There's a hole in my soul...
I can't fill it...
I can't fill it...
Australia okazała się być dokładnie taka jak ją sobie wyobrażał. Wówczas nie obchodziło go nawet to, kim był tajemniczy darczyńca, który zgodził się wyprodukować ich film. Nie mogli wybrzydzać, zwłaszcza, że nikt z ich czwórki nie mógłby sobie pozwolić na wyłożenie takich pieniędzy z własnej kieszeni.
Oczywiście początkowo wszyscy byli zaskoczoni zainteresowaniem ze strony kogokolwiek. W końcu, kto chciałby wyłożyć pieniądze na projekt czwórki młodych ludzi, którzy kręcili swój pierwszy w życiu pełnowymiarowy film? A jednak. Znalazł się posiadacz odpowiedniej sumy. Nie pytał nawet co to za projekt. Pewnego dnia po prostu ktoś zawitał do ich "studia" (którego rolę pełnił salon Daniela) i oświadczył, że jego pracodawca "jest zainteresowany współpracą". Próbowali zadawać jakieś pytania, ale te za każdym razem były zbywane stwierdzeniem, że tajemniczy producent "chce pozostać anonimowy".
Nie chcąc kusić losu, ani też przesadnie wypróbowywać cierpliwości nieznajomego, przystali na tę propozycję. Szczególnie, że nikt nie zamierzał ingerować w żaden z aspektów filmu. Wykładał pieniądze i tyle. Przynajmniej tak im się wówczas wydawało...
Na australijskich pustkowiach spędzili kilka tygodni kręcąc ostatnie sceny. Danielowi szczególnie zależało na nocnych zdjęciach. Światła samochodu, ciemność i niekończąca się równa asfaltowa droga biegnąca przez kompletnie bezludne miejsca. Dokładnie to, czego potrzebowali.
Wszystko wyszło tak, jak to sobie zaplanowali. Wystarczyło tylko skleić wszystkie partie filmu i mogli wracać do Stanów. Za bilety odpowiedzialny był przedstawiciel tajemniczego producenta. To on zajmował się wszelkimi kwestiami finansowymi płacąc za wszystko, czego ekipa Daniela potrzebowała. Nigdy nie zadawał żadnych pytań, więc nie mogli nie wykorzystać oferty podróżowania pierwszą klasą. Zwłaszcza, że nie wyłożyliby na to ani grosza.
There's a hole in my soul...
Can you fill it?
Can you fill it?
Nie przepadał za lataniem samolotami, jednak z każdym lotem jego lęk stawał się coraz mniejszy. Wprawdzie starty i lądowania wciąż przyprawiały go o dreszcze, ale już sama podróż wśród chmur mogła być całkiem relaksująca. Szczególnie, gdy miał przy sobie swój telefon i słuchawki. To skutecznie odwracało jego uwagę od lekkich turbulencji i innych niezbyt przyjemnych części podróży.
Na lotnisku pojawili się z godzinnym wyprzedzeniem. Kto wie, co mogłoby się wydarzyć, a na lot nie chcieli się przecież spóźnić. Nie wszystko jednak poszło po ich myśli. Już na miejscu okazało się, że przewoźnik ma jakieś straszne problemy z systemem, który sprzedawał zbyt wiele biletów, innym razem zamieniał miejsca lecącym, czy po prostu nie uwzględniał ich na liście pasażerów. Przy odprawie dowiedzieli się, że dla jednego z nich zabrakło na pokładzie lotu 108 SYD-LAX miejsca. Jeden z czwórki przyjaciół zostać musiał na lotnisku i poczekać na kolejny samolot. Losowanie w tym wypadku wydawało się najrozsądniejszym rozwiązaniem.
Padło na Daniela. Pożegnał chłopaków i udał się do miejsca, gdzie dowiedzieć miał się co też z jego powrotem do Los Angeles. Tam okazało się, że nie jest jedyną osobą, która ma problemy z powrotem do domu. Kilkudziesięciu pasażerów stojących w długich kolejkach. Zdenerwowani, coś krzyczący, z telefonami przystawionymi do uszu. Do rozładowania tego całego tłumu wyznaczono trzy kasjerki, które uwijały się z tym wszystkim niczym pszczoły w ulu.
Jak długo czekał, aż mógł porozmawiać z jedną z nich? Stracił poczucie czasu. Zdenerwowany Dan robi różne dziwne miny, więc i tym razem popisywał się swoimi umiejętnościami. Nieświadomie oczywiście, ale kto mógł o tym wiedzieć? W tłumie dostrzegł jakąś blondynkę, która najwyraźniej śmiała się właśnie z niego! Speszył się trochę i wcisnął nos w ekran swojego telefonu.
Miał lecieć sam, klasą ekonomiczną, podczas, gdy jego przyjaciele cieszyć mogli się luksusami podróżowania pierwszą klasą. Bywa...
Nie narzekał za bardzo, choć nie była to zbyt przyjemna wizja.
Obsługa lotniska okazała się na tyle miła, że pozwoliła mu podładować telefon. Dzięki temu w spokoju mógł posłuchać muzyki czekając na samolot.
Oceanic Airlines, lot 815 SYD-LAX.
Nie mógł przewidzieć w tamtym momencie, że lepiej wyszłoby, gdyby postanowił zostać w Australii jeszcze dzień.
You have always worn
your flaws upon your sleeve
And I have always buried them
deep beneath the ground
Odprawa przebiegła już dość sprawnie i wkrótce mógł już zająć swoje miejsce.
F27
Czy numer ten miał jakieś znaczenie? Już za cztery godziny okazać miało się, że dzięki zajęciu tego fotela Danielowi uda się przeżyć katastrofę lotniczą.
Przywitał się z facetem siedzącym obok niego, ale nie można zaliczyć tego powitania do udanych. Nieznajomy, a już może raczej od tamtego momentu znajomy, Frank, prawie zmiażdżył Danielowi dłoń. Rozmowa niezbyt im się kleiła i chłopak szybko zrozumiał, że jego sąsiad chyba go nie polubił.
Na szczęście chwilę później na drugim miejscu obok Wrighta pojawiła się jakaś dziewczyna. Leciała chyba z chłopakiem, albo mężem, bo ten okazywał jej naprawdę sporo troski.
Powitał Mackenzie lekkim uśmiechem mając już w uszach słuchawki od iPhone'a. Dzięki nim mógł w jakiś sposób przeżyć przerażający start. Dziewczyna obok najwyraźniej również za takowymi nie przepadała, a przynajmniej takie odniósł wrażenie.
Wkrótce znaleźli się w powietrzu, a na ekranie z przodu pojawił się obrazek informujący, że mogą rozpiąć pasy, co też Daniel uczynił niezwłocznie. Wyciągnął też z uszu słuchawki, dzięki czemu mógł zamienić kilka słów ze współpasażerką siedzącą po jego prawej stronie, ale ta po jakimś czasie udała się na spoczynek. Wówczas Wright powrócił do zabawy telefonem, co najwyraźniej niezbyt spodobało się Frankowi, który w dość oczywisty sposób wyrażał swoją dezaprobatę, ale Daniel nic sobie z tego nie robił.
Dig them up - let's finish
what we started
Dig them up - so nothing's
left unturned
Lot przebiegał całkiem spokojnie, nie licząc lekkich turbulencji, ale te nie przeraziły Daniela jakoś specjalnie, czego nie można było powiedzieć o jego sąsiadce. Chciał nawet jakoś ją uspokoić, ale tym zajął się jej chłopak/mąż, więc Daniel powrócił do zabawy iPhonem.
Wkrótce pogoda za oknem zaczęła się zmieniać, a kilka minut później samolot znalazł się w formacji burzowej. To, co można było wówczas oglądać wystraszyłoby nawet najbardziej odważnych, toteż nie powinno dziwić, że Daniel był wręcz przerażony. Okazać się jednak miało, że burza nie była wcale najgorsza.
Wciąż coś robił w telefonie, chcąc odwrócić uwagę od tego, co działo się na zewnątrz. Czynność tę jednak przerwał mu Frank, który w pewnym momencie postanowił podnieść się ze swojego siedzenia. W następnej chwili samolotem wstrząsnęły dość silne turbulencje i mężczyzna potrącił telefon Wrighta. Złość, która w nim się wówczas wezbrała szybko ustąpiła miejsca przerażeniu. Na ekranie przed nimi pojawił się komunikat o nakazie zapięcia pasów. Daniel uczynił to najszybciej jak tylko potrafił. Konstrukcja airbusa stawiała dzielnie czoła coraz silniejszym podmuchom wiatru. Do czasu...
All of your flaws and
all of my flaws,
when they have been exhumed
Turbulencje były coraz gorsze, aż dotarły do takiego momentu, w którym Daniel stwierdził, że to już jego koniec. Zginie w oceanie, o ile wcześniej samolot nie wybuchnie.
Przecież samoloty wybuchają, prawda?
Tak, na pewno! Wszystko wyleci w powietrze, a ten kto przeżyje zginie tonąc w odmętach Oceanu Spokojnego!
W tym momencie znać o sobie dała jego astma. Zapowietrzył się z tego wszystkiego biedak. Jego oskrzela niebezpiecznie się zwęziły skutecznie uniemożliwiając oddychanie. Rzucił się do szukania inhalatora, który powinien znajdować się w kieszeni jego kurtki. Łapał ustami powietrze próbując zrobić jakikolwiek wdech, ale nie było to możliwe. Samolotem znów wstrząsnęło, a inhalator, który w końcu udało się Danielowi odnaleźć wyleciał mu z rąk.
Ktoś mu go podał, ale będąc w szoku nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego kto to był. Zaaplikował podwójną dawkę środka rozszerzającego oskrzela, co umożliwiło mu normalne oddychanie.
Chwilę później z sufitu wyleciały maski tlenowe, ale nie zdołał do swojej sięgnąć, bo jego prawą dłoń miażdżyła właśnie sąsiadka z fotela obok. Jej towarzysz gdzieś zniknął, więc ta próbowała szukać pomocy u Daniela. Dobrze, że nie wiedziała, że ten bał się bardziej niż ona...
We'll see that we need
them to be who we are
Without them we'd be doomed