Powoli przechadzała się po pokoju. Do pomieszczenia przez otwarte wyjście na taras wpadał rześki powiew wiatru. Nie była odprężona, widocznie nad czymś rozmyślała patrząc w przestrzeń. Sięgnęła po paczkę papierosów, którą kupiła kilka godzin temu wracając do hotelu. Zapewne wypali z niej drugiego papierosa i wyrzuci paczkę, nie widząc sensu w jej posiadaniu. W końcu chciała ograniczyć palenie.
Uprzedziło ją spokojne pukanie. Odwróciła się i odruchowo wstrzymała oddech, zamierając w bezruchu. Wiedziała kogo się spodziewać, jak i że bez obaw może otworzyć drzwi przed gościem, ale strach przypominał jej o sobie, w każdej ku temu sprzyjającej okazji. A bała się bardzo.
Odłożyła papierosy na małą toaletkę stojącą obok i nieśpiesznie ruszyła do drzwi, które ostrożnie otworzyła. Rozpoznała mężczyznę w eleganckiej koszuli i w najzwyklejszych w świecie jeansach.
Uśmiechnął się do niej pogodnie, zupełnie kontrastując z tym co przeżywała. Innego scenariusza nie ma i nie będzie. Musi przejąć „przesyłkę”, wysłuchać krótkiej instrukcji i ruszyć na lotnisko. Za półtorej godziny jej samolot miał startować. Była to wystarczającą ilość czasu dla pasażera first class, aby załatwić wszystkie formalności. Dzisiaj nie musi stać w kolejce do kontroli bezpieczeństwa czy odprawy, ani udowadniać, że jej bagaż rzeczywiście spełnia wymagane wymiary.
- Gotowa do lotu? – zagadnął mężczyzna wymijając ją w progu. Dalej uśmiechał się pod nosem.
- Trochę się… - urwała, bo nie czekając na odpowiedź zaczął udzielać jej instrukcji.
– Masz całkowicie indywidualną odprawę biletową, bagażową, kontrolę bezpieczeństwa i oczywiście kontrolę celną. Pamiętaj o tym, to istotne, abyś doskonale wiedziała gdzie idziesz. Zero wątpliwości, ok? – zrobił pauzę i spojrzał na nią uważnie. Przytaknęła milcząc, a jego śmiertelnie poważny wyraz twarzy znowu był ozdobiony szerokim uśmiechem.
Zauważyła, że mężczyzna zachowywał się w nieco przerysowany sposób.
Położył ciężką walizkę na łóżko i zabrał się za odkodowanie blokady.
- Limuzyna podwiezie Cię na pokład samolotu, nie wiem gdzie dokładnie ona stoi, ale nic się nie martw, na pewno Cię pokierują –- Będę iść po czerwonym dywanie. – powiedziała beznamiętnie, a mężczyzna zaśmiał się przesadnie głośno. Był widocznie mniej przejęty sytuacją, niż ona.
Chyba nie robi tego po raz pierwszy, pomyślała przyglądając się nieśmiało walizce. Skrzyżowała ręce na piersiach i westchnęła.
– Wydajesz się… odprężony? –Charakterystyczny dźwięk dał znak, że walizka jest otwarta.
- Nie ślicznotko, ja po prostu jestem pewien, że za kilkanaście godzin będę mieć kilka milionów na swoim koncie. Tobie proponuje też się nad tym zastanowić. – pewny siebie uśmieszek miał w sobie coś zuchwałego, ale nie zastanawiała się nad jego słowami. To miało ją chyba pokwapić.
– No i wziąłem kilka kresek przed wyjściem. – dodał jeszcze i znowu zaśmiał perliście, ukazując zaraz wnętrze walizki.
Serce waliło jej jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi.
Podczas wymeldowania z hotelu, w drodze na lotnisko i przy stanowisku do odprawy, zachowywała się w ten sam wyrafinowany, nieco zimny i zdystansowany sposób. Skupiła się na utrzymywaniu stoickiego spokoju i przypominaniu sobie, że zmniejszanie wagi sytuacji zawsze skutecznie „schładza” umysł. Szczerze? Mało pomagało. Przez ostatnie dni nawet kilka razy trenowała kamienny wyraz, aby mieć pewność, że będzie on jak najbardziej wiarygodny.
- Dzień dobry Pani. Czy to jedyny bagaż? – zapytał młody chłopak, stojący przy niedużym stanowisku.
- Tak, jedna walizka. – odpowiedziała spokojnie, dopiero po chwili unosząc spojrzenie w kierunku pracownika lotniska i podając mu dokumenty podróży. Jej kąciki ust stworzył przez chwilę mglistą podobiznę niewinnego uśmiechu.
Pierwsza odprawa przeszła sprawnie, sprawdzenie biletów, nadanie bagażu pod pokład. W momencie, gdy chłopak oznajmił, że to już wszystko, poczuła jakby kamień spadł jej z serca. Ulga nie trwała zbyt długo, bo doskonale wiedziała, że najtrudniejsze dopiero przed nią. Kontrola celna, która miała za zadanie sprawdzić czy przypadkiem nie są przewożone nieoclone towary. A tak się składało, że akurat miała ich kilka i niestety nie była to czekolada.
Ruszyła w kierunku pojedynczej bramki gdzie stało dwóch strażników celnych. Rozmawiali pomiędzy sobą i właściwie nie wyglądali tak strasznie. Gdy tylko znalazła się w ich polu widzenia zamilkli i uśmiechnęli się do niej mało widocznie. Obaj ot tak zwyczajnie uśmiechnęli, było w tym teraz coś abstrakcyjnego. Zrozumiała czemu to właśnie ją Johnathan poprosił o tę ekstremalną „przysługę”. Kobieta w tej scenerii i sytuacji miała większe szanse na popełnienie przestępstwa, zupełnie bezkarnie.
Minimalnie pięć lat. Te słowa co jakiś czas pojawiały się zupełnie nagle, a wtedy ona zamierała. Tylko dzięki instynktowi nie stawała jak wryta w miejscu, bez możliwości zrobienia kolejnego kroku naprzód.
Teraz nie ma odwrotu.Odwzajemniła uśmiechy krótko i spełniając polecenie jednego mężczyzn, zatrzymała się przed bramką. Czuła na sobie uważne spojrzenie.
- Proszę przejść przez bramkę. – strażnik wydał komendę, wykonując ruch dłonią wskazujący odpowiedni kierunek. Przeszła przez nią bez utrudnień.
- Dobrze, proszę teraz tu zaczekać. – dodał, wskazując miejsce po drugiej stronie, może metr od stanowiska z komputerem, gdzie właśnie prześwietlano jej bagaż podręczny.
Zaraz mnie tu nawet nie będzie. Odetchnęła spokojnie, kontrolując oddech i odwróciła głowę na bok, aby rozejrzeć subtelnie po pomieszczeniu. Musiała urywać myśli, bo najważniejsze było skupienie na tym, co tu i teraz. Gdyby za bardzo zakrzątała sobie głowę, mogłaby zalać ją fala sprzecznych informacji i obaw, a to na pewno okazałoby się kłopotliwe.
Minęła sekunda, druga, trzecia. Wszystko strasznie się ciągnęło w czasie. Strażnicy, obaj nachyleni nad monitorem komputera, widocznie coś uzgadniali. Jej wzrok nagle samoistnie powędrował w ich kierunku. Jeden był mocno skupiony, marszczył brwi, musieli nad czymś dyskutować. Nagle spojrzał na nią, przyłapując ją na gapiostwie.
Pojawiło się w jej głowie, że oni wiedzą. Poczuła jak serce znowu przyspiesza. Strażnik podniósł słuchawkę telefonu i nie spuszczał z niej spojrzenia.
Odwróciła wzrok i zacisnęła szczękę, jeżeli jakaś niekontrolowana emocja wyjdzie na wierzch, wszystko może pójść w diabły.
Spokojnie, mówiła sama do siebie.
- Proszę Pani. – Ponownie przeniosła na nich spojrzenie, obaj mężczyźni mierzyli ją wzrokiem.
– Czy posiada Pani jakieś niedozwolone przedmioty? –Nastała chwila ciszy, wyglądała na nieco zdezorientowaną.
Niedozwolone przedmioty?- Słucham? Ja? Nie, nie. – rzuciła trochę nerwowo. Poczuła, że brzmi jak potłuczona.
– Nie posiadam nic niedozwolonego. – dodała po chwili, trochę niepewnie, wymieniając pytające spojrzenie z mężczyzną. Zamierzała udawać, że nie ma absolutnie pojęcia, o co może chodzić.
- Sądzimy, że jednak może Pani posiadać niedozwolony przedmiot… Jest Pani pewna? – ponowił pytanie strażnik, wyczekująco jej się przyglądając.
Zapomniała języka w gębie. Czy to jakaś sztuczka? Może dają jej szanse, żeby się przyznała, bo właśnie przejrzeli cały plan?
- Proszę Pani? – głos obił się echem po jej czaszce.
Dosłownie wszystko zwolniło, nieco zdezorientowana spojrzała na perłowy zegarek wart około 10 milionów dolarów. Zamknęła na chwilę oczy i właśnie pomyślała, że przy wykonaniu tak zwyczajnej czynności, ta drogocenna biżuteria zdawała się nie mieć, aż takiej wartości.
To już połowa drogi.Uniosła swoje spojrzenie, wydawała się być zniecierpliwiona. Otrzymała jakąś nieuzasadnioną siłę. Strach odstawiła na bok.
- Czy wreszcie powie mi Pan, co ma na myśli? – oznajmiła chłodno, unosząc delikatnie brwi.
Przyglądali jej się jeszcze chwilę w milczeniu i spojrzeli na siebie, zaraz wymieniając ostrożne uśmiechy.
- Rozumiem, że pamiątka w kształcie kła jest estetycznym dodatkiem do kluczy, ale ten przedmiot ma ostre zakończenie, stwarza niebezpieczeństwo na pokładzie. -Gdyby nie narażała się na odsiadkę kilkunastu lat więzienia, pewnie zaśmiałaby się na tę uwagę. Teraz tylko otworzyła usta, ale nie wiedziała co powiedzieć.
- Czyli nie polecę? – wyrwało jej się, ale o dziwo! Śmiech? Obaj Panowie zaczęli się śmiać, jakby właśnie usłyszeli prześmieszny żart opowiedziany przez żabiego kabareciarza.
Uśmiechnęła się niewyraźnie, nieco sztucznie.
Jeden ze strażników ujął jej torebkę i zbliżył do niej, wręczając własność.
- Myślę, że tym razem może przymknąć na to oko. – oznajmił beztrosko
- Proszę za mną. Limuzyna już czeka.Zaraz znalazła się na pokładzie samolotu. Przywitana przez obsługę usiadła w wyznaczonym miejscu. Żałowała, że nie było ono przy oknie, ale postanowiła nie stwarzać żadnych niepotrzebnych komplikacji.
Czyli co? Czyżby naprawdę się udało? Czy wypada myśleć, że jedną nogą jest już milionerką?
Czuła zażenowanie całą tą sytuacją przy odprawie, ale to chyba jedno z łagodniejszych odczuć jakie mogło jej się przytrafić w takich warunkach.
Przynajmniej nie siedzę teraz w kajdankach. - Czy życzy sobie Pani coś do picia? Szampan, jakieś danie? - zapytała troskliwie stewardessa.
- Nie, dziękuje, mam wszystko czego mi trzeba. –Odpowiedziała Riri uśmiechając się szczerze. Czuła ulgę i radość, wiedziała, że to przedwczesne ale wszystko było na dobrej drodze.
Jestem już w samolocie,
czuje się dobrze.
Do zobaczenia na lotnisku.
Eirian.
Napisała krótką wiadomość, aby dać znak, że wszystko idzie zgodnie z planem. Już po chwili otrzymała odpowiedź.
My dear, szampan na Ciebie czeka.
Ja również.
Do zobaczenia, Jon.
Uśmiechając się do siebie, schowała telefon.
Pora wracać do domu.Nie miała problemów z zaśnięcie, przez kilka ostatnich dni kiepsko sypiała. Obudziły ją mocniejsze turbulencje. Bardziej ocuciły ją jednak zaniepokojone twarze pasażerów i obsługi. Rozglądając się zatrzymała spojrzenie na oknie. Doskonale widziała, że nachylenie samolotu drastycznie się zmieniło. Zacisnęła dłonie na fotelu. Spojrzała na stewardessę, w końcu one zawsze swoim zachowaniem wskazują jaka jest sytuacja. Kobieta zerknęła na nią, ale nie zatrzymała się, tylko pobiegła dalej, wychodząc ze strefy pierwszej klasy.
To nie był dobry omen. Eirian złapała za swój pas, rozbrzmiał alarm. Wypadła jej maska, za którą szybko złapała.
Oddychała nierówno, chciała zamknąć oczy ale nie mogła, nie pozwalała na to świadomość, że zaraz stanie się coś strasznego i jest to nieuniknione…