ava Luhrmann Empty
PisanieTemat: Ava Luhrmann   Ava Luhrmann EmptyPon Wrz 30, 2013 4:19 pm

KARTA POKŁADOWA
Lot nr 815, Oceanic Airways, Sydney - Los Angeles

Dane pasażera:

Ava Luhrmann Karta_zpsbf12be18

Imię i nazwisko: Ava Luhrmann
Data i miejsce urodzenia: 20 lipiec 1990, Bundaberg
Miejsce zamieszkania: Sydney {od 2010}
Zawód: zabobonna i nieuczciwa cygańska wychowanka - wróżenie przez telefon, podkradanie cudzych własności a w soboty sprzedaż biżuterii w Paddington

Kwestionariusz podróżny:
Klasa przelotu: ekonomiczna
Miejsce przelotowe: E26
Cel podróży: nagły impuls i pomysł na ucieczkę - krótka historia o intensywnym odczuciu
Podróżowała: samotnie


Kwestionariusz osobowy:
Wygląd:
Zdaje się, że odziedziczyłam po ojcu niezdolność unoszenia brwi w zdziwieniu i marszczenia czoła w zamyśleniu (babka tak mówiła). Zero emocji. Mogłabym oglądać z bliska egzekucje, a żaden nerw twarzy nawet by nie drgnął. Jednak nauczyłam się je kontrolować. Potrafię sprawić wrażenie, więc panować. Udawać. Odegram każdą rolę i pokażę po sobie przejęcie, jeśli tego chcesz. Jedni krzyczą do mnie z końca ulicy, bo zapamiętali tę niekonkretną emocję na twarzy, a drudzy spoglądają na mnie obojętnie, bo nie potrafią rozpoznać.
Oczy. Oczy w kolorze zamarzniętej wody, zanurzone w sinych wgłębieniach i otoczone wysepkami piegów. Są widoczne, bo cerę mam dość bladą, choć podobno australijskie słońce opala, ale zdaje się, że jestem na nie odporna (tak samo jak na promienne twarze). To wyróżniało mnie od ludzi, z którymi dane mi było spędzić większość mojego życia, ale też nie dawało po mnie poznać, że do nich należę. Wszystkiego można użyć, jeśli wiadomo jak. Ja wiem, choć nie jestem pewna czy ta wiedza nie zaprowadziła mnie za daleko.
Sto siedemdziesiąt pięć centymetrów. Tylko ta wartość pozostaje stała podczas kiedy cała reszta wiruje, pociągana za sznureczki raz w jedną, raz w drugą stronę, nie mogąc znaleźć dla siebie stałej amplitudy. Gdy byłam młodsza, myślałam o wypełnianiu górnej części bielizny, bo przez krótki czas wierzyłam w te nieciekawe ideały dotyczące ludzkiej sylwetki. Obecnie raczej zakładam luźne sukienki i udaję, że się sobie podobam. Do tego uwielbiam złote amulety, pierścionki ze szlachetnymi kamieniami, kwieciste chusty, a papierosy pasują mi do ust.  
Charakter:

Wyczytasz tu wiele sprzeczności i niekonsekwencji. Na pewno nie wszystko zrozumiesz, ja sama niewiele wiem, choć przecież rozmawiam ze sobą  już od dwudziestu trzech lat. Podobno wyślizguję się z zasięgu norm, ale ja przekonana jestem o swojej zwyczajności i przeciętności. Gdy odejmę wszystkie dołki i depresje od wzlotów, wyjdę na zero, więc niczym się nie wyróżnię. A zwykłość to ułomność.
Na pewno mogę pochwalić się niestabilnością. Lata temu mówili, że to moja cecha charakteru. Niedawno inni zdecydowali, że to choroba. Ale choroba z kolekcji tych, których nie można na stałe wyleczyć. Wraca, zawsze wraca, aby swoimi mackami objąć i dusić. Walczę sama ze sobą i ludzkością, którą w sobie mam. Nie chciałabym, aby nieprawdziwe uczucia i prymitywne instynkty dyktowały kim jestem. Myślę zbyt wiele i zbyt często się zastanawiam, a z moich analiz nie wynika nic sensownego czy podnoszącego na duchu. Czy to nie ironicznie, że najbardziej interesującą częścią życia jest śmierć?
Lubię wmawiać sobie, że mam przewagę nad innymi. Chwalę się sprytem, może czasem podstępnością. Nie zawsze jestem uczciwa (czy w ogóle jestem?) i lubię odkrywać słabości innych, ze świadomością, że będę mogła z nich skorzystać. Sama ich nie okazuję, podobnie jak uczuć. Maska, woskowa maska na mojej twarzy. Nie lubię jej zdejmować, bo czuję się obnażona, gdy w chwili uniesienia, pojawia się niekontrolowany uśmiech. Chowam wtedy twarz i pogrążam się we wstydzie.
Szukam i chciałabym odnajdywać. To co nowe i nieznane, ale z drugiej strony, boję się obcości. Boję się nieprzewidywalności. Boję się wszystkiego, a chcę wszystko poznać. Czy da się tak funkcjonować? To odwieczna walka myśli. Wyczerpuje i często nie pozostawia sił na korzystanie z życia.
Mącę. Lubię przerzucać dłonią kamyczki i burzyć starannie ułożone domki z kart. Nie podoba mi się spokój - ani w moim życiu ani w czyimś. Możliwe, że zazdroszczę innym stateczności i stałości. Na pewno nadrabiam jakieś ze swoich kompleksów, kiedy przepowiadam im przyszłość i skazują na walkę z myślą o zbliżającym się nieszczęściu. Możesz powiedzieć, że znęcam się nad nieświadomymi, ale to dlatego, że gardzę powodem, dla którego określeni są właśnie tym przymiotnikiem.
Nie ufam ludziom. Ani tym obcym, ani lepiej znanym. To jedna z wielu zasad, których nauczono mnie przestrzegać. Nie warto polegać na innych, trzeba pozostawać niezależnym. Nawet pomimo udawania i tworzenia iluzji o życiu w grupie ludzi prawdopodobnie do siebie podobnych.
Do większości ludzkich zachowań i pomysłów pochodzę sceptycznie. Pewnie dlatego, że ich nie rozumiem. Nie wierzę w to, że każdy ma swój styl postrzegania świata, bo w egoistyczny sposób uważam, że mój (choć poplątany, pomieszany, niepoukładany i bezsensowny) jest prawidłowy i jedyny. Tak, jestem egocentryczką. Skupiam się na sobie, dbam o swoje własne dobro. Brakuje mi empatii. Podkradam i nie myślę o smutku stracenia przedmiotów o emocjonalnym nacechowaniu. Kłamię i nie odczuwam wyrzutów sumienia.
Doskonale udaję. Potrafię sprawiać wrażenie i wielokrotnie zyskiwałam w ten sposób czyjąś aprobatę czy pomoc. Nie powiem, że okręcam sobie ludzi wokół palca, bo byłoby to przekoloryzowaniem tej aktorskiej zdolności.
Żyję w świecie metafizyki. Uduchowienia. Radzę sobie w byciu duchem lepiej niż w byciu człowiekiem, bo zdaje mi się, że brakuje mi wyraźnego szkieletu postanowień i stałych cech, na których bazowałaby cała reszta cała. Jestem za to zjawą - niewyraźną i przerażającą.

Biografia:

Let's not lie, I know we're fixing to die

O tacie, który porzuca i matce, której nie było
Poruszał palcami, przesuwał. Poszukiwał żyjących cząsteczek na wyblakłej tkance pokrywającej całe kompleksy mięśni i kostek. W oczach oceany i burze. Niezgody i niedowierzania. Usta rozluźnione a brwi niezmarszczone. Nikt nie spojrzał mu w źrenice, a każdy kpił z obojętności spokojnie układających się bruzd na czole. Krzyczeli o nieludzkości i obracali się po tym jak odpowiadał na pytania.
W czyją stronę kierowali swoje chłodna spojrzenia?
Na mężczyznę nieprzewidywalnego i niezrozumianego. Młoda szczęśliwa passa przyzwyczaiła go do wygranych w sali sądowej i spokojnych wieczorów spędzonych na rozmowach z brunetką o urodzie nieco egzotycznej. Jednego dnia pokłócił się z losem. Następnego, jego serce podskoczyło radośnie, gdy dowiedział się o ciąży ukochanej, ale zaraz dusza zawyła przeciągle, bo ta ciąża miała być zabójcza. Nie wiedział, że nie można zwracać się do przeznaczenia w apostrofie. Razem z żoną mieli wybrać, ale sprzeczności w ich pojmowaniu świata było zbyt wiele, aby decyzja była jednogłośna. On nie mógł wygrać, to ona miała prawo do swojego życia. Cierpiał, że to nie on dysponował ludzkim życiem w tamtej sytuacji. Ocaliłby ją, ale ona wolała ocalić istnienie, które nic dla niego nie znaczyło. I może postąpiłaby inaczej, ale nie zdawała sobie sprawy z tej obojętności. Czy to uczucie można nazwać miłością? On ją kochał, jako jedyną. Nauczył się miłości i ćwiczył dykcję, aby wyrecytować jej proste słówka na dobranoc. Może była to kwestia wielkiego przywiązania, a on wiedział, że poetycka miłość to jedyny sposób na utrzymanie jej przy sobie? A ona żyła fałszywą ideą, idealnością świata, który sobie wyobraziła.
Kobieta dożyła przedwczesnego porodu. Wybrała pozytywne rokowania dziecka zamiast swoich, a wraz z jej ostatnim płytkim oddechem, wyparowała i jego miłość, której nigdy nie miał już odczuć on ani nikt inny.
Na co niemowlęciu oczy skoro nic nie widzi? Po co szara masa w mózgu skoro nic nie zapamiętuje?
Nie muszę wiedzieć jak wygląda, co się z nim dzieje. Nigdy nie byliśmy sobą zainteresowani. Adam Luhrmann. Podobno gdzieś używają tego imienia z szacunkiem. Nie ja, nie w tym życiu. Nie mogę się zdecydować czy chcę zupełnie wypchnąć go z pamięci czy skupiać cały mój gniew na jego osobie.

O babce, która była wróżką i cyganką
Mówią o tym, że zabawił się honorem rodziny i nie wziął na ramiona odpowiedzialności. Jedni szepczą, że podrzucił mnie w nieznane dłonie (pierwsze, które się pojawiły), a drudzy uważają, że zabrano mnie zanim zdążyłam na własnej skórze odczuć konsekwencje jego niezdecydowania i praktycznej obojętności. Niewiele wiedzieli o mojej matce. Podobno przybyła do Australii kilka lat przed moimi narodzinami. Spotkała Adama, a zakończenie tej historii nie-miłosnej już znacie. Nigdy nie chwaliła się swoim celem przylotu na ten odosobniony kontynent i zmieniała temat, gdy pytali o pochodzenie. Nie była mistrzem oszustwa i niepoznaki jednak wiedziała co interesowało porządnych członków rodziny Luhrmann i potrafiła zadać pytania, na które chętnie odpowiadali długimi i złożonymi zdaniami.
Nic dziwnego. Czy prawnikowi spodobałyby się romańskie korzenie i wspomnienia o wróżeniu z kart? Zdaje się jednak, że jej rodzina nie zapomniała o niej i nie zamierzała zapominać. Babka pojawiła się nagle, jakby znikąd. Jakby przez lata stała pod ich domem i wiedziała, w którym momencie Adam przechodzi z kuchni do garażu, pozostawiając otwarte drzwi wejściowe.
Nikt nie wie jak to się stało. Nikt nie mówi o tym na głos. Mijały lata, a to nie miało się wyjaśnić. Wyróżniałam się od nich piegami na bladej cerze i chłodnym podejściem do sąsiadów. Wyznawali inną filozofię życia. Odczuwali chęć pozyskiwania, nigdy zarabiania. Może brakowało im uczciwości w stosunku do jednostek z zewnątrz. Nie udało się im nauczyć mnie odczuwania radości, ale obdarzyli mnie przebłyskami poczucia przynależności. Moja babka była cyganką.
Tak, wychowali mnie cyganie.  

O niekonkretnych wspomnieniach i powodzi w Bundabergu
Bundaberg. Bundy. Zmiękczaliśmy tę nazwę, która nigdy się nam nie podobała i nie zapadała w pamięci. Promenada tego miasta nigdy nie wydrążyła ścieżek na sercu, bo nikt nie potrafił się do niej przywiązać. Spędziłam tam o dwadzieścia lat za dużo. Znałam krzywą cegiełkę każdego domu na zamieszkiwanej przez nas ulicy. Nie chcieliśmy żyć zgiełkiem i piszczącymi kołami opon, ale korzystaliśmy z miejskości i codziennego pośpiechu ludzi śniących nocami o przeszklonych biurowcach. W biegu nie mieli czasu na oglądanie się za brudnymi dziećmi, które wyjmowały z kieszeni portfele, ani nie zauważali brakujących spinek przy mankietach.
Gdzieś tam się wychowałam i potykałam przeskakując przez krawężniki w ucieczce. Nie wiem czy należy tu mówić o szczęściu. Nikt nie zastanawiał się nad sensem życia aż do czasu pojawienia się nad miastem szarej chmury. Ta zwiastowała powodzie. Ale my nie uciekliśmy. Żadna z kobiet w haftowanej chuście i złotej biżuterii nie przewidziała tragedii, która mogła nas dosięgnąć. I dosięgnęła, bo połowa przyczep przepadła wraz z zawartościami. Przepadło też kilku członków naszej grupy, ale od samego początku uczono nas, żebyśmy przejmowali się bardziej sobą niż innymi.
Przychodzi taki moment kiedy porządek świata się rozsypuje. Zdałam sobie sprawę, że kawałeczki układanki nigdy do siebie nie pasowały, a posklejane były na siłę. Czy żyłam w obłudzie?
W grudniu 2010 roku przeklęłam. Mruknęłam pogardliwie co myślę o cygańskim życiu. Odwróciłam się plecami i już mieli mnie więcej nie widzieć. Gdy tylko poziom wody zmniejszył się, a funkcjonowanie transportu publicznego zostało przywrócone, zapakowałam cały swój przybytek i zniknęłam.
Zbyt dobrze poznałam ich zasady - nikt nie miał mnie szukać.

O świeżości i oszustwie w Sydney
Sydney. Miasto dla wszystkich. Miasto, w którym jest wszystko. Muszę to przyznać, jako niedoświadczona dwudziestolatka, uległam temu urokowi. Zachłysnęłam się poznawanym powietrzem i zakręciłam kilkukrotnie wokół siebie, a w głowie pojawiła się idea nowego początku. Nie miałam nic, ale to jedynie oznaczało, że mogłabym mieć wszystko. Przykryłam przerażenie fascynacją (jak się później okazało - fałszywą). Chwyciłam się pracy na pół etatu. Poszłam do szkoły. Niewiele pamiętam z tego okresu. Nie uśmiechałam się przecież szczerze i nie żyłam prawdziwie, chociaż każdą komórką mojego ciała chciałam sobie to wmówić.
Nie potrafiłam skorzystać z powiewu wolności. Rozpoczęłam studia, wcześniej opowiadając ludziom zmyśloną hiperbolę o nieszczęściu z przeszłości: Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy ja miałam siedem lat. Od tego momentu, musiałam radzić sobie sama. lub Widzisz pierścionek na srebrnym łańcuszku, który noszę na szyi? Należał do mojej mamy. Popełniła samobójstwo. Podobało mi się bowiem, kiedy dotykali mnie po ramieniu i mówili, że pomogą mi w życiu.
Dziś wiem, że zbyt długo tak nieświadomie zabawiałam się kłamstwem.

O zagubieniu, awersji do niemyślących i romansie z nielegalnym szczęściem
Obudziłam się pewnego słonecznego poranka i nie poznałam pościeli, w której spałam. Obce ściany zbliżały się do siebie, a mi zaczynało brakować powietrza. Dławiłam się chwilą zdezorientowania i opadnięcia kurtyn nieprawdziwości. Wcześniej pod nimi tańczyłam. Namalowałam sobie całkiem nową maskę i nikt już nie mógł mnie poznać. Wspomnienia z poprzedniego wieczoru i ostatnich miesięcy napłynęły do mnie szybko, nagle. Zbyt gwałtownie, bo spowodowały ból głowy i niedowierzanie w doskonałość, w którą ubrałam się po opuszczeniu Bundy.
Wybiegłam w pośpiechu na ulicę, która nie wydała mi się ani trochę znana. Ogarnęło mnie przerażenie. Znów straciłam pamięć. Kuliłam się w ślepym zaułku. Musiałam przypomnieć sobie jak oddychać, przełykać ślinę i mrugać, bo klatka piersiowa nie chciała się unosić, w ustach zaschło, a oczy piekły. Kuliłam się przez kilka godzin. Może dwa dni? Nie zauważałam przepływu czasu i zmiany koloru nieba. Patrząc na to z perspektywy czasu, dalej nie potrafię opisać tamtego czasu i tamtego niezwykłego przebudzenia, po którym świat widziałam na zmianę w kolorach szarości lub odziany w tęczę.
Nie wstałam o własnych siłach.
Nie poznawałam twarzy, który zdawały się do mnie uśmiechać, choć starałam się przyglądać jak najuważniej, spomiędzy zbliżonych do siebie powiek. Tylko jedna nie odpychała i nie przestraszała - należąca do mężczyzny o kołtuniącej się brodzie. Oferował tabletki na szczęście, a zanim zdążyłam cicho odpowiedzieć, włożył mi jedną do ust. Przedstawił mnie całemu arsenałowi proszków, pigułek i strzykawek.
Podobno mnie kochał, a ja kochać nie potrafiłam. Kiedy dowiedział się o mojej ułomności, zniknął.

O nałogu, strasznych pożegnaniach i poczuciu winy
Nauczyli mnie, że nie należy myśleć o umiarze. Trzeba zgarniać, zagarniać, zabierać i korzystać tyle ile się da. Nie trzeba myśleć o konsekwencjach, a przed problemami można uciec.
Nie płakałam po zniknięciu brodacza. W dzieciństwie musieli mi wstrzyknąć do krwi niezdolność do przywiązywania się, jak i każdemu członkowi grupy. Przestrzegali przed obracaniem się w celu spojrzenia na inną osobę. Mężczyzna pozostawił po sobie spory zapas substancji, ale mój problem również był spory. Nie wystarczyło tabletek okłamujących zmysły na całą resztę życia (choć kilkukrotnie zdawało mi się, że już miało się skończyć, bo nie trzymałam się zaleceń). Musiałam odnaleźć nowe źródełko doświadczeń, bo nie sypiałam już nocami.
Zdziwiłam się, że było tak łatwo. Jednak tym razem prosili o pieniądze, ale to nie problem. Wiedziałam jak je zarobić, korzystając z tego, co wmawiano mi od pierwszych zarejestrowanych wspomnień. Radziłam sobie.
Znów zamknęłam się na świat. Całkowicie. Towarzystwo, tym razem, ograniczyłam jedynie do swojego mętliku poglądów na życie.
Nie mogłam wiedzieć, że moja babka chorowała. Nie miałam pojęcia w jaki sposób jej przyjaciele mnie odnaleźli. Wepchnęli mi w dłonie list, kiedy otworzyłam przed nimi drzwi i starałam się rozpoznać ich twarze (a nie było to łatwe, bo oczy miałam spuchnięte).
Moja babka umarła. I zdaje się, że ta wiadomość znów odebrała mi zmysły. Czy ten stan derealizacji można nazwać snem?

O nieuleczalnej chorobie i wielkim rozczarowaniu
Gubiłam dni. Zgubiłam całe tygodnie. Znów odprawiałam szalone tańce i kochałam się w straszliwych kłamstwach. Bawiłam się w tragizmie i płakałam przy komediach, bo odczuwałam jakby mocniej niż zwykle. Tak mocno, że później wszystko stawało się obojętne. Gubiłam się i zdawałam sobie z tego sprawę, kiedy wieczorami drżałam ze strachu, a wczesnym porankiem uciekałam wąskimi uliczkami. Uciekałam przed przeznaczeniem na krótkich nogach, które potrafiłam jeszcze przegonić i zmęczyć.
Świat wydaje mi się inny za każdym razem, gdy się mu przyglądam. Dlatego coraz rzadziej analizuję szczegóły i bawię się w odkrywcę, bo często brakuje mi już sił na poznawanie od nowa.
Któregoś dnia obudziłam się na wielkim fotelu, naprzeciwko mężczyzny o siwych włosach, któremu próżność malowała się na twarzy. Powiedział, że może skrócić etapy zapominania, ale dodał, że one zostaną ze mną na zawsze. Dostałam nowe pigułki - te miały leczyć, ale nigdy nie przeczytałam załączonej ulotki. Przez chwilę chciałam walczyć z tym upośledzeniem, ale potem znów pragnęłam odczuwać mocno i mocniej, najmocniej. Udusić się w rozpaczy czy stracić ostatni oddech w śmiechu. Gdzieś po drodze udawałam, że się zakochałam, ale pewnego dnia, zdałam sobie sprawę, że brakowało mi konkretów.

O spisku idealnym i wywróżonym niebie
Uległam nagłej myśli. Poddałam się nieprzemyślanemu pomysłowi. Siedziałam na targu w Paddington, ale nie mogłam doczekać się jego końca. Wstałam szybciej niż powinnam i zapakowałam złote wisiorki. Wbiegłam do mieszkania i zapakowałam walizkę. Nie miałam pojęcia skąd to się wzięło. Nie miałam pojęcia co miało być dalej, ale impuls był na tyle silny, że nie mogłam się mu sprzeciwić. Dzień wcześniej rozmawiałam przez telefon z zagubionym mężczyzną, o podróży drogą powietrzną, a w nocy śniły mi się odbłyski słońca na tafli oceanicznej wody. Kilka dni później już siedziałam na pokładzie samolotu.
I tak właśnie egzystuję. Trwam. To chora apatia przeplatająca się z przebłyskami życia, z których chcę skorzystać i których chcę doświadczyć. Mogłabym sama zadawać sobie ból, byle tylko czuć.
Ale co to za życie, kiedy już szykuję się na śmierć. Może sama przepowiem sobie koniec. Czy wtedy się spełni? Zagram na akordeonie, podrzucę szklaną kulę i zaśmieję się najszczerzej i najgłośniej. Bezmyślność jest królową.
Informacje zdrowotne: CZY ZGADZASZ SIĘ NA:
1. silne urazy [np. złamania, głębokie rany] {tak}
2. lekkie urazy [np. zwichnięcia, skręcenia] {tak}
3. otępienie jednego ze zmysłów {tak}
4. tymczasowa utrata jednego ze zmysłów {tak}
5. trwała utrata jednego ze zmysłów {nie}
6. utrata jakiejś części ciała {nie}
7. wpływ na psychikę (np. amnezje, omamy) {tak}
8. choroby [różnego typu] {tak}

Dodatkowe informacje: (zainteresowania, ciekawostki, fobie, lęki)

  • Umysł nieokiełznany, niezrozumiały i nierozumiejący. Specjalistyczna diagnoza potwierdza depresję dwubiegunową oraz zaburzenia nerwicowe.

  • Zawsze noszę ze sobą zestaw leków - uspokajających na epizody manii i przeciwdepresyjnych na okresy przygnębienia. Nie zawsze połykam odpowiednie tabletki (i nie zawsze w odpowiednich ilościach), co jedynie potęguje odchylenia od neutralnego stanu.

  • Fascynuje mnie wszystko co mistyczne i związane ze sferą duchową. Kolekcjonuję figurki i medaliony. Regularnie zwiedzam antykwariaty i wychodzę z nowymi znaleziskami, choć nie zawsze uczciwie za nie płacę. Te, które nie stają mi się bliskie, opycham pseudoartystom na pchlim targu za więcej niż są warte. Potrafię wmówić, że posiadają specjalną wartość lub niezwykłą historię. Obwieszam się tymi, które wydają się najciekawsze.

  • Mimo tego, że często udaję i zmyślam, naprawdę wierzę w to, że duchy można wywołać, przyszłość przepowiedzieć, a myśli wyczytać. Niewiele jeszcze potrafię.

  • Jestem raczej niewrażliwa na ból i nie mdleję na widok krwi. Czy to dlatego, że sama go sobie zadawałam?

  • Potrafię dniami funkcjonować bez snu, aż do momentu, w którym mój organizm sam się wycisza i wyłącza.


hebronix - unliving


Ostatnio zmieniony przez Ava Luhrmann dnia Wto Paź 08, 2013 6:52 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Benjamin Preisner

what did Harvard teach you?
Benjamin Preisner


Wiek : 37 lat
Zawód : podnóżek senatora kongresu
Skąd : LA, USA
Liczba postów : 200
Data dołączenia : 29/09/2013

Ekwipunek : NIE MAM NIC

Ava Luhrmann Empty
PisanieTemat: Re: Ava Luhrmann   Ava Luhrmann EmptyPon Paź 07, 2013 6:08 pm

Magdo (!), Ty wiesz, że Twój styl jest obłędny, kreujesz najdrobniejsze odbłyski w obrazie, który mam przed oczami i generalnie CHYLĘ CZOŁA TAK BARDZO :serce: przy kreacji cyganeczki nie mam się do czego przyczepić, wszystko jest zgrabnie (dość DŁUGO, ale jednak udało mi się wyłapać sens!) i pięknie.

przeczytaj tylko kartę raz jeszcze, popraw literówki (a jest ich sporo!) i otrzymujesz piękny AKCEPT NUMER JEDEN.

(nie mogę się doczekać pani wróżbitki na Wyspie - przewidziała katastrofę, prawda? ; >)
Powrót do góry Go down
Sissy Evans


Sissy Evans


Wiek : 11
Zawód : uczennica
Skąd : Wilcannia
Liczba postów : 111
Data dołączenia : 28/09/2013

Ekwipunek : miś

Ava Luhrmann Empty
PisanieTemat: Re: Ava Luhrmann   Ava Luhrmann EmptyPon Paź 07, 2013 6:21 pm

trochę przecinki Ci powariowały iii tu:
Cytat :
Jedni szepczą o tym, że podrzucił mnie w dłonie, a drudzy uważają, że zabrano mnie zanim zdążyłam na własnej skórze odczuć konsekwencje jego niezdecydowania i praktycznej obojętności.
nie ogarnęłam sensu
Cytat :
O niekonkretnych wspomnieniach i powodzi w Budanbergu
Bundaberg.
przestawiły Ci się literki Very Happy
Powrót do góry Go down
Ava Luhrmann


Ava Luhrmann


Wiek : tylko 23 lata
Zawód : cyganeczka
Skąd : Bundaberg/Sydney
Liczba postów : 99
Data dołączenia : 28/09/2013

Ekwipunek : opakowanie chusteczek higienicznych, szczotka do włosów i plastry na odciski (wraz z wkładką żelową do butów), zegarek z dalmatyńczykami

Ava Luhrmann Empty
PisanieTemat: Re: Ava Luhrmann   Ava Luhrmann EmptyPon Paź 07, 2013 6:25 pm

hihi pozjadałam słowa.
dajcie mi pięć minutek i wszystko poprawię, bo muszę zrobić sobie chwilę przerwy od patrzenia na tę kartę ;c
Powrót do góry Go down
Devon Preisner

ghost in the back of your head
Devon Preisner


Wiek : 27
Zawód : biolog molekularny
Skąd : Lancaster, Kalifornia, US
Liczba postów : 83
Data dołączenia : 28/09/2013

Ekwipunek : zdjęcie bratanic

Ava Luhrmann Empty
PisanieTemat: Re: Ava Luhrmann   Ava Luhrmann EmptyPon Paź 07, 2013 8:33 pm

literówki, nadal. jakieś "statyczności" zamiast "stateczności" (statyczność to bardziej do nauk, fizyki itp.); pod koniec charakteru raczej "w byciu człowiekiem" a nie "byciu człowiek", i w ogóle jakbyś jeszcze raz przeczytała całość to by się znalazło jeszcze kilka innych.
ale Pela, jak napiszesz książkę, to będę pierwsza w kolejce, amen I love you
AKCEPT Z CAŁEGO SERDUSZKA!
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Ava Luhrmann Empty
PisanieTemat: Re: Ava Luhrmann   Ava Luhrmann Empty

Powrót do góry Go down
 

Ava Luhrmann

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Ava Luhrmann

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
i'm lost in the thrill of it all :: KOKPIT :: TERMINAL :: KARTY POKŁADOWE-