Nie da się wymazać pięciu lat ze swojej historii, nie da się o nich zapomnieć. Można próbować, ale wspomnienia wracają wtedy ze zdwojoną siłą i ciągną aż do ziemi. Gdy dookoła brak przyjaciół, depresja gotowa. Tabletki łykane garściami, sesje u psychologów... Jaime znała to bardzo dobrze. Ale ile można użalać się nad własnym jestestwem i płacić obcej babie za mówienie rzeczy, które są oczywistymi oczywistościami? Przeszłość należy po prostu zaakceptować i zostawić za sobą. Zdrowie psychiczne i humor polepszą się, a i portfel będzie pełniejszy.
Jaime Burton właśnie tak postanowiła. Do decyzji o powrocie na rodzinną ziemię musiała dojrzeć, ale gdy już ją podjęła, nie zawahała się ani przez moment. Zadzwoniła do siostry, która łamiącym się głosem zapewniła ją, że jest w domu, że czeka na nią, że wyjdzie na lotnisko, odbierze i uściska, a potem pójdą pić. Przeprowadzka między kontynentami nie była najłatwiejsza do załatwienia, ale dzięki firmie, w której blondynka miała rozpocząć pracę, koszty transportu sporo się zmniejszyły. Wszystko to, co Jaime chciała zabrać z Sydney, wylądowało w wynajętym kontenerze, a ten popłynął przed dwoma dniami statkiem prosto do Los Angeles. A teraz do domu polecieć miała ona sama.
~***~
Taksówkarz jak zwykle próbował wciągnąć ją w rozmowę o polityce, a także o australijskiej wersji
Tańca z Gwiazdami, jednak niewyraźne pomruki w odpowiedzi w końcu go zniechęciły. I chyba się obraził. Odebrał zapłatę i nie wysiadł nawet, by pomóc wyjąć walizki z bagażnika. Na szczęście jakiś jegomość uczynnie zrobił to za niego, a Jaime w podzięce zalała go potokiem słów. Próbowała zagadać, ale szybko zorientowała się, że robi dokładnie to, co taksówkarz jeszcze przed chwilą. Życzyła więc nieznajomemu miłego lotu i oddaliła się, pomstując w duchu własne zachowanie. Gdy tylko znalazła się w głównej hali, udała się po zamówiony wcześniej bilet.
~***~
Jaime już od kilku minut przysłuchiwała się wymianie zdań pomiędzy kasjerką a jednym z pasażerów, któremu najwyraźniej wydano zły bilet. Miała nadzieję, że jej nie czeka taka sytuacja, ale jakże się myliła.
-Nie on pierwszy ma taki problem – zagadnęła jakaś kobieta, stojąca z boku.
-Słucham? – Burton wyrwała się ze stanu rozmyślenia i zarumieniła, zdając sobie sprawę z własnego roztargnienia
-Mówię, że to już któraś osoba ze złym biletem. Mój lot też ma jakieś zamieszanie z siedzeniami.-W takim razie pogratulować organizacji.-Prawda? Kasę zdzierają, ale nie ma komu zadbać o komfort pasażerów.Następny!-Moja kolej, przepraszam panią. Życzę bezpiecznego lotu!~***~
Nie miała ochoty na awantury, zastrzegła jednak, że nie przyjmie miejsca od okna. Gdy odchodziła, spojrzała jeszcze na wcześniej poszkodowanego mężczyznę, który zrobił śmieszną minę w kierunku kasjerki. Nie wiedzieć czemu, ten zwykły gest poprawił Jaime humor i z uśmiechem skierowała się do miejsca, w którym miała zostawić swoją wielką walizkę. Poza ubraniami, butami, laptopem i kosmetykami nie przewoziła w niej niczego specjalnego. Wszelkie dokumenty, materiały i narzędzia do pracy popłynęły już na statku. O wiele ciekawiej przedstawiał się za to jej bagaż podręczny, bo udało jej się upchnąć aż dwie kieszonkowe książki (jakiś kryminał Cobena i tani harlequin od siostry) i dodatkową koszulkę na zmianę, więc jej torebka była nieźle wypchana.
~***~
Uprzejmie przywitała się ze swoimi sąsiadami, jednak nie miała większej ochoty na rozpoczynanie rozmów.
Jeśli ktoś zagada, postaram się go zbyć. Usadowiła się wygodnie i pogratulowała sobie doboru stroju, w dżinsach, sweterku i kurtce z ekologicznej skóry czuła się komfortowo. Zapięła pasy, zerknęła do tyłu, do przodu, a potem wyciągnęła z torby iPoda (słuchawki oczywiście były poplątane) i już po chwili uciekła w świat rozmyślań.
~***~
Pierwszych turbulencji nawet nie poczuła, spała. Za drugim razem było znacznie gorzej, iPod upadł na podłogę, nie zdążyła po niego sięgnąć, bo już wypadły maski tlenowe i trzeba było ratować własne życie. Jaime nie dane było ujrzeć widok za oknem, jednak na pewno określiłaby go wtedy mianem końca świata. I tak też się czuła. Zdążyła złapać jakąś sąsiednią dłoń, a potem wydarzenia potoczyły się w błyskawicznym tempie...