|
| Autor | Wiadomość |
---|
Lilith Boulet how to be a porcelain doll
Wiek : 29 Zawód : dziennikarka Skąd : Portland, AUS /Ontario, US Liczba postów : 176 Data dołączenia : 28/09/2013
Ekwipunek : latarka, męska bluza i klucze
| Temat: Lilith Boulet Pią Paź 11, 2013 12:54 pm | |
| 28 września 2013 r, 14 tydzień Dziś wylatuję. Jest 5:30, więc zaraz wyjeżdżamy, żeby zdążyć na odprawę. Czuję się zdecydowanie lepiej niż w ostatnich dniach. Mój organizm znów przyzwyczaja się. Nie piję już kawy, więc jestem bardzo śpiąca, ale planuję spać podczas dwugodzinnej jazdy z ojcem. Myślę, że poradzi sobie sam. Zapraszaliśmy go do Ontario, ale odmawiał, mówiąc, że tutaj jest jego dom. Mój też. Będę za nim tęsknić, ale jeszcze bardziej cieszę się z powrotu do Stanów, do Jose. W końcu powiem mu, że będziemy mieli dziecko. Mam nadzieję.
Dla Lilith, wziętej dziennikarki, samolot był czymś normalnym. Niezliczoną ilość razy miała zatkane uszy, widziała świat z lotu ptaka i czuła turbulencje. Nie odczuwała emocji – ani strachu, ani podekscytowania. Teraz miało być inaczej. Ten jeden lot dzielił ją od męża, za którym zdążyła zatęsknić podczas trzymiesięcznej rozłąki, oraz od ujawnienia mu fantastycznej prawdy. Już nie mogła się doczekać jego reakcji i gdyby było jej dane, przyspieszyłaby samolot, aby jak najszybciej mu o tym powiedzieć. Ubierając się przed lustrem w luźniejszą niż zwykle (w końcu uwidocznił się jej brzuszek, w którym kryła się mała istotka) białą delikatną koszulę oraz szary sweterek, odczuwała niezidentyfikowany niepokój oraz niecierpliwość, która kazała jej popędzić ojca, wolno jedzącego śniadanie. On nie rozumiał pobudek młodych, tego pędzącego świata postępu. Pozostawał w Portland, który kojarzył się Lilith niemal z końcem świata. Cieszyła się, że wraca wreszcie do normalności. Nareszcie uwolniona z pęt spokojnych dni wypełnionych pomaganiem w domu czy jeżdżeniem na zakupy. Wiedziała, że ojciec z jednej strony także cieszy się z wyjazdu córki – przynajmniej nie będzie go już katowała zdrowym jedzeniem oraz nie będzie prawiła morałów. Mimo wszystko miał łzy w oczach, kiedy przytulał ją na pożegnanie tuż przed drzwiami prowadzącymi do odprawy. Znała jego przekonania, że w ciąży nie powinna latać i najlepiej by było, jakby została w Australii do rozwiązania. Lilith, chociaż go kochała, nie mogła pozwolić sobie na tak długie wakacje. I tak zaraz będzie musiała wziąć urlop macierzyński. Z anielskim spokojem wkroczyła na pokład samolotu, uśmiechając się uprzejmie do nicości. Nie zwracała uwagi na ludzi, którzy kręcili się po pokładzie w poszukiwaniu swojego miejsca oraz denerwowali się na zamieszanie z biletami. Lilith znalazła swój fotel i nie ucieszyła się z niego – pomiędzy jakimś mężczyzną i kobietą, tak blisko, tak niekomfortowo. Zawsze wolała podróżować przy brzegu lub przy oknie, żeby mieć choć trochę przestrzeni. Taka forma bliskości bardzo ją krępowała. Usiadła więc spięta, wymieniając kilka zdań z sąsiadami i zatopiła się we własnych myślach. Senność odeszła od niej podczas odprawy, a miejsce zajęło wyczekiwanie. Zadzwoniła do męża. Tak… Jestem już w samolocie… Wiem, też się cieszę… Bądź na miejscu, muszę ci coś powiedzieć… Mhmm, ja ciebie też. Nie przypuszczała, że owa rozmowa może być jej ostatnim kontaktem z ukochaną osobą. Rozparła się w fotelu, starając się ułożyć jak najwygodniej, wyciągnąć nogi w jasnych jeansach tak, aby nie zahaczyć płaskimi pantofelkami osoby z przodu. Wciąż czuła swój zaokrąglony brzuszek i to sprawiało, że na jej twarzy widniał rozczulający uśmiech. Lilith nie do poznania. Sama nie zdawała sobie z tego sprawy, lecz kolejna ciąża także miała na nią wpływ. W pewnych chwilach zwątpienie zastępowało nadzieję, lecz ta była silniejsza. Tak jak teraz, kiedy wznosili się w górę, wyżej, do samego nieba, do beztroski. Lilith lubiła to. Tę atmosferę w samolocie, miłe stewardessy, poczucie bezpieczeństwa, spokój i czystość. Wiedziała, że czeka ją długa podróż, zabrała więc ze sobą książkę, iPoda, notatnik, laptopa oraz inne rzeczy, w razie gdyby się znudziła. Była zapobiegawcza, lecz tego, co stało się później, nie mogła przewidzieć, co wielokrotnie sobie wyrzucała. Pierwsze turbulencje, podczas których miała w ręku książkę, przeżyła dość spokojnie. Przyglądała się ludziom, którzy denerwowali się, a nawet mieli wypisane na twarzy przerażenie. Lilith śmiała się w myślach. Jak mogli być tak głupi…? Gdy jakiś czas później wpadli w silniejsze turbulencje, zaniepokoiła się. Zapięcie pasów i założenie maski wykonała ze spokojną dokładnością – po pierwsze, nie denerwować się. W innym wypadku na pewno utrzymałaby nerwy na wodzy, jednak tym razem NIE MOGŁA powstrzymać drżenia rąk, które schowała pod rozpinany sweterek, wykonując gest chroniący brzuch. Nie mogła stracić kolejnego dziecka, jeśli coś by jej się stało! Nie mogła…
|
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: Lilith Boulet Pią Paź 11, 2013 3:39 pm | |
| Lilith, poczucie bezpieczeństwa? Miłe stewardessy? I czystość? I…tak, to już się nie liczy, wszystko zostało zburzone przez strach. Strach, który pozbawił Cię przytomności przy pierwszym skoku wysokości. Nic nie uderzyło Cię w głowę, zdążyłaś złapać maskę z tlenem i…nie działała? Ktoś podkręcił gaz rozweselający? Nie wiadomo, w każdym razie odpłynęłaś w nieprzytomność miękko i spokojnie. Widocznie ktoś nad Tobą czuwa i nie pozwolił Ci zobaczyć zwłok osoby siedzącej przed Tobą, która została niemal rozdarta na pół w czasie katastrofy. Budzisz się PRZY SKARPIE, WE WRAKU SAMOLOTU, jesteś dalej przypięta pasami. Siedzisz normalnie, pasy jednak wciskają Cię mocno w fotel, czujesz ból z miejsc, w których dotykają Twojego ciała. Mrużysz oczy, jest bardzo jasno, aż za jasno…Zachowały się dosłownie dwa rzędy siedzeń, ta część wraku zwisa niebezpiecznie przechylona nad wąwozem, nad Tobą nie ma dachu, dobrze, nic na Ciebie nie spadnie, ale ten blask… Ogień. Bardzo prymitywny sposób na śmierć, dość średniowieczny – czy jesteś wiedźmą, Boulet? Przynajmniej tak nazwano Cię po Twoim drugim wywiadzie, dziwne, że o tym myślisz, kiedy w końcu orientujesz się, że zaraz spłoniesz.Jesteś przypięta pasami do siedzenia. Pas się zacina – NIE MOŻESZ odpiąć go od razu, potrzebujesz pomocy innej osoby bądź jakiegoś narzędzia. Po Twojej prawej stronie siedzi jakiś mężczyzna, wydaje się nieprzytomny, za nim – jest tylko poplątana masa kabli, zwłok i powyrywanych siedzeń. Po lewej stronie…miejsca, na którym siedziała Jamie nie ma, jest tylko poszarpana dziura. Wisisz więc nad pochyłą skarpą, dość stromą, jednak nie na tyle, by się zsunąć. Jeśli wstaniesz, może uda Ci się wydostać na brzeg skarpy. Reszta wraku się pali. Musisz uciekać stąd jak najszybciej. Co może utrudniać gęsty, trujący dym. I...tak, maska tlenowa, jednak działa, nie muszę chyba wspominać, że tlen + ogień równa się....?
|
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |