KARTA POKŁADOWALot nr 815, Oceanic Airways, Sydney - Los AngelesDane pasażera: Imię i nazwisko: Devon Bradley Preisner
Data i miejsce urodzenia: 6 grudnia 1985r., Lancaster w stanie Kalifornia, Stany Zjednoczone
Miejsce zamieszkania: Sydney, Australia
Zawód: realizuje stypendium-staż w Instytucie Biologii Molekularnej w Sydney
Kwestionariusz podróżny:
Klasa przelotu: ekonomiczna
Miejsce przelotowe: H24
Cel podróży: powrót do domu z dłuższego pobytu w Sydney
Podróżował z: dziewczyną i bratem
Kwestionariusz osobowy:
Wygląd: Prawdopodobnie dość… przeciętny, w przeciwieństwie do tego, co skrywa się pod tą powłoką ciągłej tkanki skórnej. Nie wyróżnia się koszykarskim wzrostem, ani szalonym uczesaniem, pozostając w swojej bezpiecznej niszy, nie zwracając na siebie zbędnej uwagi. Metr osiemdziesiąt pięć, czyli gdzieś w widełkach średniej krajowej, szczupła sylwetka, schludny, nieprzesadzony w żadną ze stron ubiór – często jednak świadczący o tym, co Devona pasjonuje ponad wszystko, bo nierzadko można go spotkać w biegu zarzucającego jakąś kurtkę na swój kitel naukowca, który chyba już stopił się z jego ramionami i krzyżem. Oczy ma brązowe, patrzące na świat zafascynowanym spojrzeniem, dostrzegającym wszystkie te naukowe zależności. Zwykle są one przenikliwe i zdradzające jak intensywne procesy myślowe zachodzą pod tą kasztanową czupryną; prawdziwe zwierciadła duszy, bo bez względu na starania, zawsze w jego tęczówkach wymalowana jest prawda - nigdy nie był dobrym aktorem, mimo miasta stanowego Los Angeles wpisanego w dowód osobisty jako miejsce urodzenia. Jednak po kwadransie rozmowy stwierdzisz, że jest po prostu
niepozorny i z tym epitetem najlepiej pozostawić osobę Devona Preisnera.
Charakter: Niemożliwe do przebrnięcia kondygnacje niezwykłego umysłu, który kryje wielką wiedzę, bardzo specyficzną i dotyczącą wąskiej dziedziny, choć o rozległym tle. To właśnie temu się poświęcił, całkowicie, bez reszty i pamięci, co go w sumie całkowicie definiuje. Od zawsze, i on i jego brat, byli wychowywani na ludzi porządnych, skromnych, dobrych, o kręgosłupie moralnym pozbawionym skolioz (w ogóle o istniejącym takowym). Taki też Devon wyrósł, nigdy nienarzekający na przeciwności losu, pewny siebie, jednak nie zuchwały, a spokojny i zrównoważony.
Prawdopodobnie właśnie dlatego, dzięki takiemu a nie innemu zestawowi cech, nie należał do elity popularnych ludzi za czasów licealnych, na studenckich imprezach, o ile na nich bywał, raczej stanowił tą część towarzystwa, z którą można porozmawiać ciekawie i długo, a nie strzelić sobie słodkie zdjęcie do opublikowania na kolejnym głupim portalu (z całym zestawem lanserskich atrybutów – choć akurat tych Dev nigdy nie posiadał, takie uroki życia pod dachem rodziców zarabiających nie więcej niż średnią krajową). Od zawsze nieco się różnił od swoich rówieśników. Był dojrzalszy i rozsądniejszy, a przy tym zaskakująco konkretny, w przeciwieństwie do przykładu, który miał w domu w postaci matki i ojca. Niespełniona poetka i nauczyciel pasjonat stanowili dla niego nie tyle wzór do postępowania w przyszłości, jak to zwykle wygląda w relacjach dzieci-rodzice, a w najlepszym wypadku pewien schemat, który w odpowiednio przeredagowanej wersji mógłby później wcielić w życie własnej rodziny, nawet jeśli założenie takowej zostało odwleczone w czasie przez oczywiste poświęcenie się własnej, naukowej karierze. Co nie było dla niego wyrzeczeniem, broń Boże też nie zrezygnował z tego całowicie. Po prostu ułożone priorytety, ktorych jest absolutnie świadomy, nie zakładały trójki dzieci w wieku dwudziestu pięciu lat.
Daleko mu do typu gaduły, czy o zupełnych banałach, czy na swój temat, chociaż nie pogardzi kawą lub dwiema z ciekawym rozmówcą, dyskutując na tematy przeróżne. Lubi poznawać ludzi, chociaż on sam nie daje się poznać tak łatwo, wręcz uważając ekstrawertyzm za jakiś przejaw słabości i braku samodyscypliny. Prawdopodobnie wzięło mu się to stąd, że wszystko co osiągnął w życiu, nie zostało mu podane na tacy, a wywalczył to sobie ciężką pracą, w całkowitym skupieniu na swoim celu.
Jest gorącym zwolennikiem praktycznych rozwiązań, we wszystkim. Począwszy od ustawienia mebli w wynajmowanym mieszkanku niedaleko Instytutu (bo to też korzystne), poprzez odpowiednie prowadzenie kłótni (czyt: natychmiastowe jej przerywanie, gdy nie ma ona żadnego sensu), kończąc na wyborze wydajnego i dopasowanego do jego potrzeb samochodu. Szalenie ceni sobie ład i porządek, ten zewnętrzny jak i wewnętrzny. Zawsze na czas i w odpowiedniej marynarce, czego akurat nie wyniósł z domu, wypełnionego książkami po sufit, nawet jeśli według jakiejś wyimaginowanej kolejności. Do swoich celów absolutnie nie dąży po trupach, ponieważ mimo wszystko zaszczepiono w nim zbyt wiele rodzinności i zwyczajnych trosk o innych. Bezinteresownych, bo nie jest też typem bohatera, nie szuka ani poklasku, ani braw.
Zdarza mu się ulegać swoim chorobliwym ambicjom, które szamoczą nim, ilekroć los stawia przed nim jakieś wyzwanie. Całe szczęście odnoszą się one tylko do jego naukowej sfery życia, bowiem na co dzień często odpuszcza, kiedy tylko nie widzi sensu by się o coś sprzeczać, bo już z natury nie jest kłótliwą osobą. Stanowi ten miły typ spokojnego człowieka, zwykle bezproblemowego, o czym jednak można się przekonać tylko wchodząc z nim w naprawdę bliską interakcję. To jednak może być jednocześnie i łatwe, i piekielnie trudne.
Gdy tylko przełamie swoją irracjonalną barierę pewnej obawy w stosunku do ludzi i uzewnętrznianiem się przed nimi, może być naprawdę dobrym przyjacielem, niezłamanym sluchaczem, logicznym doradcą i, właśnie, wcale nie ramieniem do wypłakania, a motywatorem do działania – skrzywienie zawodowe związane z manią dotyczącą NIE marnowania czasu, który można przeznaczyć na kolejną godzinę w laboratorium spędzoną nad mikroskopem czy analizą wyników uprzednich badań.
W związkach? Niełatwo określić, ponieważ pędząc w gonitwie za wiedzą, czyli przepustką do swojego rozwoju w ukochanej dziedzinie, nie miał zbyt wiele czasu na miłostki. Tak naprawdę zaangażował się niedawno, jednak znów – bez półśrodków i całym sobą, na ile tylko pozwoliły mu na to dobrowolne nadgodziny w Instytucie. Jednak z racji iż brzydzi się kłamstwem i fałszem, właśnie taki szablon powtórzyłby on w kolejnych relacjach miłosnych, gdyby zakladal, że takie wystąpią. Niewiernością też się brzydzi – wada niezłomnego rozsądku.
Kiedy w jego życiu pojawiają się silniejsze emocje, prawdopodobnie sporządziby, w oparciu przemyślenia na ich temat, wykres po naukowej analizie, zamiast napisania ckliwego poematu pełnego ekspresji swoich odczuć, niepoprawnie skrajnie ścisły umysł po prostu nie pozwala mu na nic innego. Ale nawet to, dopiero po wszystkim - zdążył się już nauczyć, że rozpraszanie się to najgorszy wróg każdego sukcesu. Odkrycia tajemnic zasad azotowych w kodzie DNA, czy przeżycia – to już nieistotne.
Biografia: Clement pasjonował się językami i wiedział, że na jego barkach spoczywa nauczycielskie piętno, gdyż wszyscy mężczyźni w jego rodzinie od pokoleń trudnili się belfrowaniem. Jade miała rozpuszczone włosy, długie do łopatek, z wetkniętym za ucho kwiatem i wałęsała się bez celu po uliczkach miasta, z rozmarzonym spojrzeniem młodej artystki. Wszędzie ze sobą nosiła zużyty już brulion, wciąż jednak znajdując na niektórych kartkach przestrzeń, by coś dopisać krętymi literami, uwieczniając na papierze swoją myśl. Jak się poznali? Może pachniała łąką, gdy on siedział w bibliotece któregoś popołudnia, może wpadli na siebie w kawiarni? Stało się. Szybko połączyła ich romantyczna miłość, pełna poezji i hiszpańskiego wina. Jade stała się panią Preisner, niedługo później rodząc pierwszego Preisnera Juniora.
Devon przyszedł na świat w pewien zimowy wieczór, dziesięć lat później, śnieg jednak nie wirował srebrnymi płatkami w świetle ulicznych latarni, znacząc plamkami fioletowe niebo. Do tego momentu było już jasne, że poezja Jade pozostanie w notatnikach, złożonych w specjalnych kartonach pod łóżkiem, a ona na zawsze utknęła na posadzie bibliotekarki w pobliskiej czytelni, z mężem nauczycielem, nadal chodząc w tych samych, skórzanych pantoflach co siedem sezonów temu.
Pierwsze lata jego życia upłynęły… zwyczajnie. Z jego bratem łączyły go ciepłe, braterskie relacje, zażyłe na tyle, na ile pozwalała na to różnica wieku. Chodził do przedszkola jak inne dzieci, później do szkoły podstawowej. Bardzo jednak szybko okazało się, że nużą go klasyczne baśni, które były mu czytane do snu, a w księgarniach zawsze gubił się w pobliżu działów z kolorowymi albumami dla małych odkrywców. Anatomia, flora tropikalna, elementarna chemia, dinozaury – oczy błyszczały mu się jak bożonarodzeniowa choinka. Co było dziwne, ponieważ n i k t w ich rodzinie nie miał ciągotek do jakichkolwiek zagadnień z nauk ścisłych.
Potencjał zauważono szybko, jednak to nie była zasługa rodziców, a nauczyciela przyrody pod koniec podstawówki. Dzięki niemu znalazł się później w profilowanej na kierunki ścisłe klasie. Lata płynęły, Devon popadał w coraz większą fascynację tematem, studiując książkę za książką z niespotykanym zapałem. Liceum skończył jako laureat biologicznej olimpiady, dlatego z otwartymi ramionami przyjęto go na Uniwersytet Kalifornijski. Wtedy już zatracił się w nauce na całego, potrafił bez chwili przerwy przeglądać publikacje odnośnie najnowszych badań, dotyczących najróżniejszych odłamów tej jednej dziedziny. Już wtedy większość czasu poświęcał na, nawet nie tyle uczenie się, co kopanie w skarbnicach wiedzy, zatracając się całkowicie w imponujących biologicznych mechanizmach, które kontrolowały pracę wszystkiego, co żyło na tym świecie.
Stopnie, choć nienaganne, przestały już się liczyć, gdyż przygodę z biologią zaczynał silnie motywowany chęcią zaimponowania swoim rodzicom. Może celem wynagrodzenia im, że nie poszedł w ich ślady? Może pragnął być wreszcie doceniony? Ten etap się zakończył - Devon z dyplomem z najwyższym wyróżnieniem ukończył studia. Wszystko, co osiągnął, zawdzięczał tylko sobie.
Jego ponadprzeciętne wyniki okazały się być przepustką, by wybrać specjalizację w postaci biologii molekularnej. Owocami ciężkiej, wieloletniej pracy okazała się oferta szalenie prestiżowego stażu w Sydney, w Instytucie Biologii Molekularnej, którą oczywiście przyjął bez wahania – już dawno wiedział, że to właśnie jest jego celem, bez względu na cenę, którą musiałby za niego zapłacić.
Pracował jak zaślepiony maniak, spędzając w laboratoriach do dwudziestu godzin na dobę, odwiedzając swoje skromne, wynajmowane mieszkanko tylko po to, by wypić dużą kawę i wziąć gorący prysznic. Bez wytchnienia obserwował efekty swoich eksperymentów, wciąż grzebał, obliczał, poprawiał preparaty, udoskonalał już opracowane teorie. Biologia obserwowana i przekształcana pod mikroskopami była już całym jego życiem.
Jak poznał Rosemary? Bardzo głupio, bo przypadkiem otarł jej samochód. Nie umiałby postąpić inaczej – zostawił numer telefonu do siebie i kartkę z przeprosinami, prosząc o kontakt w sprawie zadośćuczynienia - sam oczywiście spieszył się do Instytutu. Zadzwoniła, spotkali się pierwszy raz, ustalając szczegóły odnośnie nieszczęsnego otarcia. Drugie spotkanie zaproponowała ona, na co Devon zgodził się z grzeczności. Na trzecie chciał przyjść. Czwarte wyszło już z jego inicjatywy. Powoli zaczął pracować w przeciętnym wymiarze godzin, uświadamiając sobie, że
nie żył. Dziewczyny, owszem, coś błahego na studiach; imprezy, nawet się zdarzało; obcy był mu teatr czy kolacje w restauracjach, a mimo, że od kilku miesięcy mieszkał już w Sydney, nie widział nic poza trasą mieszkanie-praca.
Preisner nie wiedział jak
to działa. W pewnym momencie, po dwóch latach związku, po prostu zrozumiał, że się zakochał. Budził się obok niej, patrzył na nią, rozczochraną, zaspaną i niepomalowaną, wiedząc że to właśnie z nią chce spędzić życie. Dlatego namówił ją na wizytę w Lancaster, by mogła poznać jego rodziców. Nie bez powodu – już dawno zdjął miarę z jej palca gdy spała, dopuszczając do siebie myśl, że to może być już ta pora, by wreszcie się uspokoić i ustatkować.
Informacje zdrowotne: CZY ZGADZASZ SIĘ NA:
1. silne urazy [np. złamania, głębokie rany] {tak}
2. lekkie urazy [np. zwichnięcia, skręcenia] {tak}
3. otępienie jednego ze zmysłów {tak}
4. tymczasowa utrata jednego ze zmysłów {tak}
5. trwała utrata jednego ze zmysłów {tak}
6. utrata jakiejś części ciała {tak}
7. wpływ na psychikę (np. amnezje, omamy {tak}
8. choroby [różnego typu] {tak}
Dodatkowe informacje:# mimo, że wszystkie jego zainteresowania zostały zdominowane przez karierę naukową, która to jest jego największą pasją, uwielbia tenisa ziemnego; sam, gdy tylko ma czas, lubi sobie pograć, jednak nie pogardzi też zwykłym meczem w telewizji
# jest wielkim fanem muzyki filmowej; wprowadził zwyczaj słuchania muzyki w laboratoriach, czyniąc atmosferę lżejszą, jednak ważne jest, by były to same melodie - słowa rozpraszają
# wierzy w Boga, jednak nie chodzi do Kościoła – z bardzo konkretnego powodu; zgłębił potężną ilość wiedzy dotyczącą najbardziej elementarnych elementów biologicznych i wie doskonale, że człowiek nigdy nie byłby w stanie samemu stworzyć czegoś tak doskonałego, a jako naukowiec nie wierzy w przypadki
# jest leworęczny
# nie pije alkoholu – po prostu mu nie smakuje i nie podobają mu się efekty jego działania; zdarza mu się palić papierosy, chociaż wie, jak bardzo się nimi truje, jednak w sytuacjach kryzysowych nic nie uspokaja go lepiej
# po raz pierwszy odwiedził Sydney Opera House dopiero dwa lata po przeprowadzeniu się do tego miasta
# uwielbia zwierzęta i marzy o tym, by kiedyś mieć psy
# nie ufa lekarzom, bo wie o ludzkim organizmie w sumie więcej niż oni; całe szczęście, że ma końskie zdrowie i nawet przeziębienia są dla niego ekstremalną rzadkością
disclosure & london grammar - help me lose my mind