Rufus Payne
Wiek : 36 lat Zawód : groomer Skąd : Los Angeles Liczba postów : 22 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : butelka wody mineralnej, czekoladowy batonik, zeszyt
| Temat: Rufus Payne Pią Paź 11, 2013 4:56 am | |
| Cierpienia, przeżywane przez tego dzielnego bohatera, przewyższały natężeniem nawet werterowskie. Ból, jęki i płacz więźniów Azkabanu jest niczym radosny psalm, w porównaniu z elegią, jaką żałobnie nucił ten nieszczęśnik. O, Rozpaczy! Czyż musiałaś w tak okrutny sposób karać człowieka, który winy żadnej na sumieniu nie dźwigał? Czyż Rufus Payne zasłużył sobie na tę torturę okropną, jaką było wstawanie wczesną porą..? Tak, drogi Pan Psiarz zmuszony był obudzić się o 5:10 rano, a godzina ta zaliczała się u niego do kategorii „noc”. Niestety, czas, który zazwyczaj wykorzystałby na błogie marzenia senne, musiał przeznaczyć na przeżywanie koszmaru dnia powszedniego i przygotowania do wylotu. Wytoczywszy się z motelowego łóżka, rozpoczął poranny rytuał, dodatkowo wzbogacony o bieganinę związaną z ostatecznym sprawdzaniem bagaży i upewnianiem się, że niczego nie zapomniał. Mając na uwadze dzisiejszy lot, przywdział wygodniejsze niż zazwyczaj fatałaszki – koszula, chinosy, tenisówki. Komfortowo, ale nie jak ostatni cieć. Był gotowy już o 7:25 i przeboleć nie mógł straty tych pięciu minut, które mógłby nadprogramowo wykorzystać na umiłowany sen; automatycznie skutkowało to pięcioma godzinami marudzenia, narzekania i ogólnego malkontenctwa obejmującego zasób wszelkich możliwych tematów – na polityce począwszy, a na ziemniaku skończywszy. Parę minut później pakował się do taksówki, która miała odwieźć go na lotnisko. Cudem upchał swoje klamoty do bagażnika – dwie wielkie walizy i jedną mniejszą torbę. Te pierwsze wypełniały najróżniejsze akcesoria przeznaczone do pielęgnacji zwierząt: grzebienie, szczotki, trymery, zgrzebła, filcaki, furminatory, nożyczki, ostrza, pęsety, pilniki, prostownice, papiloty... Znalazło się tam nawet kilka cenniejszych psich kosmetyków (para szamponów, odżywek, wód zapachowych, cholernie drogi antystatyk), które żal byłoby zostawiać na zmarnowanie. Najskromniejsza torba zawierała rzeczy osobiste Rufusa, jak ubrania, jakieś papiery i inne bzdety. Dodatkowo miał jeszcze przy sobie bagaż podręczny, do którego upchał, między innymi, parę ulubionych książek o psach i kilka starych numerów czasopisma dla groomerów. Wprawdzie planował przespać cały lot do Los Angeles, ale zawsze warto ubezpieczyć się na zaś. Droga na lotnisko upłynęła mu nadzwyczaj przyjemnie, a mianowicie na kłótni z taksówkarzem na temat podatku od posiadania psa. Mając więc okazję na wyładowanie na biednym kierowcy części złych emocji, od razu poprawił mu się humor. Jego eks-dziewoja zajęła się załatwianiem... no, niemalże wszystkiego związanego z podróżą. Ale każdy, kto Rufusa znał, wiedział, iż takie posunięcie jest najrozsądniejsze. Był to jedyny sposób na uniknięcie dodatkowych problemów, które ostatnimi czasy czepiały się Payne'a, jak łopian sierści psa. Po rozmowie z obsługą lotniska, dziewczyna oznajmiła mu, że serwery coś dziś kaput, wymieszali bilety i w związku z tym będą siedzieć daleko od siebie. Może miał tylko takie wrażenie, ale chyba zbytnio nie przejęła się tą nieplanowaną izolacją. I w gruncie rzeczy tylko Rufusa mogło to dziwić. Ostatnie upomnienia od byłej dziewczyny, kibelek, odprawa i już był w środku samolotu. Rozglądnął się dookoła, odnotowując, iż jego towarzyszka usadowiła się gdzieś na tyłach. Zerknął też tęsknie do przodu, w stronę, gdzie siedziały te przebrzydłe burżuje z pierwszych klas. Pozłorzeczył przy tym w myślach na wszystkich bogatych ludzi z ich srajfonami i kawkami ze Starbucksów, podwyższając tym samym wskaźnik nastroju o kolejne kilka procent. Spojrzał jeszcze po podłodze samolotu, czy ktoś przypadkiem nie upuścił portfela albo jakichś drobniaków, i wreszcie mógł spokojnie klapnąć na tyłku. Obok niego siedziały dwie urodziwe niewiasty, lecz po kilku dniach obcowania ze swoją byłą, płeć piękna wydała mu się nieco brzydsza niż zwykle, więc nie odczuwał potrzeby podjęcia konwersacji z żadną z kobiet. Uprzejmie tylko je powitał, coby poudawać dżentelmena. Teraz wystarczy przetrwać iluśtamgodzinne katusze w niewygodnym fotelu i będzie w domu (a przynajmniej tak mu się zdawało)! Wprawdzie nie swoim, ale zawsze coś. Jak na złość, odechciało mu się spać, wyciągnął zatem jedno z czasopism i zagłębił w artykuł o sztuce modelowania pudla. Po paru godzinach nastąpiły lekkie turbulencje, przez które odrobinę zaczął panikować, co usilnie starał się ukryć. Będąc jeszcze dzieckiem, przeraźliwie bał się latania – przez babcię z alzheimerem. Naopowiadała ona kilkuletniemu Rufiątkowi, że gdy samolot wznosi się na samą górę, wybuchają oczy; mały Rufi wrzeszczał potem przez cały lot. Wizja eksplodujących gałek ocznych towarzyszyła więc teraźniejszemu Payne'owi aż do kolejnej porcji wstrząsów, o wiele tragiczniejszej w skutkach... |
|
Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: Rufus Payne Pią Paź 11, 2013 3:47 pm | |
| Rufi, nie powinieneś się bać, samoloty są najbezpieczniejszym środkiem transportu, więcej osób ginie w wypadkach samochodowych...ale przynajmniej giną na miejscu. Bez obrażeń, bez cierpienia i bez paraliżującego strachu. Nie pamiętasz dokładnie momentu samej katastrofy, wszystko zlało Ci się w okropną mieszaninę wrzasków, krwi ściekającej Ci między palcami i huku. Budzisz się WE WRAKU SAMOLOTU NA SKARPIE. Jesteś przypięty pasem, po swojej prawej stronie masz...wolisz na to nie patrzeć, chyba widzisz czyjeś rozerwane wnętrzności, dużo kabli i blachy. Masz mętny wzrok, jest Ci niedobrze, prawa strona Twojej głowy jest cała we krwi. Nie możesz jeszcze stwierdzić co się stało, bo...widzisz ogień, rozprzestrzeniający się z przodu części wraku. Widzisz też kobietę tuż obok siebie, wygląda na to, że wyszła z katastrofy bez szwanku, ale szamocze się z pasem. Za nią...tak, gratulujemy, Rufusie, jesteś pierwszą osobą, która może zobaczyć połowę Wyspy z tej perspektywy. Widok zapiera dech w piersiach, a może...tak, to trujący dym, pali się przecież cały samolot. Radzę więc uciekać jak najszybciej. Znajdujesz się w najmniejszej części wraku, która zaraz doszczętnie spłonie. Wisicie nad stromą skarpą, jednak (jeszcze!) pod normalnym kątem, umożliwiającym wydostanie się z wraku...jeśli zrobisz to szybko i sprytnie. Głowa pulsuje Ci tępym bólem, ale na razie nie zauważasz u siebie większych obrażeń - pewnie przez szok. MOŻESZ uwolnić się sam i spróbować wydostać się na górę skarpy, MOŻESZ pomóc ciężarnej kobiecie obok Ciebie - NIE MOŻESZ zsunąć się na dół skarpy, jest zbyt stromo - jedyna droga ucieczki do przedostanie się do dziury w niepłonącej części wraku i wyjście przez nią na szczyt wzgórza. |
|