|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Benjamin Preisner what did Harvard teach you?
Wiek : 37 lat Zawód : podnóżek senatora kongresu Skąd : LA, USA Liczba postów : 200 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : NIE MAM NIC
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 4:46 pm | |
| Przerywał swoje plebejskie i wręcz zwierzęce wycie tylko na sekundę - żeby zaczerpnąć oddechu. Który też go bolał, pewnie miał obite płuca, ale to już nie było ważne. Całe jego jestestwo skupiało się wokół bolącego biodra. Przerażające, jak łatwo można zostać zdegradowanym do roli jęczących zwłok, leżących w błocie i wywracających gałkami ocznymi tak, że było widać tylko ich białka. A miał po prostu wrócić do domu, ucałować dziewczynki na dobranoc i...po prostu żyć. Dalej. Z sprawnymi nogami i z giętkim biodrem (względnie, w końcu wcale nie ćwiczył a wykupiony karnet na siłownię gniótł mu sumienie). Właściwie powinien dziękować wszystkim bóstwom, w których istnienie nie wierzył, a także samozwańczemu lekarzowi, ale...nie był w stanie myśleć sensownie i wcielać w życie statementowych podziękowań, jakie wielokrotnie pisał dla Sanforda. Stęknął głucho, gdy zabrakło mu tchu na dalsze krzyczenie i gdy odtrąciła go blond kobieta, wisząca nad nim jak sęp nad dość interesującymi zwłokami. Bez spodni, co zauważył dopiero teraz. Normalnie sfrustrowałby się swoją półnagością zupełnie - bokserki przekrzywiły mu się totalnie, ukazując zapewne niecenzuralny widok - ale w takiej sytuacji mógłby nawet być oblany kisielem albo ubrany w srebrny kostium kąpielowy i nie zawstydziłoby go to wcale. - Zróbcie...coś...żeby...przestało boleć - wychrypiał tylko, w końcu zaprzestając prymitywnych wrzasków, chociaż na jego czoło wystąpiły kropelki potu (gorący, tropikalny klimat) a z ust pociekła krew. Na szczęście nie z powodu obrażeń wewnętrznych (oby), tylko z usilnego powstrzymywania się od krzyku. Gdyby był optymistą, przyklasnąłby swojemu organizmowi: dzięki skupieniu na bólu nie mógł myśleć już o Devonie czy orientować się o faktycznej sytuacji, która była...dość przejebana. Nawet super-wyszkolona osoba, pomagająca senatorowi, nie znała bardziej odpowiedniego słowa na opisanie stanu umysłu po katastrofie. Wziął kolejny spazmatyczny oddech i znów sięgnął na ślepo pod dłoń Rosie, tym razem wbijając się w nią paznokciami szalenie mocno, tak, że nie mogła go odtrącić. Czuł pulsowanie krwi pod jej skórą i...nie chciał, żeby go zostawiali. Chciał tylko, żeby pozbawili go przytomności albo źródła bólu. |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 5:44 pm | |
| Zaczynała żałować, że w ogóle ruszyła się z bezpiecznego miejsca w trawie. Co ją podkusiło, żeby czołgać się do tej jasnowłosej dziewczynki, a później rzucać się w błoto? Mogła sobie leżeć spokojnie i nieruchomo, z zamkniętymi oczami, nie oglądając makabrycznych obrazów rodem z horroru i czekając na... Właśnie, Rosie, na co? Im więcej czasu mijało, tym wyraźniej w jej głowie zaczynała kiełkować myśl, że pomoc - z jakiegoś kompletnie niezrozumiałego powodu - nie przybyła i najprawdopodobniej nie przybędzie tak szybko. Może znajdowali się w jakimś trudnodostępnym miejscu, a może wieść o katastrofie w ogóle nie dotarła jeszcze do świata zewnętrznego? Tak czy inaczej, istniało tu i teraz. I nawet jeśli nie przedstawiało specjalnie zachęcającego obrazka, musiała sobie w jakiś sposób poradzić. Skrzywiła się, czując jak mężczyzna znów łapie ją za dłoń, wbijając krótko obcięte paznokcie w skórę. Tym razem oswobodzenie ręki nie było takie proste, zwłaszcza, że nie mogła pomóc sobie drugą, którą nadal przyciskała do tułowia i która nadal pulsowała tępym bólem. - Do jasnej cholery, uspokój się - warknęła, ale szczerze wątpiła, czy jej głos w ogóle przebił się przez wrzaski rannego. Odwróciła się do Jasona, odruchowo szukając ratunku. - Możesz coś z tym zrobić?! - krzyknęła. Choć nie miała tego na celu, pytanie zabrzmiało bardziej jak polecenie, połączone z błaganiem. Nie wiedziała, czego dokładnie oczekiwała od lekarza, ale miała nadzieję, że on okaże się bardziej kreatywny. Do głowy przychodziło jej jedynie ogłuszenie go średnio silnym uderzeniem w głowę, ale a) w tamtej chwili nie miała wolnej ręki i b) nie była wcale pewna, czy byłaby w stanie to zrobić. Zacisnęła powieki, mając wrażenie, że jeszcze sekunda i pękną jej bębenki w uszach. - I... dasz radę zrobić coś w rodzaju temblaka z tego bandaża z apteczki? Naprawdę nie wiem, czy będę w stanie pomóc ci w czymkolwiek, jednocześnie trzymając rękę w ten sposób. - Zamilkła, mając wrażenie, że jej ostatnie słowa i tak zginęły w ogólnym hałasie, jaki powodował mężczyzna. |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 6:54 pm | |
| Powoli zaczynała boleć go głowa, ba! powoli nawet zaczynało mu ją rozrywać od środka. Nie był pewien, czy to efekt mocnego uderzenia, czy zbyt długie słuchanie krzyków cierpiącego towarzysza. Miał ochotę go zabić, byleby się uciszył. Ale przecież nie po to go wcześniej ratował, żeby teraz pozwolić mu konać. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że właściwie to mógł udawać, iż nie żyje, a w ciemnościach po prostu spieprzyłby gdziekolwiek, gdzie nie będzie musiał wykonywać swojego zawodu nawet na wyspie. Dopiero po chwili doszło do niego, jak bardzo idiotyczne jest takie myślenie. A gdzie jakieś powołanie? Przecież na studia wybrał się po to, żeby ratować ludzkie życia, żeby nie doprowadzić do takiej sytuacji, którą przeżywał, gdy umierała jego mama. W pewnym momencie swojej kariery był w stanie powiedzieć, że to kocha. A teraz? Naprawdę pluł sobie w twarz za to, że nie został nauczycielem... najlepiej matematyki, by nie miało to niczego wspólnego z tutejszą sytuacją. Właściwie był pewien, że nikt nie przybył. Nie dochodziły żadne dźwięki z megafonu ani śmigłowców. Nigdy nie sądził, że kiedyś będzie czekał na właśnie takie odgłosy bardziej niż na jęki swojego męża podczas orgazmu. A skoro o mężu mowa, to myśli na jego temat żłopały od środka dziurę w jego podświadomości. Chociaż starał się o tym nie myśleć, to powoli cała ta popieprzona sytuacja po prostu go przerastała. Działo się zdecydowanie zbyt dużo, do cholery. Czym on sobie w tym swoim marnym życiu zasłużył? - Czemu ja?! - wyrwało mu się, gdy usłyszał błagania dziewczyny. Co miał zrobić? - Nie wiem, czy nie zauważyłaś, ale nie mamy tu żadnych specjalistycznych leków - wywrócił oczami, ale w końcu zwrócił się do mężczyzny: - Możemy Cię ogłuszyć, to chyba jedyny sposób, ale nie do końca bezpieczny. Nie wiemy, co się stanie i kiedy się wybudzisz. Mogą nastąpić zmiany w mózgu, jeżeli pozostaniesz zbyt długo nieprzytomny - powiedział wszystko na jednym wdechu niczym wykładowca kierujący się do studentów. Jednak był pewien, że żadnemu profesorowi nie trząsł się tak głos. Nie bądź pizdą, Jason. - Jeżeli jest odpowiednio długi to dam radę - przytaknął głową, wyjmując bandaż z apteczki. Czerwony zostanie jego najbardziej znienawidzonym kolorem, to już pewne. Powoli przestawał radzić sobie z własnym bólem i równie dobrze mógłby położyć się obok nieznajomego i krzyczeć głośniej od niego. Zacisnął jednak mocno wargi i podszedł do blondynki. - Musisz mi pomóc zdrową ręką - odparł, bo zrobienie temblaku za pomocą jednej ręki graniczyło z cudem. Najpierw ustawił wychudzoną kończynę Rosie pod odpowiednim kątem. - Przytrzymaj - nakazał jej, a jedną ręką zaczął nawijać dosyć niezgranie bandaż. |
| | | Benjamin Preisner what did Harvard teach you?
Wiek : 37 lat Zawód : podnóżek senatora kongresu Skąd : LA, USA Liczba postów : 200 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : NIE MAM NIC
| Temat: Re: BAGNO Pon Paź 14, 2013 8:26 am | |
| Gdyby wiedział, czym zawodowo zajmuje się blond kobieta, na pewno wyśmiałby ją z całym swoim brodatym urokiem i wykpiłby jej podejście do pacjenta. Nie powinna raczej głaskać go po głowie i pytać o dzieciństwo, żeby jakoś zmniejszyć lęk przed nieznanym? Albo chociaż załatwić kozetkę - byłoby pewnie wygodniej niż w tym śmierdzącym błocie, które zaczynało kwitnąć z powodu wysokiej temperatury. I nasączenia krwią ofiar katastrofy, zalegających wokół nich. Na szczęście jednak nie wiedział o swoich wybawicielach nic i nie skupiał się za bardzo na ich żywocie (świętymi jeszcze nie byli, nawet w jego mniemaniu), całą uwagę poświęcając swojemu ciału. Obolałemu, rwącemu, prowokującemu go do żenującego wycia i błagania o łaskę. Uwłaczające, nawet dla kogoś tak zaszczutego na co dzień jak Benjamin. Zamykającemu swoje rozdarte usta tylko dlatego, żeby wysłuchać niezbyt przyjemnych słów lekarza. Warczącego raczej niż mówiącego, pewnie to przez to dziwnie wygięte ramię. Wziął kolejny charczący oddech, ładnie komponujący się z jego wyglądem prawie-trupa, starając się powstrzymać jęki bólu. Nieco go otrzeźwiającego i pozwalającego na podejmowanie decyzji o swoim życiu. I ewentualnej śmierci klinicznej, wynikającej z ogłuszenia jakimś omszałym głazem, który w rękach blondynki wydawał się narzędziem mordu a nie znieczuleniem. Pokręcił więc gwałtownie głową, unosząc się na łokciach i zagryzając zęby z bólu. Musiał się opanować, bo inaczej wieszczył sobie bycie pozostawionym wrakiem, nie potrafiącym ruszać nogami. Które na szczęście zaczynał czuć w całej krasie. - Gd-gdzie są prawdziwi ratownicy? - powtórzył nieprzytomnie, próbując oprzeć się na ramionach i usiąść, dopiero teraz ogarniając, że jest w błotnym negliżu przy DAMIE. Nie mógł jednak dosięgnąć swoich spodni, wyglądających raczej jak pobrudzona i przypalona szmata. Kolejna kasa wyrzucona w błoto. - Dawno się rozbiliśmy? Dlaczego nie ma tu karetek? - kontynuował pytania, pewien, że gdy przestanie zajmować usta mówieniem to znów zacznie wrzeszczeć. |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Pon Paź 14, 2013 2:20 pm | |
| Post pisany na telefonie i na wykładzie, więc z góry przepraszam za ewentualne błędy - poprawię je, jak wrócę. <3
Szczerze wątpiła, czy przemowa Jasona przekona mężczyznę do wyrażenia zgody na niespecjalnie subtelne złagodzenie bólu, ale o dziwo wywarła przynajmniej jeden pozytywny skutek - odciągnęła jego myśli w odmiennym kierunku. Inna sprawa, że chyba żadne z nich nie potrafiło w jasny i oczywisty sposób odpowiedzieć na pytania rannego. Bo tak na dobrą sprawę - gdzie byli faktyczni ratownicy? Spróbowała uporządkować w głowie fakty. Rozbili się, ta kwestia nie podlegała już dyskusji i chyba wszyscy zdążyli się z nią jeśli nie pogodzić, to przynajmniej częściowo oswoić. Nie było sensu szukać innych, naciąganych wyjaśnień, zresztą - nie była to pierwsza ani ostatnia katastrofa lotnicza. Chyba każdy przynajmniej raz słyszał w telewizji relację z akcji ratunkowej. Problem polegał na tym, że w ich wypadku najwidoczniej nikt nie postanowił ich ratować. Tajemnicą pozostawało jedynie - dlaczego. - Na pewno niedługo ktoś po nas przyjedzie - powiedziała Rosie, kątem oka obserwując, jak na jej ramieniu powstaje prowizoryczny temblak. Krzywiła się za każdym razem, kiedy złamana ręka choć odrobinę zmieniała położenie, ale była zbyt wdzięczna Jasonowi, żeby na cokolwiek narzekać. - Może mają trudności, żeby tu dojechać, albo jeszcze nie wiedzą, że mieliśmy wypadek. Pilot mógł... nie zdążyć nikogo poinformować. - Zamilkła, zastanawiając się, czy jej słowa mają w ogóle jakikolwiek sens, ale zbyt kiepsko znała się na lotnictwie, żeby to stwierdzić. - Ważne, że żyjemy, nie? - zapytała, próbując znaleźć w sytuacji jakikolwiek pozytywny aspekt, ale zaledwie to zdanie opuściło jej usta, odniosła wrażenie, jakby do żołądka wpadła jej kostka lodu. Ona żyła, ale co z resztą? Znów objęła wzrokiem okolicę. Co jeśli ich trójka - czy raczej czwórka, licząc nieprzytomną dziewczynkę, uwięzioną w fotelu - to jedyni ocalali? Bzdura, poprawiła się natychmiast w myślach. Ojcu i bratu też nic nie jest, więc to daje co najmniej szóstkę. A jeśli im nic nie jest, to na pewno znalazło się więcej takich szczęściarzy. - Dzięki - powiedziała, kiedy Jason skończył owijać jej ramię bandażem. - A co z twoją ręką?
|
| | | Sissy Evans
Wiek : 11 Zawód : uczennica Skąd : Wilcannia Liczba postów : 111 Data dołączenia : 28/09/2013
Ekwipunek : miś
| Temat: Re: BAGNO Pon Paź 14, 2013 6:58 pm | |
| Sissy kurczowo zaciskała oczy, za wszelką cenę nie chcąc dopuścić do ich otwarcia. Bała się tego, co mogłaby zobaczyć, bała się myśli, że jej mamy może nie być, bała się huku i krzyków. Koala, prezent od taty, tak kurczowo ściskany, był jedynym jej oparciem, kiedy przerażenie odbierało jej zmysły. Nie wiedziała, w którym momencie straciła przytomność, czy jeszcze w powietrzu, kiedy fotel opadał w szaleńczym tempie na ziemię, czy może już przy bagnie, kiedy wrzynający się pas odbierał jej oddech. W sumie nie było to ważne, kiedy otworzyła oczy. Obudziły ją krzyki i wrzaski jakiegoś mężczyzny, przez pierwsze kilka chwil nie zarejestrowała jednak co się dzieje. - Mamusiu? - rozejrzała się dookoła, szukając swojej rodzicielki. Nie widziała dookoła nic znajomego, Jasmine nie siedziała obok, a ukochana przytulanka zniknęła z zasięgu widzenia Sissy. Nie wiedziała, co się dokładnie stało, dlaczego nie są w samolocie, dlaczego mamy tutaj nie ma. Obok była tylko obca trójka, w tym ten mężczyzna, który wył jak zranione zwierzę, Sissy słyszała raz dingo, który tak głośno skarżył się na ból, i ta myśl przypomniała jej o Australii i uświadomiła jej, co się stało. Chciała wstać, ale pasy mocno ją przytrzymały, a wszystkie mięśnie zdrętwiałe od skutków upadku zapiekły ostro. Zapiszczała z bólu i rozpłakała się, nie wiedząc co jeszcze może zrobić. Nie mogła się ruszyć, wszystko ją bolało, mamy nie było w pobliżu, a koala, który miał się nią zaopiekować, zniknął. Widziała jednak, że nieznajomi (chociaż czy ta pani nie siedziała gdzieś obok niej? I była pewna, że przechodziła obok tego brodatego pana) są zajęci sobą i chyba bardziej pokrzywdzeni od niej, więc musiała poradzić sobie sama, a później poszukać misia i mamy. A potem ktoś ich znajdzie i będą mogli wrócić do Australii, do tatusia, nie chciała już więcej latać samolotem do Ameryki. Nie wiedziała za bardzo jak może się wydostać spod zaciśniętego basa, wrzynającego się w jej brzuch, próbowała się tylko wiercić i kręcić, żeby chociaż trochę rozluźnić zapięcie. I w pewnym momencie chyba faktycznie coś kliknęło, bo poczuła ulgę - ale nadal była uwięziona. - Czy.. Czy mogą mi państwo pomóc? - zawołała cicho, nadal pochlipując, kiedy wreszcie przyznała się przed samą sobą, że nie umie rozpiąć tego pasa, lewa ręka boli przy najmniejszym dotknięciu i najchętniej przytuliłaby się do kogoś i odpoczęła. |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Wto Paź 15, 2013 11:36 am | |
| Sorry za obsuwę, ale nauka mnie wciąga coraz bardziej.
Prawdziwi ratownicy? Prawdopodobnie byli tysiące kilometrów stąd, siedzieli sobie wygodnie na kanapach i śmiali się z kolejnych zgłoszeń od kobiet, które boją się wyjść z pokoju. Catalan był pewien, że szybko nikt po nich się nie zjawi, ale nie wypowiadał tego na głos. Lepiej nie pogarszać już i tak chujowej sytuacji. Chujowej? Cóż, raczej nie wynaleziono jeszcze odpowiedniego słowa na wyrażenie tragizmu i beznadziejności sytuacji zarazem. Trochę przerażała go wizja siebie w brodzie, z której będzie mógł pleść warkocze i wąsów zarzucanych za uszy; na razie nie zapowiadało się na odnalezienie pięciogwiazdkowego hotelu. Ale wracając; Jason powinien naprawdę sprawić, by mężczyzna chociaż na chwilę stracił przytomność za nienazwanie go prawdziwym ratownikiem, ot co. Nastawił mu biodro w iście ekstremalnych warunkach, a on czekał na prawdziwych. Powodzenia, niech mu wyśle SMS-a, gdy zobaczy kogoś w charakterystycznym czerwonym stroju roboczym. Słysząc słowa blondynki o tym, że pewnie ktoś po nich niedługo przyjdzie, wywrócił oczami. Nie skomentował, dając wszystkim (a przede wszystkim sobie) jakąś marną nadzieję na to, że może te stwierdzenie okaże się prawdziwe. - Zawsze moglibyśmy rozprysnąć się na drzewach jak niektórzy - odparł od niechcenia dopiero po chwili orientując się, jak bardzo głupie to było. Na pewno mieli tu bliskich, ba! on też przecież miał. - Mamy szczęście - dodał po chwili, kończąc robić jakiś prowizoryczny temblak z bandażu. - Przestań się ruszać, do cholery - fuknął, widząc próbę podniesienia się brodatego. Naprawdę jeszcze tego brakowało, by pogorszył swój stan. Już miał odpowiedzieć Rosie, że na pewno nie jest ciekawie z jego ręką, a na dodatek tak kurewsko boli, że zaraz rozsadzi mu całą klatkę piersiową, gdy nagle usłyszał wołanie dziecka. Nie był pewien, czy to nie halucynacje, ale rozejrzał się orientacyjnie. Ktoś tam rzeczywiście był. Na chwilę jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem starszej blondynki, a oczy mówiły naprawdę w s z y s t k o. Skinął głową i podszedł do dziewczynki, wołającej o pomoc. Nie trwało to długo, ale musiał ominąć wszelkie przeszkody, a było ich wiele. - Nic Ci nie jest? - i nie myślcie sobie, że to było głupie pytanie, mógł przecież jeszcze spytać, co się stało, a to już byłby szczyt. Widząc, jak mała mocuje się z pasem, spróbował swoich sił, ale na nic były jego starania. - Słuchaj, musisz spróbować jakoś się wydostać, nie mogę go odpiąć - przecież była mała, na pewno też zwinna, bo nie przypominała żadnego z tych tłustych amerykańskich dzieci, więc musi dać radę. - Nie płacz, zaraz Cię wyciągniemy i znajdziemy mamę - dodał jeszcze, jakby na uspokojenie, widząc łzy blondyneczki. Och, Jason, byłbyś takim chujowym ojcem. |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Wto Paź 15, 2013 1:32 pm | |
| - Mamusiu? Cichy, dziecięcy głos, który nieśmiało rozległ się w powietrzu, wydawał się być tak nie na miejscu, że w pierwszym momencie Rosie była gotowa posądzić samą siebie o halucynacje. Drgnęła niespokojnie, przez chwilę podejrzewając, że może faktycznie umarła i właśnie rozpoczęła oglądanie własnego życia od pierwszej klatki, by w kilkuminutowym filmie zobaczyć przegląd wszystkich sukcesów i porażek. Głupia śmierć, zginąć w katastrofie lotniczej, ale przynajmniej nie musiała stawać oko w oko ze swoją największą obawą, jaką było utonięcie. Odwróciła głowę, próbując zlokalizować źródło głosu i zamarła zdziwiona, gdy zamiast młodszej wersji siebie zobaczyła tę samą jasnowłosą dziewczynkę, do której podczołgała się zaraz po odzyskaniu przytomności. Zamrugała nieprzytomnie, zirytowana tym, jak powoli przebiegały dzisiaj jej procesy myślowe. Ty kretynko. Westchnęła cicho i zapewne ukryłaby z zażenowania twarz w dłoniach, gdyby tylko jedna z nich nie była unieruchomiona temblakiem i nie protestowała boleśnie przy każdym ruchu. - Zaczekaj tu - powiedziała do brodatego mężczyzny, dopiero po fakcie orientując się, że nawet gdyby chciał, to i tak raczej nie ruszyłby się z miejsca. Podążyła śladem Jasona, po czym przykucnęła przy uwięzionej dziewczynce, która nagle wydała jej się dziwnie znajoma. Mogłaby przysiąc, że już widziała te intensywnie niebieskie oczy, i że było to całkiem niedawno. - Hej, jak masz na imię? - zapytała, próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Zauważyła nietypowo wykrzywiony nadgarstek , ale oprócz tego żadne większe obrażenia nie rzucały się w oczy. - Ja jestem Rosie, nie wiem, czy mnie pamiętasz. Siedziałam za tobą w samolocie. - Miała świadomość, że plotła bez ładu i składu, ale chciała za wszelką cenę odciągnąć myśli blondynki od jej niespecjalnie kolorowej sytuacji. O rzekomym rychłym odnalezieniu mamy wolała nie wspominać, bo nie miała pojęcia, w jakim stanie znajduje się kobieta i czy w ogóle żyje, a dawanie fałszywej nadziei nie wydawało jej się najlepszym pomysłem. - Dasz radę wyplątać się z tego pasa? - zapytała, przyglądając się powykręcanym zwojom, a następnie lustrując najbliższą okolicę w poszukiwaniu fragmentu szkła albo czegoś innego, równie ostrego. O znalezieniu nożyczek nawet nie marzyła.
|
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: BAGNO Wto Paź 15, 2013 7:37 pm | |
| Sissy, czy wiesz, dlaczego tak kręci Ci się w głowie? Lekarze mówią na to wstrząs mózgu. Być może helikopterek w głowie i silne mdłości (dosłownie, treść mocno podchodząca pod gardło) odciągną Twoją uwagę od długiej, ale na szczęście płytkiej szramy na udzie, częściowo przykrytej spódnisią? Dobrze, że nie krwawisz aż tak mocno, bo pas ani myśli drgnąć i wypuścić Cię z fotela.
Rosie, bandaż bez jakiegokolwiek usztywnienia zdecydowanie niewiele Ci dał, mimo prawie profesjonalnego temblaka. Złamana ręka zaczyna dawać się we znaki coraz intensywniej, ból narasta; może przydałoby się poszukać czegoś przydatnego w innych lokalizacjach? Co jednak ze sparaliżowanym brodaczem i krwawiącą z nogi dziewczynką, zaklinowaną w fotelu?
Benjamin, świadomość już całkowicie do Ciebie powróciła i z czuciem w nogach zaraz będzie to samo. Ból w biodrze delikatnie zelżał - możesz podziękować swojemu ratownikowi za kawał dobrej roboty przy naprawianiu Ci stawu. Paraliż sukcesywnie ustępuje, zastępowany wyjątkowo nieprzyjemnym mrowieniem. Mrowieniem? A może to naprawdę mrówki, chyba że te czarne punkciki tylko Ci się przywidziały...
Jason, wprawdzie Twojej ręki nie obeszły normalne mrówki, nadal jednak możesz odczuwać nieustający, kłujący dyskomfort w zwichniętym ramieniu. Może po prostu kość nadal nie jest na swoim miejscu i należy ją docisnąć jeszcze raz? Czy przeczucie ratownika nie podpowiada, by ponownie poruszyć ramieniem i pozwolić głowicy kości wskoczyć w panewkę? |
| | | Benjamin Preisner what did Harvard teach you?
Wiek : 37 lat Zawód : podnóżek senatora kongresu Skąd : LA, USA Liczba postów : 200 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : NIE MAM NIC
| Temat: Re: BAGNO Sro Paź 16, 2013 6:45 pm | |
| Przesiewał słowa swoich wybawicieli przez gęste sito własnego bólu i zdecydowanie niewesołych myśli. Biodro przestało go oszałamiająco rwać, ale dalej nie czuł się za dobrze, dodatkowo coś zaczynało go swędzieć; nie skupiał się jednak na tym, wpatrując się dość tępo w idealnie niebieskie niebo nad swoją głową. Ignorując dziwne poruszenie i przemieszczanie się opalonego lekarza i brudnej blondynki w kierunku jakiegoś dzieciaka, krzyczącego coś o mamusi. Początkowo oczywiście drgnął, dziewczynka miała bardzo podobny głos do Prudence, ale...przecież jej tu nie było, pewnie siedziała dalej na tylnym siedzeniu samochodu i kiwała głową w rytm nowej piosenki Miley Cyrus. Nie myśląc o swoim ojcu, leżącym bez spodni przy bagnie bóg-wie-gdzie. Jednak coś wyłapał z rozmowy współtowarzyszy niedoli; chyba nikt nie wiedział gdzie jest, nie widać było profesjonalnych ratowników a wokół nich było coraz ciszej. Jęczący obok mężczyzna pewnie zmarł albo zasłabł, bo przestał ciężko oddychać i owiewać Jamiego niezbyt przyjemnym oddechem. Dziwne, że zwracał na to uwagę, ale... jego zmysły boleśnie się wyostrzyły. Postanowił więc odczołgać się nieco od tego skupiska trupów wszelkich płci i ras, próbując powstrzymać mdłości. Dalej kręciło mu się w głowie, do tego czuł dziwne pieczenie na nagich nogach, ale... nie mógł dłużej leżeć, podparł się łokciami i powoli odczołgał, obserwując plecy Rose, pochylonej nad dzieciakiem, widocznie dalej przypiętym do siedzenia. |
| | | Isaac Howell
Wiek : 27 Zawód : pan niedoszły poeta Skąd : Perth, AUS Liczba postów : 12 Data dołączenia : 06/10/2013
| Temat: Re: BAGNO Sro Paź 16, 2013 8:56 pm | |
| Zawsze lubiłem ten moment zaraz po przebudzeniu. Ostatnie sekundy, kiedy znajdowaliśmy się na granicy jawy i snu, miejsce nie do końca realne. Krótka chwila swoistego letargu; krótka chwila, zanim przypomnimy sobie kim jesteśmy i gdzie jesteśmy. Chłodna bryza znów owiała mój kark, a moje powieki wydawały się zbyt ociężałe, abym był w stanie je podnieść. Może tak wyglądała śmierć? Może to, co miało miejsce przez parę ostatnie dni było jedynie przejściem z jednego staniu w drugi, ten niematerialny? Przez krótki – krótki moment byłem w stanie w to uwierzyć. Nie czułem niczego, czy nie o to zawsze mi chodziło? Czy nie do tego dążyłem? Być może na tą cichą myśl byłbym w stanie nawet lekko się uśmiechnąć, gdyby coś nie wyrwało mnie z tego słodkiego otępienia – środku przeciwbólowego, którym uraczył mnie mój umysł, aby powrót do rzeczywistości był mniej bolesny. Jakby było to możliwe. Przytępione zmysły wracały jednak nieuchronnie do równowagi i dopiero teraz byłem w stanie usłyszeć czyjąś rozmowę, szum liści i gdzieś w oddali… warczenie turbin przeplatanych z coraz rzadszymi krzykami dogorywających? Zaciągnąłem się powietrzem czując w nim nieprzyjemną nutę krwi i niemal wyczuwalnej histerii. Nie trwało to nawet chwili, kiedy wszystkie strzępki faktów połączyły się w niezbyt ułożoną, wręcz chaotyczną całość. A przynajmniej tak mogłem to ująć. Moje powieki w momencie utraciły swój ciężar, z którym zmagałem się jeszcze chwilę temu. Jednocześnie poderwałem się do góry, opierając na prawej ręce i tym samym odrywając ją od razu od ziemi z przeszywającym mnie samego krzykiem. Wziąłem kilka spazmatycznych wdechów. Jeżeli wydawało mi się chwilę temu, że rozumiałem co się wydarzyło, teraz całkowicie opuściło mnie to uczucie. Nie umarłem. Nie umiałem nawet zginąć. Los w pewien pokrętny i ironiczny sposób kazał mi żyć - dławić się każdym kolejnym toksycznym oddechem i cierpieć z każdym uderzeniem tego lichego serca. Zdesperowanym spojrzeniem obrzuciłem okolicę, próbując znaleźć jakikolwiek dowód na to, że nic z tego nie dzieje się naprawdę, jednak leżące obok ciała - w tym mężczyzna, którego odległe spojrzenie przenikało mnie na wskroś - nie wydawały się być jedynie tandetną scenografią. Zakasłałem próbując zdusić falę mdłości, kiedy względnie zdrową dłonią przejechałem po zakrwawionej nodze, zyskując kolejne potwierdzenie swojej żałosnej sytuacji. Zaciągnąłem się po raz kolejny powietrzem, ale te chyba już dawno straciło swoje kojące właściwości i nijak nie uspokoiło szalonego biegu moich skołatanych myśli i roztrzęsionego ciała. - Rose! – zawołałem drżącym głosem pierwsze, co przyszło mi na myśl, a słowa uleciały w nieokreśloną przestrzeń, gubiąc się pomiędzy chaszczami. – Rose, do kurwy nędzy… - urwałem, próbując podnieść się z miejsca, chociaż moje starania spełzły na niczym, jedynie kolejna fala bólu przeszyła moje ciało, a ja upadłem, wracając do poprzedniego stanu. |
| | | Sissy Evans
Wiek : 11 Zawód : uczennica Skąd : Wilcannia Liczba postów : 111 Data dołączenia : 28/09/2013
Ekwipunek : miś
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 19, 2013 12:36 pm | |
| Na próżno szło wiercenie się w fotelu, na próżno kopanie nogami i próbowanie wysunąć się spod pasa. Śliski materiał trzymał ją w swoich objęciach, nie pozwalając na jakikolwiek odpoczynek. Nie panikowała jeszcze, skoro miała przy sobie ludzi, na dodatek żywych i dorosłych, mama na pewno była gdzieś indziej, cała i żywa i jej szukała, więc wszystko było na najlepszej drodze, żeby dobrze się skończyć. Przywarła plecami do fotela, żeby ten pan mógł zająć się jej pasem, i wciągnęła bolący brz - Sissy... To znaczy, Cecilie Evans - przedstawiła się, pociągając nosem i ocierając wierzchem prawej dłoni łzy. Wiedziała, że skoro się rozbili, to będą ich szukać i liczyć żywych, i tożsamość w tym wypadku będzie bardzo ważna. No bo... Znajdą ich, prawda? Będą musieli ich znaleźć. W końcu przecież samoloty nie rozbijają się codziennie, tylu ludzi nie ginie ot tak. Ktoś się zorientuje, że ich nie ma i wyślą pomoc. Więc póki co trzeba będzie dawać sobie radę jak najlepiej. Tylko tak trudno utrzymać jedną myśl w głowie, kiedy cały świat wiruje dookoła ciebie. - Niedobrze mi - zdążyła jeszcze wyjąkać i przechylić głowę na bok, po czym zwymiotowała. Łzy znowu popłynęły z jej oczu, była zawstydzona, przerażona i czuła się fatalnie. Szarpnęła całym ciałem jeszcze raz, z desperacją chcąc się uwolnić. To było takie krępujące, kiedy obcy ludzie patrzyli jak choruje. |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 19, 2013 2:24 pm | |
| Nie był w stanie opisać, jak bardzo pragnął, żeby to był sen. Najgorszy z koszmarów, jakie w ogóle mogą się zdarzyć, ale jednak. Nie musiał się nawet szczypać, bo bark bolał go do tego stopnia, że Jason nawet nie śmiał pomyśleć o tym, że może śni. Był wykończony tą sytuacją. Przy takim zmęczeniu normalnie poszedłby w domu spać i obudził się kolejnego dnia, ale tymczasem był pewien, że zacznie cierpieć na bezsenność. Dodatkowo ciągle nie wiedział, co dzieje się z jego mężem i wszystko stawało się coraz bardziej chujowe. Pierwszy raz w życiu chciało mu się tak bardzo płakać, że swym wyciem zagłuszyłby małą blondynkę. W jej przypadku było to dozwolone, a łzy u dorosłego faceta wyglądały co najmniej komicznie, przynajmniej zdaniem Catalana, który na każdym kroku starał się udowadniać, jaki to on jest męski. Coś w środku kazało mu się też modlić, jakby nagle wszystkie teorie staruszek okazały się prawdziwe. Nie sądził jednak, by parę składanek nagle ożywiło wszystkich ludzi albo sprawiło, że nad nimi zjawią się helikoptery wypchane ratownikami. - Musimy znaleźć coś, czym będzie można to przeciąć - zwrócił się do Rose, której swoją drogą imię zaczęło rozbrzmiewać gdzieś dalej. No proszę, chociaż ona mogła być pewna, że ktoś bliski żyje. No, chyba że był to seryjny morderca, który poluje nad nią od miesięcy - wtedy nie będzie już tak kolorowo. Nie uspokajał dziewczynki, nie był w tym dobry, poza tym sam musiałby być najpierw spokojny. A nie był. Nagle zaczął zastanawiać się, czemu w tylnej kieszeni spodni nie nosi noża. Nie dość, że mógłby ją wyciągnąć, to jeszcze zabić kogoś, kto by mu ewentualnie nie pasował. Przecież w dżungli panuje prawo dżungli... to logiczne. Poruszył swoją ręką dość gwałtownie, zapominając, że nie ma jej sprawnej. Może było to dobre posunięcie, bo dopiero teraz mógł poczuć, jak wszystko wraca na swoje miejsce. Mógł również zacząć się drzeć z bólu... |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 19, 2013 3:33 pm | |
| To była jedna z tych chwil, w których miała ochotę rzucić wszystko w cholerę. Położyć się bezradnie na błocie, rozpłakać i czekać, aż ktoś przyjdzie, przytuli ją, pogłaszcze po głowie i powie, że wszystko będzie dobrze. Że ręka przestanie boleć, że rana na głowie się zagoi, że za kilka minut znajdą ich ratownicy i bezpiecznie przetransportują do domu. Chciała odnaleźć brata i ojca, chciała, żeby zniknęła płacząco-wymiotująca dziewczynka, niemiły ratownik, u którego zaczynała zaciągać dług wdzięczności i cierpiący mężczyzna, którego imienia nadal nie znała. Mogłaby do woli użalać się nad sobą, zawinięta w jeden z tych pomarańczowych kocyków, które rozdaje się ofiarom katastrof. Bo tak właśnie powinna przebiegać akcja po katastrofie. To, że ktoś zostawił ich samych sobie, nie mieściło się w granicach jej pojmowania. Nie potrafiła udzielać pierwszej pomocy, nie potrafiła pomóc nikomu, nie potrafiła pomóc nawet sobie. Rosie, weź się w garść. Wciągnęła powoli powietrze do płuc, odsuwając jeszcze na jakiś czas nadchodzący atak histerii. Oddech był urywany i nieco spazmatyczny, ale miała nadzieję, że póki co nikt tego nie zauważył. - Okej, Sissy, posłuchaj - powiedziała, delikatnie kładąc dziewczynce dłoń na ramieniu i próbując złapać z nią kontakt wzrokowy. - Jesteś bardzo dzielna. I potrzebuję, żebyś była dzielna jeszcze przez chwilę. Zaraz cię z tego wyciągniemy i... - urwała w połowie, bo słowa 'wszystko będzie dobrze', które sama tak bardzo chciała usłyszeć, nie mogły przejść jej przez gardło - ...i pomożemy ci znaleźć mamę. Wyprostowała się, znów błądząc wzrokiem dookoła, ale żaden nóż ani jakiekolwiek ostrze nie rzuciło jej się w oczy. - Wiem - powiedziała tylko, słysząc uwagę Jasona, bo co innego miała powiedzieć? - Ale może ty masz jakiś pomysł, bo szczerze mówiąc ja... - Rose! Zakrztusiła się, słysząc głos, który rozpoznałaby wszędzie. Jej głowa automatycznie obróciła się w stronę źródła dźwięku, powodując przeszywający ból w karku, na który jednak nie zwróciła specjalnie uwagi. - Jasna cholera - mruknęła, dopiero teraz dostrzegając leżącego na kępie trzcin, ubabranego błotem Isaaca. - Zaczekaj tu - rzuciła tylko w stronę lekarza, sama podnosząc się z trudem z ziemi i najszybciej jak tylko mogła, podchodząc do brata. Jeden rzut oka na jego mokrą od krwi lewą nogawkę wystarczył, żeby serce podeszło jej do gardła. Przykucnęła przy nim, przyglądając się w pierwszej kolejności jego twarzy, która nie wyglądała na specjalnie pokiereszowaną. - Żyjesz - bardziej stwierdziła, niż zapytała, z wyraźną ulgą, czającą się w głosie. Oczywiście, że nie mógł zginąć. Gdyby to zrobił, oznaczałoby to, że ostatnimi słowami, jakie do niego wypowiedziała, były 'zapnij pasy'. Można sobie wyobrazić bardziej żałosne pożegnanie? Parsknęła śmiechem, nieco histerycznie. - Dasz radę się podnieść? - zapytała, a jej spojrzenie ponownie mimowolnie powędrowało w stronę zranionej nogi. Wystawało z niej sporo kawałków szkła, których jednak wolała nie usuwać ubłoconymi rękoma. Na szczęście znalazła wcześniej jodynę, mogła wykorzystać też bandaże, ale najpierw musiałaby przetransportować go do czegoś w rodzaju strumienia. A nie było mowy, żeby dała radę zrobić to sama.
Kochany Mistrzu <3 Czy kawałki szkła znajdują się tylko w nodze Isaaca, czy leżą też dookoła niej? c: |
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 20, 2013 11:36 am | |
| Jason, fala bólu wyjątkowo Cię otrzeźwia, dzięki czemu rozglądasz się wokół siebie przytomniej. Zniknęła gdzieś ciężka mgła dymu i otumanienia. Niedaleko Ciebie widzisz walizkę, otwierasz ją i...Twoje modlitwy zostały wysłuchane? Oprócz paczki m&msów i czapki z daszkiem znajdujesz tam też wielofunkcyjny scyzoryk. Chyba nada się do przecięcia pasa? Jeśli spróbujesz uwolnić Sissy na pewno Ci się uda.
Rosie, tak, Twój brat żyje. Znów. Powtórka z rozrywki, ale wątpliwej jakości. Szkło znajduje się też koło niego, rani Ci dłoń, kiedy przypadkowo opierasz się o błoto, ale nie jest to głębokie rozcięcie. Nie możesz jednak podnieść Isaaca sama, potrzebujesz pomocy. Możesz poprosić o nią Jasona albo nieznajomego brodacza albo zająć się wyjmowaniem szkła z nogi brata - na własną odpowiedzialność. |
| | | Isaac Howell
Wiek : 27 Zawód : pan niedoszły poeta Skąd : Perth, AUS Liczba postów : 12 Data dołączenia : 06/10/2013
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 20, 2013 8:44 pm | |
| Czyż los nie jest najbardziej ironiczną siłą istniejącą w naturze? Niecały tydzień temu wykrwawiałem się w swoim wątpliwej jakości mieszkaniu. W poetycki sposób traciłem ostrość widzenia, moja głowa ulatywała z wolna na bok, aby mógł usnąć i już nigdy się nie przebudzić. Ukoić swoje wewnętrzne cierpienia, licząc na po śmiertelne docenienie mojej twórczości i jedynie wypominając sobie, że nie zostawiłem tego świata lepszym, niż go zastałem. Ciemność przesuwała się przed moimi oczami, zwolna ograniczając pole widzenia i pochłaniając wszystko, co znajdowało się w zasięgu mojego wzroku. Ustawione niedbale butelki na stole, rozrzucone dookoła książki, otwarty na oścież balkon, dający piękny widok na chowające się za horyzontem słońce. Na moje usta wpłynął blady półuśmiech, na który zdobyłem się resztkami sił pozostałych w moich żyłach. Uśmiech, który miał już zostać i trwać. W tym samym momencie rozległ się trzask otwieranych drzwi, a następnie dźwięk kroków stawianych na drewnianej posadzce. Wszystko to dochodziło do mnie jakby z daleka, przytłumione. Z trudem rozpoznałem rozmytą twarz Rosie i emocje ją przeszywające. Krzyki. Wystukiwanie numeru w telefonie. Później straciłem przytomność. A teraz? Przeżywałem coś, co mógłbym nazwać swoistym deja vu. Zabawne, że życie nie mogło się mnie pozbyć, nawet kiedy usiłowałem mu pomóc. Widać nasza współpraca nie była zbyt owocna.
I chociaż nadal mogłem powiedzieć, że towarzyszył mi szok pourazowy, wszystkie kawałki układanki zdawały się łączyć w jedną całość. Krew, katastrofa, trupy, dżungla. Rosie. Rosie, wobec której zaciągnąłem kolejny dług, nawet jeżeli wszystko działo się wbrew mojej woli. Tylko... dlaczego w ogóle zawołałem jej imię? Dlaczego nie mogłem pozostać w miejscu, wbić spojrzenie w niebo i czekać, aż moja dusza odleci w przestworza. Czy nie o to od zawsze mi chodziło? A może w kryzysowych sytuacjach w ludziach odzywał się jakiś pierwotny instynkt przetrwania, o którego istnieniu nie mieliśmy pojęcia na co dzień? Wziąłem głęboki wdech, który jednak tym razem przyniósł mi krótką i upragnioną ulgę - a może jej zasługą był fakt, że blondynka pojawiła się na horyzoncie. Cała, jeżeli nie zdrowa. Dopiero teraz doścignęła mnie myśl, że nawet przez chwilę nie martwiłem się o swoją rodzinę, co przyniosło coś w rodzaju wyrzutów sumienia, stłumionych jednak przez falę mdłości. Inni ludzie zapewne odzyskiwali przytomność, lub umierali widząc twarze swoich bliskich. Ja zamiast tego, niemal przekląłem po raz kolejny widząc światło słoneczne. - Można tak powiedzieć - odpowiedziałem, chociaż na usta cisnęło mi się raczej pełne żałości 'niestety', wycedzone przez zęby. - Nic Ci nie jest? - zapytałem, chociaż słowa zabrzmiały dla mnie dziwnie obco i nienaturalnie. Wziąłem kilka spazmatycznych oddechów, ale chyba nigdy nie miałem przyzwyczaić się do widoku trupów i przesadnej ilości krwi, tym bardziej jej i swojej. - Nie jestem pewien - wydukałem w końcu niepewnie, próbując podnieść się, jednak niewiele przy tym osiągając. - Jest tutaj ktoś jeszcze? |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Pon Paź 21, 2013 3:45 pm | |
| Ktoś na Górze nieźle by się uśmiał, gdyby nagle wszyscy położyli się w jednym szeregu i zaczęli płakać. Problem tkwi w tym, że w głowie Jasona było to dosyć logiczne i normalne rozwiązanie. Na pewno lepsze to niż uciekanie gdzieś w sam środek lasu, a i taka opcja pojawiła się przez chwilę w jego myślach. Miał czas ułożyć sobie zdecydowanie zbyt wiele scenariuszy, jednak nie doszło do ich realizacji, bo coś kazało mu pomóc małej dziewczynce nadal uwięzionej w tym pieprzonym fotelu. Był pewien, że to żaden z instynktów typowo ojcowskich, tylko po prostu zwykła ludzka empatia, która tkwiła w nim do tej pory nieco uśpiona głównie z powodu męża. W momencie, gdy ta starsza blondynka postanowiła go zostawić, przeklinał ją w myślach, ale jednocześnie samego siebie za złe nastawienie stawu. Zacisnął powieki, bo początkowo ból wcale nie chciał ustąpić, a co więcej - stawał się coraz bardziej silny, uciążliwy i sprawiał, że Jason miał wielką ochotę ponownie zanurzyć się w bagnie, ale tym razem na wieki. W końcu jednak wszystko nieco odpuściło, a Catalan po otworzeniu oczu mógł ujrzeć walizkę. Od razu ruszył w stronę przedmiotu, nie przejmując się tym, że może to tylko (albo aż!) bomba jakiegoś zamachowca. Odetchnął z niewyobrażalną ulgą, widząc przed sobą scyzoryk. Ścisnął go mocno w dłoni i popędził z powrotem do Sissy. Na początku pas nie dawał za wygraną. W końcu to kawał mocnego materiału, ale Jason piłował mimo obolałego ciała i wszelkich przeciwności, oddychając przy tym głęboko. |
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: BAGNO Czw Paź 24, 2013 3:58 pm | |
| Rosie, mimo, że odłamki szkła leżały też dookoła Twojego brata, udało Ci się do niego dostać i zająć się wyciąganiem ciał obcych wbitych w jego nogę, powodując tylko niewielkie krwawienia - na jego szczęście. Isaac, masz zdecydowanie więcej szczęścia niż (najwyraźniej) rozumu. Wyciąganie tego szkła mogło skończyć się zbyt potężnym do zatamowania krwotokiem, ale Twojej siostrze udaje się, jednak nadal nie możesz chodzić, przez ryzyko otworzenia się ran. Jason, gwałtowny zamach opłacił się - kość wreszcie wskoczyła we właściwe miejsce i ramię przestało być zdrętwiałe. Poza tym udaje Ci się uwolnić Sissy. Sissy, mimo rany na nodze możesz chodzić, choć trochę kulejesz. Poza tym możesz czuć się bardzo obolała, zwłaszcza w miejscu, w którym wrzynał się pas bezpieczeństwa. Benjamin, udało Ci się odpełznąć od trupów, jednak nie dasz rady tak się czołgać cały czas, więc pozostaje Ci tylko czekać, aż ktoś pomoże Ci dostać się w jakieś bezpieczniejsze miejsce, gdzie będziesz mógł kurować zwichnięte biodro. Jason chyba już czuje się lepiej... do wszystkich: zamykam ten temat, możecie już pisać na PLAŻY I OKOLICACH (dowolny temat, dowolna konfiguracja osobowa), pamiętajcie tylko o swoich obrażeniach i o tym, że od katastrofy MINĘŁO TYLKO PÓŁTOREJ GODZINY. Dalej więc jest słonecznie, gorąco, duszno i dalej nie wiecie nic o swoim obecnym położeniu. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: BAGNO | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |