KARTA POKŁADOWALot nr 815, Oceanic Airways, Sydney - Los AngelesDane pasażera: Imię i nazwisko: Rosie Howell
Data i miejsce urodzenia: 20 czerwca 1987, Perth, Australia
Zawód: z wykształcenia psycholog, ale nigdy nie pracowała w zawodzie; łapie się wszystkich dorywczych prac
Kwestionariusz podróżny:
Klasa przelotu: biznesowa
Miejsce przelotowe: G16
Cel podróży: oficjalnie odwiedziny u ojca, nieoficjalnie - wspieranie brata
Podróżował/a z: ojcem i bratem
Kwestionariusz osobowy:
Wygląd: Przypadkowy przechodzień, rzucający przelotne spojrzenie, zobaczy drobną, niezbyt wysoką blondynkę. Ładną buzię, niespecjalnie wyróżniającą się z tłumu. Skromnie, choć gustownie ubraną dziewczynę, ciągle gdzieś biegnącą, z wyprostowaną sylwetką i oczami jasno patrzącymi do przodu.
Ktoś, kto przystanie w miejscu odrobinę dłużej, zauważy sprężysty, charakterystyczny dla sportowców chód. Zorientuje się, że nieład na głowie wcale nie jest artystyczny, a włosy potargał pośpiech, nie starannie dobrany lakier. Widoczna stanie się nienaturalna, anemiczna bladość skóry, choć świadczące o tej chorobie białe plamki na paznokciach raczej pozostaną poza zasięgiem wzroku. Być może zwróci na nie uwagę bardziej dokładny obserwator. Ten spostrzeże również lekkie cienie pod oczami, jasno świadczące o co najmniej kilku nieprzespanych nocach oraz delikatny, naprędce wykonany makijaż. Zauważy ledwie uchwytny smutek, czający się w oczach, czasami zastępowany przez wesołe ogniki oraz malutkie zmarszczki w kącikach ust. Żadnemu z nich nie uda się jednak wyczytać tego, co będzie akurat siedziało w jej głowie, chociaż, jeśli mam być szczera - może i dobrze.
Charakter: Co się stanie, jeśli lekkomyślną, ale odważną duszę zamkniemy w drobnym, dwudziestosześcioletnim ciele? Jaki efekt wywoła połączenie naiwnego, wręcz dziecięcego optymizmu z pełnym niewesołych zawirowań życiem? Jak na delikatnej, kruchej twarzy odbije się wewnętrzna siła i czy w takim zestawieniu w ogóle ktoś uwierzy w jej istnienie? Co powstanie z połączenia dobrych intencji z egoizmem, otwartości z nieostrożnością, impulsywności z wytrwałością? Czy takie cechy mogą współegzystować, nie tylko obok siebie, ale w obrębie jednej osobowości? Jak się okazuje - owszem. I to całkiem pokojowo, chociaż nie do końca harmonijnie.
Gdyby charakter Rosie polecono określić jednym słowem, z całą pewnością byłoby to:
sprzeczny.
Paradoksalny.
Nieprzewidywalny. Zmuszona do szybszego dorośnięcia, wciąż nie do końca pozbyła się cech dziecka, zamiast tego je przekształcając i nadając im nieco karykaturalnego wymiaru. Na pierwszy rzut oka jest dziewczyną otwartą i uśmiechniętą, przyciągającą do siebie ludzi, budzącą naturalną, niewymuszoną sympatię. Przy próbie bliższego poznania, można jednak wyczuć niewyraźny, trudny do uchwycenia chłód, pochodzący z wyrobionego przez lata przekonania, że ludzie zawsze odchodzą - a skoro tak, nie należy zbytnio się do nich przywiązywać. Nie znaczy to, że trzyma wszystkich na dystans, po prostu proces zdobywania zaufania wydłuża się w jej przypadku do maksimum. Dla ludzi, na których jej zależy, jest w stanie zrobić wiele, a nawet - zbyt wiele. Ma irytującą i raczej niemożliwą do wykorzenienia skłonność do prób uszczęśliwiania innych na siłę. Jest tą osobą, która za wszelką cenę będzie próbowała pogodzić skłóconych przyjaciół, częściej pogarszając sytuację niż pomagając. Dobre intencje nie idą u niej w parze ze zdrowym rozsądkiem. Naiwnie wierzy w ludzką uczciwość, odrzuca stereotypy i zawsze zakłada najbardziej pozytywną opcję. Dobroć i optymizm, które w niej tkwią, sprawiają, że mimo wszystko trudno się na nią złościć, ale nie jest to niemożliwe, bo w ekstremalnych sytuacjach naprawdę potrafi zaleźć człowiekowi za skórę.
Z pozoru wydaje się krucha i delikatna, ale to właśnie odruchowa chęć otoczenia jej ochroną jest tym, co u innych irytuje ją najbardziej. Na widok litości w oczach znajomych ma ochotę rozpłakać się i zamordować jednocześnie. Uważa się za silniejszą , niż jest w rzeczywistości i na każdym kroku stara się uparcie to pokazać, podejmując się zadań, które w oczywisty sposób przekraczają jej możliwości. Odczuwa nieodpartą, patologiczną wręcz potrzebę ciągłego udowadniania swojej własnej wartości, głównie przed samą sobą. Panicznie boi się utraty, dlatego łatwo wybacza i unika poważniejszych konfliktów. Czasami świadomie pozwala się krzywdzić, byle zatrzymać przy sobie ludzi, wpadając tym samym w całkowicie błędne i bezsensowne koło, z którego nie potrafi się uwolnić. Jak to często bywa, szewc bez butów chodzi - a ona, jako psycholog, potrafi pomóc każdemu, tylko nie sobie.
Zdarza jej się zachowywać nieracjonalnie. Gdy sobie coś postanowi, broni tego z uporem maniaka, nawet mając świadomość, że tkwi w błędzie - w takich chwilach zdrowy rozsądek ucieka jednak na drzewo, a kłótnia toczy się dla samej kłótni. Nie bierzcie tego jednak do siebie - takie wrzaski pełnią w jej wypadku funkcję leczniczą i pomagają pozbyć się nadmiaru negatywnej i pozytywnej (!) energii. Ale bez obaw. W większości przypadków stara się rozładować ją na sali tanecznej, ściance wspinaczkowej, albo innej nieszkodliwej dla otoczenia formie wysiłku fizycznego. Z drugiej strony, dzięki temu ma całkiem mocny prawy sierpowy, więc jeśli widzicie nadchodzący wybuch, lepiej znajdźcie jej twórcze zajęcie, naiwną ofiarę albo drogę ewakuacji. Tę ostatnią dla siebie, rzecz jasna.
A tak na poważnie - Rosie nie jest złym człowiekiem. Irytująca, nadopiekuńcza, przewrażliwiona - owszem. Nieodpowiedzialna, lekkomyślna, nieprzewidywalna - jak najbardziej. Ale nigdy celowo nie zrobi Ci krzywdy ani nie nadszarpnie Twojego zaufania. W najgorszym wypadku ucieknie, urywając Waszą relację, tylko po to, żebyś Ty nie mógł zrobić tego pierwszy.
Biografia: Hello darkness, my old friend,
I've come to talk with you again,
Because a vision softly creeping,
Left its seeds while I was sleeping,
And the vision that was planted in my brain
Still remains
Within the sound of silence.Zaczęło się banalnie, jak zawsze. Początek miał miejsce 20 czerwca 1987 roku w miejskim szpitalu, nie różniącym się znacznie od podobnych tego typu przybytków. Czysty, sterylny oddział, identycznie ubrani lekarze i unoszący się w powietrzu, lekko drażniący zapach środków dezynfekujących. Na łóżku drobna, nieco eteryczna blondynka, wyczerpana, ale uśmiechnięta, trzymająca w ramionach maleńką dziewczynkę. Obok niej wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, wpatrzony w kobietę jak w obrazek, ale jednocześnie czujnie obserwujący uczepionego jego nogawki, rocznego chłopczyka. Macie tę chwilę w wyobraźni? Świetnie. Zapamiętajcie ją dobrze, bo to jedna z ostatnich, która wyglądała jak żywcem wyjęta z idyllicznego opowiadania, chociaż trudno doszukiwać się w tej historii dramatycznego zwrotu akcji. Jak to jednak często w życiu bywa - problemy przyszły po cichu.
Najpierw było mieszkanie, w którym od czasu do czasu znikał prąd lub gaz. Byli dziadkowie, o których nikt nie chciał rozmawiać, zabawki, którymi trzeba było się dzielić i używane podręczniki, sklejane przezroczystą taśmą klejącą. W lepsze dni, w niewielkiej kuchni unosił się zapach świeżego ciasta, a od ścian odbijał się śmiech czterech beztroskich głosów. Krótkie chwile, ulotne jak ludzkie wspomnienia, utrwalone głównie na kliszy taniego aparatu fotograficznego, w pamięci - w większości zatarte. Dające złudną nadzieję, że wszystko się ułoży, a problemy rozwiążą się same. Momenty szczęścia, wtedy wyczekiwane, dzisiaj zbyt nieprawdopodobne, aby wierzyć, że kiedyś istniały. Zastąpione i wyparte przez to, co przyszło po nich. Bo zło zawsze krzyczy najgłośniej.
In restless dreams I walked alone
Narrow streets of cobblestone,
'Neath the halo of a street lamp,
I turned my collar to the cold and damp
When my eyes were stabbed by the flash of a neon light
That split the night
And touched the sound of silence.Zaczęło się banalnie, jak zawsze. Nowa praca, zwana przez Rosie początkiem końca, chociaż w pierwszym momencie przynosząca zmiany subtelne i wydawałoby się - pozytywne. W szafach pojawiły się nowe ubrania, na półkach zagościły nowoczesne zabawki, a połatany, taciny sweter zastąpił drogi garnitur, jego właściciel jednak raczej rzadko miał okazję pochwalić się nim rodzinie. Ceną za nowe życie były długie wyjazdy, noce poza domem, smutne weekendy i jeszcze smutniejsze święta. Z czasem przyszły i kłótnie. Najpierw rzadkie, później coraz częstsze, których nie potrafiła zagłuszyć nawet naciągnięta na głowę, puchowa kołderka. Awantury, występujące na zmianę z dniami milczenia, podczas których cisza była tak ciężka, że dzwoniła w uszach, tata znikał, a z pokoju mamy dochodził intensywny zapach farb olejnych. Nie towarzyszył mu jednak tak uwielbiany przez dziewczynkę śpiew, którego zresztą nie słyszała już chyba nigdy później. Bo przed uderzeniem błyskawicy jest zawsze najciszej.
And in the naked light I saw
Ten thousand people, maybe more.
People talking without speaking,
People hearing without listening,
People writing songs that voices never share
And no one dared
Disturb the sound of silence.Zaczęło się banalnie, jak zawsze. Ojciec zniknął, co prawda na dłużej niż zwykle, ale nie było to nic zaskakującego. Zaskakujący był za to widok jego walizek, wypełnionych po brzegi i z trudem wytaszczonych przez mamę na podjazd przed budynkiem. Zaskakujące były wizyty w sądzie, pytania zadawane przez prawników i to, jak łatwo rozsypywała się budowana przez lata rzeczywistość - w regularnych odstępach, wyznaczanych kolejnymi terminami rozpraw sądowych. Po cichu, bez werbli i bez odgłosów wybuchu. Zaskakująca była wreszcie pocztówka, zapisana ręką taty i ostemplowana czerwoną, okrągłą pieczątką poczty w Los Angeles. Białe pole po lewej stronie, wypełnione słowami zapewnienia, że wyjazd nic nie zmieni. Obietnicą, w której dotrzymanie nie wierzyła żadna ze stron. Bo przecież ludzie zawsze odchodzą.
"Fools" said I, "You do not know
Silence like a cancer grows.
Hear my words that I might teach you,
Take my arms that I might reach you."
But my words like silent raindrops fell,
And echoed
In the wells of silence.Zaczęło się banalnie, jak zawsze. Burza ucichła, czarne chmury odpłynęły za ocean, pozostawiając po sobie trudny do posprzątania bałagan, ale również ustępując miejsca słabym promieniom słonecznym. Kurz opadał powoli, wzajemne żale i wyrzuty wciąż unosiły się w zamglonym powietrzu, a znak równości między słowami 'mieszkanie' i 'dom' został przekreślony, jednak były to warunki wystarczające, by pozwolić zakiełkować nadziei. Opłacane przez ojca lekcje tańca zamieniły się w pasję, która z kolei - w tych gorszych chwilach - zamieniała się w ucieczkę. Zdarzały się momenty zasługujące na miano szczęśliwych, nawet jeśli często przeplatały je epizody załamania. Słońce to wychylało, to znów chowało się za horyzontem; raz tylko zniknęło na dłużej, razem z kolejnymi walizkami wyniesionymi za drzwi, tym razem przez - tak niegdyś bliskie - ręce brata. Raz świeciło przez równy tydzień, zachęcone nerwowym podekscytowaniem, związanym z rozpoczęciem wymarzonych studiów. Jak się jednak okazało - nie potrafiło objąć wszystkich swoimi ciepłymi promieniami.
Minęły lata, zanim Rosie zorientowała się, że napady złego nastroju, które od wyprowadzki Isaaca nękały jej matkę, już dawno wyszły poza pole zwyczajnej depresji, a kiedy to się stało - było już za późno na szybkie załatanie zniszczeń. Jej wątłe ramiona i dusza artystki nie były w stanie znieść ciągłego opuszczenia, a umysł, nie potrafiąc poradzić sobie z rzeczywistością, stworzył swoją własną, szczelnie zamkniętą i niedostępną dla nikogo więcej. Bywały dni, które spędzała nie ruszając się z fotela, z pustym wzrokiem utkwionym w drzwiach wejściowych; tygodnie, w czasie których nie opuszczała swojej pracowni, tworząc jeden obraz za drugim; napady histerii, okraszone dźwiękiem tłuczonego szkła. Były też chwile dobre i normalne, pozostawiające miejsce na naiwną wiarę w poprawę, zbyt jednak krótkie, by mogły dać wytchnienie. Burzowe chmury znów się pojawiły, grożąc kolejną nawałnicą, ale grzmoty dobiegły z innej strony, niż można się było spodziewać. Bo przecież los tak bardzo lubi wyciągać asy z rękawa.
And the people bowed and prayed
To the neon God they made.
And the sign flashed out its warning,
In the words that it was forming.
And the sign said, the words of the prophets are written on the subway walls
And tenement halls.
And whisper'd in the sounds of silence.Zaczęło się banalnie, jak zwykle. Kto bowiem podejrzewałby o niecne zamiary zwyczajny dzwonek telefonu? Kto spodziewałby się złych wiadomości, słysząc w słuchawce spokojny, wyważony głos ratowniczki medycznej? Wreszcie - czy ktokolwiek zakłada, że jego dawno niewidziany brat postanowi targnąć się na własne życie? Cóż. Na pewno nie Rosie. Bo nawet jeśli życie kopie nas w tyłek, odbierając po kolei wszystko, co kochamy, a w końcu zamyka w domu, czyniąc z nas opiekunów najbliższej na świecie osoby - odruchowo czekamy na zmianę na lepsze. Nauczeni od dziecka, że po każdej burzy wstaje słońce, ślepo wierzący w sprawiedliwość. Naiwni.
Wiedziała, że tym razem nie poradzi sobie sama, dlatego bez wahania sięgnęła po słuchawkę. Kolejny dzwonek telefonu rozdarł ciszę przestronnego apartamentu w Los Angeles, tydzień później jej ojciec po raz pierwszy od trzynastu lat przekroczył granicę Australii, nie było jednak czasu na sentymentalne padanie sobie w ramiona. Oceniwszy sytuację, podjął decyzję błyskawicznie, jak zwykle nie przejmując się pytaniem kogokolwiek o zdanie i rezerwując cztery bilety w klasie biznesowej linii Oceanic Airways, chociaż w ostateczności na pokładzie znalazły się jedynie trzy osoby. Troje ludzi, którzy nigdy nie mieli wylądować u celu. Bo banalne początki rzadko kiedy oznaczają banalne zakończenia.
Informacje zdrowotne: CZY ZGADZASZ SIĘ NA:
1. silne urazy [np. złamania, głębokie rany] {tak}
2. lekkie urazy [np. zwichnięcia, skręcenia] {tak}
3. otępienie jednego ze zmysłów {tak}
4. tymczasowa utrata jednego ze zmysłów {tak}
5. trwała utrata jednego ze zmysłów {tak}
6. utrata jakiejś części ciała {nie}
7. wpływ na psychikę (np. amnezje, omamy) {tak}
8. choroby [różnego typu] {tak}
Dodatkowe informacje:- Ma zaawansowaną anemię, dlatego zawsze nosi ze sobą żelazo w tabletkach.
- Panicznie boi się latać. Strach odpędza szczęśliwa bransoletka, pochodząca jeszcze z dzieciństwa i tak właściwie będąca kawałkiem podwójnie złożonego, cienkiego, niebieskiego sznurka. No, przynajmniej kiedyś był niebieski.
- Ma alergię na orzechy.
- Jej sposobem na rozładowanie nerwów była ścianka wspinaczkowa, stąd całkiem nieźle radzi sobie ze wspinaniem się na duże wysokości. Patrzenie w dół nie jest dla niej problemem, ma za to klaustrofobię.
- Odbyła szkolenie z pierwszej pomocy, ale ma spore wątpliwości, czy potrafiłaby przełożyć teorię i ćwiczenia na manekinie na praktykę, chociaż najprawdopodobniej by spróbowała.
- Jest blisko związana ze wszystkimi członkami swojej rodziny, nawet jeśli tego nie okazuje. Jednocześnie chowa urazę do brata, że zostawił ją samą z chorą matką.
- Lubi udowadniać, że świetnie sobie radzi. Zdarza jej się wtedy porządnie nagiąć prawdę.
- Nigdy nie nauczyła się pływać.
Damien Rice - 9 crimes