|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: BAGNO Wto Paź 08, 2013 8:34 am | |
| |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 8:50 am | |
| Fuj, cała się ubabrałaś krwią. To była pierwsza, całkowicie absurdalna myśl, która przemknęła jej przez głowę po ostrożnym uchyleniu powiek. Przez kilka sekund nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, a co najważniejsze - dlaczego leży na gołej ziemi. Przed sobą widziała poplamiony materiał jasnej koszulki, nad sobą - zamazaną mozaikę barw i kształtów, która wirowała, przyprawiając ją o mdłości. Czyżby miała wypadek na ściance wspinaczkowej? - Mamo? - mruknęła, nie do końca świadomie, wciąż tkwiąc w jakimś trudnym do opisania letargu. Odruchowo spróbowała unieść się do pozycji siedzącej, ale kiedy oparła ciężar ciała na prawej ręce, jęknęła głośno i opadła z powrotem na plecy. W tym samym momencie do jej umysłu wreszcie dotarły pozostałe bodźce, jakby zachęcone przez przeszywający ramię ból. Wróciła też pamięć, chociaż przypominała bardziej bezsensowne, groteskowe i w żaden sposób nie pasujące do siebie elementy. Samolot rozpadający się w powietrzu? Szybujący w jej stronę laptop? Całość kojarzyła jej się z kinem akcji klasy C i kompletnie nie trzymała się kupy. Wciąż nie do końca zdając sobie sprawę z sytuacji, wciągnęła do płuc powietrze i ponownie podjęła próbę podniesienia się z ziemi, tym razem unikając używania prawej ręki. Skroń pulsowała tępym bólem, a po lewej stronie twarzy spływało coś ciepłego i gęstego. Automatycznie przetarła policzek dłonią, a kiedy uniosła ją do oczu, zobaczyła kolejne plamy krwi. Cóż, przynajmniej wyjaśniła się obecność ciemnych smug na ubraniu. Rozejrzała się dookoła, celowo unikając zatrzymywania spojrzenia na poszkodowanej ręce. Bała się, że jeśli zobaczy tam coś w rodzaju krwawej miazgi, zwymiotuje. Zresztą - wzrok nadal jeszcze płatał jej figle, najprawdopodobniej przez uderzenie w skroń. Obraz był niewyraźny, przedmioty występowały podwójnie, nakładały się na siebie, by po chwili niebezpiecznie się oddalić. W niedalekiej odległości zauważyła jednak jakiś kształt. Mignęły jej jasne włosy i drobna sylwetka, wciąż tkwiąca w fotelu. - Hej! - zawołała. Stanęła chwiejnie na nogach i zaczęła iść w stronę dziewczynki, chociaż jej umysł zdążył już wtedy zarejestrować obecność podejrzanie wyglądającego bagna, a zdrowy rozsądek kazał uciekać stąd jak najdalej. Chciała jednak przynajmniej sprawdzić, czy pasażerka żyje. No, przynajmniej dopóki obraz znów niebezpiecznie nie zawirował, a ona nie upadła z powrotem na kolana. - Cholera - warknęła, gwałtownie wciągając powietrze do płuc. Pochyliła się do przodu, opierając się na lewej ręce i patrząc, jak krople krwi skapują z jej twarzy na ziemię. Właściwie dlaczego próbowała kogokolwiek ratować? Nie była ratowniczką, powinna leżeć i czekać na pomoc. Za moment na pewno zjawi się tu jakaś ekipa medyczna, zaprowadzą ją do ojca i brata, a ojciec ochrzani ją za ryzykowanie. Z drugiej strony przebyła już ponad połowę odległości dzielącej ją od jasnowłosej dziewczynki. Gdyby tak... Weź się w garść, Howell. Ostatnich kilka metrów pokonała na czworakach, zatrzymując się przy przewróconym fotelu. Dyszała ciężko, mimo że trasa nie należała do specjalnie wymagających. - Hej, słyszysz mnie? - zapytała zachrypniętym głosem, zauważając nadal zapięty pas bezpieczeństwa. - Jak masz na imię?
|
| | | Benjamin Preisner what did Harvard teach you?
Wiek : 37 lat Zawód : podnóżek senatora kongresu Skąd : LA, USA Liczba postów : 200 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : NIE MAM NIC
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 9:25 am | |
| Doskonale pamiętał pierwszą wizytę z Prudence w wesołym miasteczku. Oczywiście musieli to zrobić po kryjomu (Jolene nie pochwalała takich plebejskich rozrywek, gdzie seksistowskie hostessy kusiły swoimi wdziękami), ale udało się zachować to w tajemnicy. Wiecznej, jak się teraz okazało, chyba, że Pru złamie słowo (przysięgała na różowego misia) i wygada się mamie po śmierci taty. Ciekawe, czy Jo znienawidziłaby go jeszcze bardziej? Za to, że zabrał córkę na karuzelę? Na której znalazł się także teraz, wszystko wirowało, kolory, góra-dół, prawo-lewo, nic nie było stabilne; prawie czuł smak waty cukrowej na końcu swojego języka i słyszał uroczy chichocik Prudence, wsuwającej małe rączki w grzywę białego konia, na którym jechali. Kicz, Jolene też lubiła kicz, może powinien ją porwać na randkę, tak jak za czasów licealnych? Wtedy nie irytowała się, że nie zadzwonił z lotniska, z lotniska, byłem na lotnisku? Jaimie otworzył oczy, powoli, spokojnie, nie czując nic. Nie czuł krwi spływającej mu po twarzy, nie czuł trawy pod swoimi plecami, nie czuł wiatru na twarzy, nie czuł swoich nóg. Umarł? Wziął głęboki, histeryczny oddech, doskonale słyszalny w tej ciszy - gardło go zapiekło i to uczucie rozprzestrzeniło się na całe ciało. Zaczynał CZUĆ. Najpierw swąd spalonych ciał, potem ciepły wiatr na szyi, następnie swoje poranione ręce, miękkie podłoże pod głową i...tyle. Spróbował się podnieść, nic z tego, czegoś brakowało w koordynacji mózgowo-ruchowej, jakiegoś ważnego elementu, nie wiedział jeszcze jakiego. W głowie mu się kręciło, uniósł się na łokciach, tylko tyle mógł zrobić, mrugając zawzięcie i rozglądając się wokół siebie. Zwłoki, towarzyszyły mu same zwłoki, pourywane fotele, rozwalone bagaże, czołgający się...trup? Blond trup, przechodzący na czworaka koło niego w kierunku zamazanej plamy. Jęknął cicho, próbując złapać czołgającego się człowieka za kostkę, ale nie zdążył. Wylądował znowu twarzą w wilgotnej ziemi. Dopiero teraz zaczynając myśleć, dziwne, druga myśl (po Prudence i żonie) to Sanford. - Ty skurwysynu - wyjęczał w ziemię, czuł mech wpadający mu do ust i miał ochotę kogoś zamordować, to on wymyślił wylot na tą pierdoloną konferencję i chciał być jak najwcześniej w LA, inaczej mogliby zostać dzień dłużej i byłby z Devonem...Devon. Też leciał. Kolejny chrapliwy, głośny wdech, trochę jak agonalne oddechy jakiegoś zwierzęcia. Uniósł się na łokciach, tłumiąc mdłości. Gdzieś uciekła mu wizja Pru, Molly i Erica; liczyły się efekty natychmiastowe - czyli znalezienie brata. A nie mógł tego zrobić leżąc przy jakimś ciągnącym się błocie. - Devon...? - krzyknął słabo, co i tak było doskonale słyszalne w ciszy bagna. |
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 10:02 am | |
| Jamie, nadal masz problem z nogami, jednak możesz odczuwać, że paraliż trochę słabnie i cofa się, że w tym momencie masz już częściowe czucie od pasa do połowy ud. Ze słuchem jednak nic Ci się nie stało, dlatego możesz usłyszeć, że ktoś się czołga i człapie.
Rosie, to wspaniałe z Twojej strony, że chciałaś pomóc tamtej dziewczynce. Szybko jednak mogłaś się zorientować, że Sissy jest nadal nieprzytomna i pas mocno trzyma ją w fotelu. Oddycha jednak i na pierwszy rzut oka możesz ocenić, że nie krwawi i poza niebezpiecznie wrzynającym się pasem chwilowo nic jej nie grozi. O wiele gorzej sprawa wygląda z tamtym brodatym mężczyzną. Może to uraz rdzenia kręgowego? Zamierzasz mu jakoś pomóc? Może warto się rozejrzeć, bo chyba w bagnie właśnie tonie czerwona apteczka. Co zrobisz: sprawdzisz co z Benjaminem, czy rzucisz się po apteczkę, mimo, że nie wiesz, co w niej jest (i czy jest cokolwiek)? |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 10:46 am | |
| W momencie, gdy samolot zaczynał spadać w dół, a ludzie panikowali i odmawiali ostatnie paciorki, Jason nawet nie pisnął. Nie krzyczał, nie skakał do wody, ani też się nie modlił, bo do kościoła zawsze było za daleko i prawdopodobnie nie znał żadnej modlitwy w całości. Czasami zastanawiał się, z czym wiąże się najgorsze uczucie świata. Podczas tych kilku minut (a może ułamków sekund?) dowiedział się i było to kurewsko nieprzyjemne, a co gorsze - realne; to naprawdę się działo. Zanim zdążył przeprosić Kogoś z Góry za wszystkie swoje grzechy, stracił przytomność. Otworzył oczy jakiś czas później. Nie był pewien, ile minęło... godzina, tydzień, czy może zdążył się już rozbić kolejny samolot? Słońce wydawało się paradoksalnie cholernie szare. Zupełnie, jakby świat się skończył albo chociaż zatrzymał na chwilę. Nie bardzo wiedział, co się dzieje, bo niewiele pamiętał. W głowie miał tylko jakieś niewyraźne przebłyski ostatnich chwil. Wszystkiemu towarzyszył silny ból głowy i orientacyjnie dotknął włosów, by sprawdzić, czy nie leje mu się krew, a mózg nie wypływa. Czuł się jak wrak człowieka, jak kwiat zdeptany przez małe dziecko, które po prostu nie lubiło tulipanów. Dopiero po chwili zorientował się, że leży na brzegu... bagna. Prawdopodobnie miał spore szczęście, że okazało się płytkie. Kątem oka dostrzegł żywych ludzi. Nie wiedział, czy powinien odetchnąć z ulgą, czy może bać się jeszcze bardziej? Ale czy on w ogóle się bał? Właściwie, to nie miał pojęcia, co czuje; jakby ktoś wyprał go z emocji. Gdy wreszcie wszystko posklejał do kupy, a kolejne fragmenty wspomnień powoli układały się w całość, spróbował się podnieść. W tym momencie poczuł ból, jakiego dotąd nie czuł nigdy. - Ja pierdole - warknął przeciągle, opadając z powrotem na ziemię. Przeszywający impuls rozrywał mu klatkę piersiową i plecy. Od razu zorientował się, że coś jest nie tak z barkiem i prawdopodobnie powinien go nastawić. Powinien też pomóc ludziom. Tylko, kurwa, jak? Leżał ujebany w bagnie, cały poobijany i był pewien, że skądś krwawi, bo na koszuli widoczne były ślady krwi. A może to nie była jego krew? W momencie zamarł w bezruchu. Teraz dopiero zaczął się bać. Nie było w pobliżu Franka. Chociaż nie mógł dokładnie się rozejrzeć, to dałby sobie, o ironio, rękę uciąć, że mąż nie leży parę metrów dalej. A co, jeśli nie żył? I po cholerę im to było?! |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 11:31 am | |
| Nie trzeba było być specjalnie spostrzegawczym, żeby się zorientować, że dziewczynka - przynajmniej na razie - nie miała zamiaru jej odpowiedzieć. Co prawda jej klatka piersiowa unosiła się miarowo do góry, a w oczy nie rzucały się żadne poważniejsze urazy, ale sama blondynka pozostawała nieprzytomna. Rosie odsunęła się nieznacznie, gotowa podjąć kolejną próbę stanięcia na własnych nogach i - być może! - sprowadzenia pomocy, kiedy panującą na bagnie ciszę przerwał niewyraźny, ludzki krzyk. Wyprostowała się gwałtownie, płacąc za ten manewr nowymi zawrotami głowy. Jezu. Zacisnęła powieki, czekając, aż wirujący w jej czaszce helikopter przestanie kołować i dopiero po chwili rozejrzała się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Leżącego przy brzegu mężczyznę zlokalizowała prawie natychmiast, ale to nie jego sylwetka przykuła jej uwagę. W bóg-wie-jak-głębokim bagnie, nieco oddalona od rannego, tonęła właśnie czerwona apteczka i w pierwszym odruchu dziewczyna ruszyła w jej kierunku. Zatrzymała się jednak po kilku, nazwijmy to, krokach, uderzona nagłą myślą, że a) nie miała pojęcia, jak głębokie jest bagno, b) niedługo na pewno przybędą tu ratownicy, doskonale wyposażeni w sprzęt medyczny i c) powinna najpierw sprawdzić, czy krzyczący mężczyzna aktualnie nie umiera. - Niech to szlag - mruknęła do siebie, przeklinając własne upośledzenie, dotyczące podejmowania szybkich decyzji. Nigdy nie udało jej się opanować tej sztuki i podświadomie wiedziała, że kiedyś ją to zgubi. Nie spodziewała się jedynie, że stanie się to w środku niczego, po widowiskowej katastrofie lotniczej. Wciąż poruszając się na czworakach (czy raczej - kolanach i jednej ręce), podczołgała się do leżącego na brzegu rannego, rzucając przez ramię ostatnie spojrzenie w stronę jasnowłosej dziewczynki. Popatrzyła na niego z góry, szukając otwartych ran, ale chociaż w kilku miejscach jego ubranie zdobiły plamy krwi, żadna nie była specjalnie duża. - Może się pan poruszać? - zapytała, czując się co najmniej głupio. - Nie jestem pewna, czy... - Urwała, zaalarmowana nagle przez nowy dźwięk. Odwróciła się, zatrzymując wzrok na kolejnym poruszającym się kształcie, a kiedy obracała głowę, kątem oka znów zauważyła fragment apteczki. Tym razem nie zastanawiała się długo. Mężczyzna nie wyglądał, jakby miał umrzeć w przeciągu kolejnej minuty, a ona sama i tak niewiele mogłaby zdziałać. - Hej, ty tam! - krzyknęła, mając nadzieję, że leżący nieopodal pasażer ją słyszy, i - co najważniejsze - że jest w stanie zrobić cokolwiek. - Mógłbyś nam pomóc?! Nie zaczekała na reakcję. Zbierając wszystkie siły, jakie jeszcze jej zostały, dźwignęła się na własne nogi i zawracając się nieznacznie, ruszyła w stronę czerwonej plamy, coraz mniej wyraźnie majaczącej na powierzchni burego błota. Skrzywiła się, kiedy jej stopy zanurzyły się w miękkim bajorze, ale szła dalej. W końcu, znalazłszy się wystarczająco blisko, wyciągnęła sprawną jeszcze rękę w kierunku skrzyneczki, mając nadzieję, że uda jej się ją chwycić. No i że nie podzieli wkrótce jej marnego losu. |
| | | Benjamin Preisner what did Harvard teach you?
Wiek : 37 lat Zawód : podnóżek senatora kongresu Skąd : LA, USA Liczba postów : 200 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : NIE MAM NIC
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 11:53 am | |
| Nie tak wyobrażał sobie ucieczkę od odpowiedzialności, o której rozmawiali wczoraj z Devonem. Myślał raczej o wakacjach, odpoczynku, może zmianie pracy a nie...przebywaniu w jakimś dziwnym miejscu. Gdzie się rozbili? Już na terytorium Stanów? Przy Australii? Kiedy pojawią się ratownicy? Gdzie jest reszta samolotu? Czy Mally będzie go pamiętać? Myślał za dużo, zrobiło mu się niedobrze, podniósł się odrobinę, akurat w chwili, w której pojawił się przy nim blond trup. Płci żeńskiej, cały we krwi i błocie, nie mógł więc ocenić ją w męskiej skali od jedynki do dziesiątki...O nie, myślał O TYM, teraz, leżąc gdzieś w głuszy z połamanym kręgosłupem? Zaśmiał się lekko, szaleńczo, boleśnie, co skończyło się napadem kaszlu. I dziwnym uczuciem odrętwienia na biodrach i udach. Wracało mu czucie czy po prostu pojawi się ból fantomowy? Nie próbował się podnosić, po prostu przetarł twarz - w brodzie miał połowę fauny i flory, o kulturach bakterii nie wspominając - i wziął głęboki oddech. - ...czy mam złamany kręgosłup? - dokończył za nią, powoli, każdy ruch ust sprawiał mu ból. - Nie mogę ruszać nogami - powiedział po chwili, dopiero zdając sobie sprawę z tego, CO TO OZNACZA. Sądził, że nie mógł bać się bardziej, ale jednak przecenił możliwości życia. Strach ścisnął go za serce, czuł, że się dusi. Uniósł się lekko na łokciach i...blond kobiety już nie było, nie mógł się odwrócić, żeby zobaczyć gdzie zniknęła, ale podejrzewał, że uciekła. Oby w kierunku ratowników. A nie w kierunku jęczących i przeklinających trupów; zaraz obok niego leżała jakaś dziewczyna, nastolatka, rozcięta prawie na pół jakimiś drzwiami. Zatkał usta dłonią, ale i tak zwymiotował, próbując przezwyciężyć napad paniki. Devon też tak wygląda? |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 12:25 pm | |
| Dopiero po jakimś czasie zaczęło do niego docierać, co stało się naprawdę. To nie był sen ani bajka, którą ktoś opowiadał na dobranoc, by spało się gorzej. Do tej pory leżał w miarę spokojnie, w myślach przeklinając nawet te pierdolone źdźbło trawy po prawej stronie tuż przy głowie, a właściwie to i po lewej, i wszędzie. No i bagno. Naprawdę? Mając na myśli to, że w sumie w bagno wpieprzył się już dawno, nie sądził, że kiedykolwiek stanie się to dosłownie. Oglądanie filmów katastroficznych, których fabuła rozgrywała się w samolocie, nic nie dało. Nie był dzięki temu bardziej spokojny, chociaż większość z nich kończyła się happy endem. Życie go nauczyło, że nie ma szczęśliwych zakończeń w życiu realnym, przez co właściwie już się pogodził z myślą, iż zostaną tu na dobre; do usranej śmierci. Nadzieja? Kim on był, by takową jeszcze posiadać, by choć iskierka niej tliła się gdzieś w jego podświadomości? Tylko jedną z ofiar chujowego pilota, niewłaściwej pogody albo usterki technicznej. Do tej pory to on ratował ludzkie życia, a teraz leżał bezwładnie na brzegu bagna. Coś w głowie kazało mu działać; sprawić, by przeżyło jak najwięcej osób i żeby nie byli sparaliżowani do końca życia. Praca nauczyła Jasona, że czas liczy się najbardziej... no i może jeszcze to, jakie posiada ktoś szczęście. A czy on je posiadał? Nie, całe życie nie, a dzisiaj rano na pewno jego mąż wstał lewą nogą. Nie był superbohaterem, nie posiadał magicznych sprzętów przy sobie, które miałyby ocalić ludzkie życia. Mimo to postanowił wreszcie się ruszyć, spowodować jeszcze większy chaos od tego, który aktualnie panował wokół nich - żywych trupów. Z ogromnym trudem podniósł się do siadu. Ciągle w jego głowie tkwiły pytania, co z mężem, ale postanowił je zepchnąć w otchłań podświadomości i zająć się stanem zgromadzonych. Właśnie w tym momencie usłyszał krzyk jakiejś dziewczyny, który prawdopodobnie skierowany był do niego. Tak, kurwa, nie ma problemu, mogę Wam pomóc. Wcale nie mam wybitego barku i właściwie to mógłbym nawet zacząć tańczyć - to właśnie przemknęło mu przez myśl, ale na szczęście nie wypowiedział nic na głos. Kiedyś nie pomógł mamie... stał bezczynnie i patrzył, jak umiera. Nie mógł doprowadzić, by i tutaj ktoś podzielił los kobiety. Nie był pewien, co stało się z jego zapałem do ratowania ludzi, ale prawdopodobnie chwilowo przygasł. Musiał to pokonać, więc podniósł się na sprawne nogi i ruszył w ich kierunku z kapiącym bagnem z jego ubrań. - Jestem lekarzem - mruknął, opadając gdzieś koło mężczyzny, który prawdopodobnie był w gorszym stanie od Catalana. Informacja, którą im zafundował, powinna sprawić, że poczuli się w miarę bezpieczniej. Problem w tym, że lekarzem nie był, chociaż jego zawód był zbliżony i w tym momencie to akurat mało się liczyło. - Nie ruszaj się - ręką, która była sprawniejsza, dotknął go dosyć mocno w paru miejscach na nogach, by wybadać, czy rzeczywiście jest to złamany kręgosłup, czy cokolwiek innego, a przede wszystkim - czy w ogóle to poczuje. - Poczułeś cokolwiek? Zauważyłeś jakieś zmiany w przeciągu ostatnich paru minut? Jest lepiej, gorzej? - spytał, bo to dosyć istotne. Jednocześnie kątem oka obserwował blondynkę, która łowiła apteczkę. Oby coś tam było. |
| | | Benjamin Preisner what did Harvard teach you?
Wiek : 37 lat Zawód : podnóżek senatora kongresu Skąd : LA, USA Liczba postów : 200 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : NIE MAM NIC
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 12:48 pm | |
| Starał się uspokoić, naprawdę, z całych sił. Przecież nic strasznego się nie stało i...przynajmniej żyje, oddycha i jest w jednym kawałku. Co było sporym wyczynem, biorąc pod uwagę to, co widział dookoła siebie. Chaos, rozerwane ciała, tlące się szczątki. Z tej pozycji nie mógł zauważyć całej scenerii, ale ogarnął, że na pewno nie ma tu całego wraku. Co z resztą pasażerów? Dlaczego nie ma tu jeszcze ratowników? Czy spadli na jakąś murzyńską wioskę? Och, Sanford miałby się czym pochwalić, pewnie sprzedałby im broń i... Majaczył, wydawało mu się, że widzi rękę Erica, pełznącą ku niemu przez te dziwne, błotne trawy; zaśmiał się ponownie aż rozbolały go płuca; nie usłyszał więc podchodzącego ku niemu mężczyzny. Zauważył, że ma towarzystwo dopiero w chwili, w której otworzył oczy - sklejone krwią, brudem i łzami (tak, Jo miała rację, był cipą) i...spełniły się jego modlitwy? Lekarz, trafił mu się lekarz; czy mogło być lepiej? Odetchnął z ulgą i zamrugał, przypatrując mu się uważniej i...no cóż. Nie, to nie był lekarz z ekipy ratunkowej; jego ręka była pod dziwnym kątem, do tego był cały zakrwawiony - widocznie także był pasażerem. Ale przynajmniej z jakimiś umiejętnościami udzielania pierwszej pomocy. - Nie mogę się ruszyć - odparł tylko na jego mało sensowną wytyczną, naprawdę sądził, że zaraz stąd ucieknie, jak tamta blondynka? Nie kontynuował jednak poprawiania jego retoryki, bo poczuł jego ręce. POCZUŁ. Powinien się cieszyć, ale zamiast tego jęknął z bólu, gdy dłonie mężczyzny dotknęły jego biodra. Aż wbił dłonie w błotne podłoże - żegnajcie wypielęgnowane dłonie asystenta senatora. - Jest...lepiej, nie czułem przedtem nic od pasa w dół, teraz...tylko mrowienie. I boli mnie tu - pokazał mu delikatnie miejsce, które oczywiście szalony lekarz musiał przycisnąć. Co skończyło się kolejną falą bólu i donośnego jęku. - Ja-k się rozbiliśmy? Są tu już ratownicy? - wychrypiał po chwili; leżąc nie mógł się rozejrzeć i nie ufał swoim otumanionym zmysłom, ale...nie powinno być tu już helikopterów? |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 1:37 pm | |
| Jason także starał się uspokoić i robił wszystko, by nie panikować. Jeszcze za czasów studiów miał specjalne wykłady na ten temat, ale niestety na takowe nie uczęszczał, uznając to za głupotę. Opiekę psychiczną zawsze zapewniał pacjentom swoimi głupimi rozmyślaniami albo oklepanym i nieprawdziwym stwierdzeniem wszystko będzie dobrze, podczas gdy pacjent, na przykład się wykrwawiał. Problem w tym, że tym razem szczerze wątpił w to, że cokolwiek może się naprawić, albo że cudownie spadną im z nieba ratownicy, a przy okazji telewizyjni reporterzy, krzycząc: mamy Was! wygrywacie miliard dolarów na dziwki. Widział dramat sytuacji, gdzie między drzewami ktoś przytulał do siebie trupa matki, przy okazji płonąc, a jeszcze dalej z czyjegoś ciała wypływały flaki. Chociaż takie widoki ostatnio stały się normą, to dzisiejszego dnia sam w tym uczestniczył... powoli dochodziło do niego, że mógł być jednym z tych rozerwanych ciał. Lepszy lekarz, który również był ofiarą niż żaden. Przecież równie dobrze mógł mu się trafić stolarz, który co najwyżej zbiłby mu bambusową trumnę. Ekhem. Widząc jego reakcję na dotyk w okolicach stawu biodrowego, mógł już wystawić diagnozę. Nie była optymistyczna, ale zawsze lepsze to niż złamany kręgosłup, prawda? - Wybite biodro ze stawu - powiedział bardziej do siebie, wzdychając ciężko. Tylko co on właściwie mógł zrobić z wybitym barkiem? Dobrali się, kurwa, nie ma co. - Muszę to nastawić, ale będzie BOLAŁO, ostrzegam - zaznaczył wyraźnie, bo zdawał sobie sprawę, że nastawianie poszczególnych fragmentów ciała boli cholernie, a jeśli chodzi o biodro, to jest to jakieś apogeum. - Normalnie robi się to ze znieczuleniem, ale - jak się domyślasz - takowego nie posiadamy - dodał, chociaż prawdopodobnie nie podniesie to na duchu mężczyzny. Jason wychodził jednak z założenia, że lepiej nie owijać w bawełnę ani nie mydlić oczu. - Nie wiem - rozejrzał się orientacyjnie, nie dostrzegając nikogo w czerwonym stroju, który nosił zazwyczaj w pracy. - Wątpię, by ktokolwiek przybył, chyba że znajdują się na plaży - tylko ciekawe, jak daleko plaża była? A co, jeśli znaleźli się w samym środku dzikiej dżungli, a cała reszta już jest transportowana do szpitali? - Potrzebuję Twojej pomocy! - krzyknął w stronę blondynki, która bawiła się w łowienie apteczki. Powinien zająć się swoim barkiem. Nie był pewien, czy da radę zrobić to sam, ale jeśli ktoś inny by się tym zajął i nacisnął na tętnicę, to wtedy Catalan mógłby zaprzyjaźnić się z kikutem tuż po amputacji ręki. Dlatego, korzystając z chwili czasu i walki z bagnem przez nieznajomą, dotknął dłonią ramię, nie będąc pewnym, czy chce czuć ten ból, który za chwilę przeszyje całe jego ciało. |
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 3:01 pm | |
| Rosie, może decyzja o poświeceniu się dla zdobycia apteczki była słuszna? Dno bagna było usłane konarami, więc prawdopodobne, że zraniłaś się w nogę, co jednak wydaje się być niegroźne przy złamanej ręce. Czymże jednak jest delikatne przerwanie ciągłości tkanki skórnej, skoro zdobyłaś coś bardzo cennego? W apteczce, którą zdobyłaś z takim trudem, był nawilgły bandaż, buteleczka jodyny i listek tabletek paracetamolu. Teraz możesz nieść ludziom ratunek, chociaż sterylność Twoich rąk może zostawić sporo do życzenia, skoro postanowiłaś wziąć kąpiel błotną.
Benjamin, zapewne każdy ruch wywołuje niewyobrażalny ból - w końcu upadłeś na ziemię z porządnej wysokości - możesz jednak podziękować któremuś bóstwu, ponieważ paraliż powoli ustępuje i czucie masz już w kolanach. Czy to jednak tak dobrze? Będziesz czuł, jak Twój kompan nastawia Ci biodro. |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 3:32 pm | |
| Kąpiel błotna zdecydowanie nie należała do najprzyjemniejszych rzeczy, jakich przyszło jej doświadczyć w życiu. Być może fakt ten miał coś wspólnego z coraz bardziej dokuczliwym, rwącym bólem w prawej ręce bądź kilkuminutowym siłowaniem się z zakleszczoną między konarami łydką, ale i tak nie potrafiła wyobrazić sobie, jak ludzie mogą płacić za taplanie się w bajorze. Ciecz była gęsta, o nieprzyjemnej konsystencji, przylepiała się do skóry i ubrań oraz niesamowicie śmierdziała. - Potrzebuję Twojej pomocy! - usłyszała za sobą, dokładnie w chwili, w której jej palce dotknęły tonącej apteczki. Przez chwilę wydawało jej się, że przedmiot całkowicie się wyśliźnie, ale w ostatniej chwili zlokalizowała uchwyt. Przyciągnęła znalezisko do siebie, na chwilę obecną wstrzymując się ze sprawdzeniem, co zawierało. - Idę! - odkrzyknęła, chociaż idę było w tym przypadku sporą przesadą. Odwróciła się z trudem i rozpoczęła powolną wędrówkę do brzegu, rejestrując przy okazji, że drugi mężczyzna już pomagał temu leżącemu. Miała wrażenie, że droga powrotna jest trzykrotnie dłuższa niż poprzednio, a kiedy w końcu jej stopy znalazły się na stabilnym gruncie, poczuła, jak uginają się pod nią kolana. Opadła na ziemię, tuż obok dwójki pozostałych pasażerów, jednocześnie ostrożnie odkładając apteczkę. Odruchowo odgarnęła z twarzy zlepione krwią kosmyki włosów, z całą pewnością zostawiając na nich przy okazji warstwę błota. - Co mam robić? - zapytała niepewnie, po czym do głowy przyszło jej jeszcze jedno pytanie. - Czy któryś z was widział, co się stało? Dostałam czymś w skroń zaraz na początku, nie wiem, gdzie spadła reszta samolotu. Muszę... Muszę kogoś znaleźć. - Automatycznie rozejrzała się dookoła, jakby oczekiwała, że jej brat albo ojciec wyjdą za chwilę zza któregoś drzewa, ale od razu zrozumiała, że nie był to dobry pomysł. Wyglądało na to, że jej umysł w końcu się obudził i postanowił zacząć zwracać uwagę na otaczającą go rzeczywistość, a ta przedstawiała widok makabryczny. - O Boże - jęknęła cicho, odwracając wzrok od rozczłonkowanych zwłok i innych wyjętych prosto z taniego horroru elementów krajobrazu. Wyobraziła sobie, że podobnie może w tej chwili wyglądać większa część jej rodziny, ale ta wizja była tak surrealistyczna, że mózg prawie natychmiast jej zaprzeczył. Na pewno przeżyli, otrzymali pomoc i teraz się o nią martwią. Potrząsnęła głową. Potrzebowała czegoś do zajęcia myśli, rzuciła więc wyczekujące spojrzenie mężczyźnie, który ją zawołał i starając się wypchnąć z głowy wszystkie niechciane obrazy, czekała na instrukcje.
|
| | | Benjamin Preisner what did Harvard teach you?
Wiek : 37 lat Zawód : podnóżek senatora kongresu Skąd : LA, USA Liczba postów : 200 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : NIE MAM NIC
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 3:43 pm | |
| Słowa lekarza docierały do niego jak zza mgły albo grubej warstwy waty. Cukrowej? Znów przed oczami pojawiła się karuzela, jednak nie miał nawet siły na zwymiotowanie czy odpływanie w rejony wyobraźni. Nie mógł stracić przytomności, coś trzymało go tutaj, w błocie, z przemoczonymi ciuchami, posklejanymi włosami. Jakaś siła wyższa. Albo wybite biodro; no tak, ten facet brzmiał rozkosznie sensownie, zwłaszcza,kiedy mówił o obezwładniającym bólu. - Potrafisz to zrobić? Wiesz, nie chcę potem być sparaliżowany CAŁY - wychrypiał słabo, każde wypowiedziane słowo drogo go kosztowało. Miał wrażenie, jakby całe plecy były jednym wielkim siniakiem i w tej chwili był autentycznie wdzięczny za miękkie i prawie płynne podłoże, na którym wesoło spoczywał. I które (równie radośnie) zakołysało się pod kolejną osobą. Jaimie wywrócił gałkami ocznymi (głową nie mógł ruszać, od razu było mu niedobrze) i zorientował się, że to blond córa marnotrawna. Cała w błocie, blada jak śmierć, ciągnąca jakąś apteczkę. - Na plaży? Jesteśmy w Los Angeles? - spytał trochę nieprzytomnie; miał wrażenie, że od katastrofy minęło już osiem godzin; służby ratunkowe już powinny tu być. Prawdziwe służby ratunkowe a nie poobijany lekarz i nieseksowna pielęgniareczka, dostarczająca mu jednak ważnej informacji. Samolot roztrzaskał się na części? - Ja...też muszę kogoś znaleźć, mój brat, leciał ze mną, nie ma go gdzieś tutaj? Ma na imię Devon, leciał ze swoją narzeczoną - zaczął mówić chaotycznie i nerwowo, ale po ostatnim słowie musiał przerwać na głęboki, spazmatyczny oddech. Tracił siły i...nie, nie chciał bólu. Zerknął więc na apteczkę, leżącą nieopodal. Wolał to, niż ogniskowanie wzroku na rozczłonkowanych zwłokach obok siebie. - W t-tej apteczce mogą być leki znieczulające, prawda? I...może najpierw zajmiesz się swoim barkiem? - zaproponował słabo, nerwowo przesuwając dłonią po mchu, na którym leżał. Zaczynał czuć kolana, dziwne mrowienie przyprawiało go o dreszcze. |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 9:09 pm | |
| Chociaż wolałby chodzić z wybitym barkiem niż czuć jeszcze większy ból przy kierowaniu kości, to musiał odważyć się to nastawić. Nie ufał nikomu innemu i musiał poradzić sobie samodzielnie. Nie chciał utracić ręki, więc powinien zacząć działać. Jeszcze parę ruchów i kość przemieści mu się w okolice kolana, zamiast z powrotem wrócić do odpowiedniego stawu. Zawsze pacjenci wzbraniali się przed takim działaniem, ale po podaniu znieczulenia nie działo się nic wielkiego, nikt jakoś bardzo nie krzyczał czy nie płakał, wyzywając przy tym marnego lekarza. Problem w tym, że byli w jakiejś pierdolonej dziczy bez szpitala w okolicy, ba! nawet bez dawki konkretnych leków. Miał nadzieję, ze samolot rozbił się niedaleko i będą w stanie znaleźć chociaż kilka apteczek, które przecież powinny znajdować się we wraku. Na razie jednak nie mieli pojęcia, jak daleko od całej reszty się znajdują. - Raczej powinien to robić lekarz na stole operacyjnym niż przy bagnie, ale nie mamy wyjścia - odparł krótko, odpowiadając mu na zadane pytanie. Potrafił to zrobić? Był pewien, ze prędzej poda cały skład paracetamolu, który blondynka znalazła w apteczce, niż przypomni sobie procedurę nastawiania stawu biodrowego. Jednak postanowił działać logicznie, powoli układając obrazek niczym z puzzli. - Tak, Los Angeles. Podobno zaczęli już roznosić drinki - prychnął z ironią, zupełnie się nie kontrolując. Stres, strach i panika prawdopodobnie brały górę, ale na razie nic po sobie nie pokazywał. - Nie wiem, gdzie jesteśmy - poprawił się, wzruszając beznamiętnie ramionami. - Ogarnijcie się, do kurwy nędzy. Ja też muszę kogoś szukać, ale jak widzisz Ty akurat nie jesteś w stanie - fuknął, gdy ci zaczęli pieprzyć o odnajdowaniu bliskich. Taa, on też tutaj z kimś przyleciał i, o ironio, cały czas o tym zapominał. Chociaż gdzieś nieświadomie szukał między kolejnymi ciałami swojego męża, to na razie musiał skupić się na ratowaniu mężczyzny, leżącego przed nim. Był pewien, że dużo ludzi nie przeżyło. I po co on chciał jakichś wakacji pojednawczych z mężem, no po co? Prawdopodobnie przysypiałby teraz na szpitalnej kanapie podczas dyżuru. Ale to nie było ważne. Zignorował jęki blondynki spowodowane dość makabrycznym widokiem, zajmując się przeszukiwaniem apteczki. No co, miał ją przytulić i wmówić, że w sumie nic takiego się nie stało? Niestety - stało się. - Raczej nic się nie nada - odparł krótko, widząc dość marną zawartość czerwonej skrzyneczki. - Zajmę się. A Ty... - tu spojrzał na dziewczynę - zdejmij mu spodnie i spróbuj obrócić na bok - uniósł brwi, przez chwilę czując się jak dowódca, chociaż szybko przypomniał sobie o tym, że jest też ofiarą. Odwrócił się od nich i mocno zaciskając powieki oraz zęby, znalazł odpowiednie miejsce, w które powinna wskoczyć jasonowa kość. |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Sob Paź 12, 2013 9:59 pm | |
| Z każdą chwilą czuła się coraz gorzej. Wyglądało na to, że mijał początkowy szok po katastrofie, a błogie otępienie, które ogarnęło jej umysł w jakimś obronnym odruchu, zaczęło się wycofywać. Bezwiednie obserwowała wymianę zdań między mężczyznami, jednocześnie układając sobie w głowie kilka faktów. Po pierwsze, samolot, którym lecieli, nie owijając w bawełnę, rozpieprzył się w powietrzu. Po drugie, tkwili w jakimś cholernym, tropikalnym lesie, który mógł równie dobrze znajdować się dziesiątki kilometrów od najbliższej miejscowości (och, Rosie, gdybyś tylko wiedziała). Po trzecie, nigdzie nie było jej ojca ani brata. Po czwarte, miała dziurę w głowie, złamaną rękę i zero szans na profesjonalną i przeprowadzoną w chociażby minimalnych warunkach sanitarnych pomoc medyczną. Krótko mówiąc, czuła się źle. Atak histerii wisiał na włosku i gdyby nie fakt, że postawiono przed nią zadanie do wykonania, zapewne już dawno by nastąpił. - Czy wszyscy lekarze to buce? - zapytała retorycznie w reakcji na jego fuknięcie. W normalnym wypadku nawet nie zwróciłaby na to uwagi, ale ta sytuacja leżała miliony lat świetlnych od normalności. Bolało ją wszystko i potrzebowała sposobu, by odreagować, a Jason, cóż - był najbliżej. - Serio, uczą was tego na studiach? - Przewróciła oczami, ale bez słowa sprzeciwu nachyliła się nad leżącym mężczyzną, starając się nie dostrzegać drugiego, mniej oczywistego dna tego, co miała zamiar zrobić. No i nie zastanawiać się specjalnie, jak poradzi sobie z jedną sprawną ręką. Czując się jak w jednym z tych odrealnionych, nie mających nic wspólnego z rzeczywistością snów, odpięła guzik w spodniach i zaczęła stopniowo ściągać je z bezwładnych nóg mężczyzny. Proces okazał się wolniejszy, niż przypuszczała, bo dodatkowo starała się sprawiać mu jak najmniej bólu, ale w końcu udało jej się pozbawić go dolnej części garderoby. Odłożyła ją ostrożnie na bok, mając coraz większą ochotę wybuchnąć histerycznym śmiechem. Zagryzła zęby, wiedząc, że gdyby sobie na to pozwoliła, następnym krokiem byłby równie histeryczny płacz. - Nie dam rady obrócić cię jedną ręką - powiedziała. Jej głos był nienaturalnie wysoki i podskakiwał przy niektórych głoskach. Odwróciła się przez ramię, odszukując wzrokiem lekarza. Nie lubiła polegać na innych w jakichkolwiek sprawach, ale tym razem chyba nie miała wyjścia. Jej wiedza medyczna ograniczała się do standardowego szkolenia, z którego i tak wyniosła niewiele więcej, niż numer telefonu prowadzącego go instruktora. - Jak bark? - zapytała, za pomocą przedramienia odgarniając włosy z czoła. - Dasz radę mi pomóc?
|
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 8:32 am | |
| Powoli również do niego dochodziła skala wydarzeń. Początkowo uznał to za zwykły sen, potem prawdziwe zdarzenia, a teraz prawdopodobnie był na etapie piekła. Postanowił jednak nie robić z siebie ofiary, nie układać napisu z kamieni na plaży, a raczej zrobić coś bardziej pożytecznego. Jego natura realisty nie pozwalała na zbyt dużą nadzieję. Mógłby też uciec wgłąb lasu i udać, że to go nie dotyczy. Najwyraźniej nie był aż takim skurwysynem i inni chociaż trochę go obchodzili. Mimo wszystko trzeba przyznać, że tytułem przykładnego ratownika medycznego nie mógł się poszczycić. Na pytanie dziewczyny jedynie prychnął pod nosem. Jeżeli chciałaby prawdziwego buca, to Jason chętnie skieruje ją do swojego mężulka (nadal nie przyswajał myśli, że Frank może już dawno nie żyć). Prawdopodobnie właśnie od niego nauczył się wielu odzywek. W końcu dziesięć lat wspólnego życia musiało jakoś zmienić Catalana. - Tak, uczą nas jak uprzykrzać życie blondynkom - odparł krótko, zerkając na nią kątem oka. Prawdopodobnie nie był to najlepszy czas na kłótnie, więc lepiej będzie, jeżeli zakończą dosyć szybko wymianę zdań. W czasie, gdy dziewczyna zdejmowała spodnie mężczyźnie, Jason zajął się swoim barkiem. Najpierw zdjął z siebie kurtkę, a potem koszulę. Nie trwało to długo, bo wystarczyło dosłownie parę sekund, by wprowadzić kość na swoje miejsce. Ból był niesamowity, przez co Catalan wydał z siebie bliżej nieokreślone sapnięcie. Przeklinał w myślach wszystko, dosłownie wszystko. Był pewien, że w tym momencie pokonał nawet mistrza przekleństw, czyli Franka. Oj, byłby dumny. W końcu otworzył oczy, bo do tej pory zaciskał powieki i odwrócił się do dwójki towarzyszy. Z koszuli zrobił jakiś pokraczny trójkąt, składając ją na pół i obwiązał wokół szyi, by zawiesić na nim obolałą rękę. - Co z Twoją ręką? - spytał blondynki, dopiero teraz orientując się, że może i ona potrzebuje jakiejś pomocy pseudo-medycznej. Uklęknął na nowo obok protestującego mężczyzny, ale nie bardzo przejmował się jego słowami. - Musimy zrobić to szybko, ale tak, żeby niczego nie uszkodzić. Potem po prostu go przytrzymaj - spojrzał na przerażoną dziewczynę. Nie mogli popsuć jeszcze bardziej stanu zdrowia chorego. Narażone były nerwy oraz tkanki. Dając znak głową, potwierdził, że to już teraz. Jakimś cudem przewrócili mężczyznę, a potem Jason starał się już działać zgodnie z tym, co opowiadali mu na studiach i z tym, co wyczytał kiedyś w Internecie. Zazwyczaj jego rola kończyła się na transporcie osoby leżącej na wznak do szpitala. Dzisiaj był kimś więcej. Pomógł sobie kolanem, bo jedną ręką byłoby ciężko i w końcu głowa kości udowej znowu zyskała kontakt z panewką. Jak bardzo bolesne to było, cóż - mogli sobie tylko wyobrażać, patrząc na leżącego. |
| | | Benjamin Preisner what did Harvard teach you?
Wiek : 37 lat Zawód : podnóżek senatora kongresu Skąd : LA, USA Liczba postów : 200 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : NIE MAM NIC
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 9:27 am | |
| Czasami dojście do pewnych wniosków zajmuje ludziom całe życie. Jaimie był jednak szczęściarzem - zrozumiał, że jest skończonym idiotą JUŻ w wieku trzydziestu siedmiu lat. Co prawda leżąc w błocie, ciężko oddychając i prawdopodobnie pozostając sparaliżowanym do końca świata, ale lepiej późno niż wcale. I d i o t a. Sanford miał rację, Jolene miała rację. Jak mógł się przejmować błędami gramatycznymi w przemówieniu Erica w Kongresie, jak mógł płakać w poduszkę z powodu niespłaconej raty kredytu hipotecznego, jak mógł rozpaczać przez to, że ma problemy z potencją. To wszystko było miałkie, nieważne, teraz dopiero stanął (a właściwie położył się) twarzą w twarz z prawdziwą ludzką tragedią. Tragedią bólu, który zaczął odczuwać nie tylko z pleców ale i z całego ciała, zwłaszcza z rejonu bioder. Zachłysnął się prawie własną śliną i cudownym cierpieniem - przez sekundę zrozumiał, dlaczego święci się biczowali i robili sobie inne, brzydkie rzeczy - po czym drgnął nieznacznie, kiedy pobrudzona blondynka zaczęła rozpinać mu spodnie. Cudownie. - Nie sądzę, żeby to było potrzebne - wycharczał tylko, całkowicie pomijając słowa lekarza o Los Angeles; w głowie miał zbyt dużo myśli, wszystko mu się mieszało i nie potrafił skoncentrować się na podtrzymywaniu wesołej pogawędki. Nie słyszał nawet głuchego chrupnięcia jasonowego ramienia ani nie mógł zaprotestować, gdy poczuł lepki mech na nagich nogach i...halo, poczuł? - Ja już czuję, myślę, że nie trzeba tego nastawiać, w końcu odzyskałem czucie, więc może hej, przecież powiedziałem, że już czuję - zaczął mówić dość histerycznie, zostając brutalnie przewróconym na bok i...tak, faktycznie CZUŁ. Obezwładniający ból. Zniknął chaos myślowy, natłok informacji, zapach bagna, zapach krwi, zniknęły obrazy córeczek i żony, zniknął niepokój o Devona, zniknęło wszystko. Wszystko oprócz b ó l u, którego stopnia nie potrafiłby opisać. W tej jednej sekundzie MODLIŁ się o śmierć w wyniku katastrofy i o to, żeby takie cierpienie spadło na swojego brata albo (nawet!) na swoje córki. Zapewne wręcz zawył z bólu i...stracił przytomność. Albo umarł - w każdym razie odpłynął na chwilę (bądź całą wieczność). |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 10:08 am | |
| Zabawne, jak w obliczu tragedii wszystko, co kiedykolwiek było dla człowieka istotne, przestaje mieć znaczenie. Rachunki, praca, pasje, osobiste dramaty - cały ten bajzel schodzi na dalszy plan, robiąc miejsce tak prymitywnemu problemowi, jakim jest przeżycie. Nie oznacza to, że nagle stajemy się bohaterami - szczerze mówiąc, Rosie nigdy wcześniej nie czuła się mniej odważna niż wtedy. Klęcząc na błocie i starając się w miarę stabilnie przytrzymać mężczyznę, którego imienia nawet nie znała, bała się wszystkiego. Tego, że zamiast pomóc, zrobią mu krzywdę. Tego, że nie uda jej się odnaleźć rodziny. Tego, że będą tu siedzieć całymi dniami, czekając na ratowników. Tego, że... - Z ręką? - zapytała nieprzytomnie, wyrwana z chwilowego zamyślenia pytaniem lekarza. Popatrzyła najpierw na niego, a potem na swoje prawe ramię, pulsujące silnym, ale jakby przytępionym bólem. - Nie wiem, uderzyłam nią dość mocno w ziemię. Chyba jest stłuczona - wyjaśniła, chociaż ostatnie zdanie było bardziej naiwnym życzeniem, niż opisaniem faktycznego stanu kończyny. Kiedy nastawiali rannemu biodro, zacisnęła powieki i odwróciła głowę w drugą stronę. Nie chciała widzieć jego wykrzywionej bólem twarzy, w jej umyśle i tak znajdowało się już wystarczająco dużo obrazów, których nie chciała tam zatrzymać. Nie zatkała jednak uszu - nic więc nie mogło zagłuszyć rozdzierającego wrzasku, który przerwał panującą dookoła ciszę, a później urwał się nagle, pozostawiając po sobie nieprzyjemne dzwonienie. Z sercem w przełyku uniosła powieki, ostrożnie przenosząc spojrzenie na nieprzytomnego mężczyznę. - Za... zabiliśmy go? - zapytała głupio, wyławiając z panującego w jej głowie chaosu pierwszą myśl i natychmiast ochrzaniając się za wypowiedzenie jej na głos, ale było już za późno, żeby się wycofać. Puściła wciąż przytrzymywane, bezwładne ciało i odsunęła się nieznacznie. Gdzie byli ci cholerni ratownicy? Rozumiała, że wylądowali na totalnym zadupiu, ale przecież żyli w dwudziestym pierwszym wieku. Istniały nawigacje satelitarne, helikoptery, nadajniki i wszystkie te urządzenia, na których kompletnie się nie znała, ale przecież wiedziała, że są i że działają. - Co teraz? - odezwała się, nie do końca wiedząc, czy zwracała się do mężczyzny, czy do samej siebie. |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 11:51 am | |
| Nie mógł przestać wierzyć w to, że ich pseudo-praca zespołowa przyniesie jakieś dobre skutki. Przecież miał wykształcenie oraz doświadczenie, więc powinno się udać. Nie ratował ludzkiego życia po raz pierwszy. Właściwie to mógłby liczyć w setkach takie sytuacje. Wiadomo, że nie zawsze się udawało, ale każde kolejne ominięcie wózka inwalidzkiego przez pacjenta, było również małym sukcesem Jasona. Różnica jednak tkwi w tym, że zazwyczaj miał dostęp do profesjonalnego i sterylnego sprzętu medycznego. Chociaż nie znał mężczyzny, leżącego przed nim, to cierpiał razem z nim i cholernie było mu go żal, tak zwyczajnie, po ludzku. Jego bark był właściwie niczym w porównaniu ze stawem biodrowym. Jednak nie czas teraz na żadne porównania czy gdybanie. - Może być złamana - stwierdził, zerkając na wygiętą rękę blondynki. Już spokojniej zachowywał się w stosunku co do niej, bo wiedział, że wszelkie wyzywanie się nad trupem nie jest najlepszym pomysłem. Nie chciał mu zrobić krzywdy, to oczywiste. Dlatego przez chwilę (naprawdę krótką) żywił się nadzieją, że krzyk będzie słyszany jak najdłużej, tymczasem urwał się w pewnym momencie i nastała przerażająca cisza. Równie przerażone było spojrzenie Jasona skierowane na blondynkę po usłyszeniu pytania. - Nie - niemal krzyknął, przy okazji głupio, mogłabym rzec, że histerycznie, się śmiejąc. Jak mogła tak w ogóle pomyśleć? NIE zabili go i koniec. Przytknął policzek do warg nieprzytomnego, jednocześnie obserwując jego klatkę piersiową. Nawet nie wiecie, jaka była jego ulga, gdy zauważył, iż ta się unosi. Oddychał. Chociaż przez chwilę już zastanawiał się, jaka trumna będzie lepsza (miał okazję poznać kilka rodzajów dzięki mężowi), to opadł na trawę, oddychając głęboko. Nie mógł ułożyć go w pozycji bezpiecznej ustalonej, bo mógłby go narazić na urazy, przez co jedynie udrożnił drogi oddechowe rękoczynem czoło-żuchwa. - Musimy czekać - spojrzał na nią, wzruszając ramionami. Naprawdę wolałby, żeby trwało to zaledwie parę minut, bo w przeciwnym przypadku będą mieli problem. Duży problem. |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 12:52 pm | |
| Musimy czekać. Jasne, czemu by nie. Wyglądało na to, że jej napięty grafik, ustalony na pobyt w Los Angeles, nieco się zdezaktualizował, więc chyba i tak nic lepszego nie miała do roboty. Inna sprawa, że w dalszym ciągu co jakiś czas łapała się na nerwowym rozglądaniu dookoła, a za każdym razem, gdy to robiła, serce ponownie podchodziło jej do gardła. Fakt, że otaczali ich martwi bądź dogorywający ludzie, a oni po prostu w największym spokoju siedzieli i czekali, wydawał się tak groteskowy, że gdy tylko o nim pomyślała, parsknęła krótkim, nieco histerycznym śmiechem. Zamilkła sekundę później, zorientowawszy się, jak bardzo dźwięk ten był tutaj nie na miejscu. - Jasne - przytaknęła tylko, kiwając głową i siadając w miarę wygodnie - jeśli o jakiejkolwiek wygodzie mogła w ogóle być mowa. Wiedziała, że najprawdopodobniej powinna usztywnić jakoś rękę, ale ponieważ poruszanie nią w dalszym ciągu wyzwalało obezwładniający ból, odciągała tę chwilę najdalej, jak mogła. Również rana na głowie prosiła się o przemycie, nie mówiąc już o groteskowym szlaczku, jaki na odsłoniętej łydce stworzyło połączenie krwi i błota. - Jestem Rosie, tak w ogóle - powiedziała do mężczyzny, decydując, że najwyższa pora przestać nazywać go w myślach 'mężczyzną' albo 'lekarzem'. Pozwoliła sobie nawet na niewyraźny uśmiech w jego stronę, ale nie była pewna, czy nie wyszedł z tego raczej grymas. Zastanawiała się, czy nie powinni poszukać innych ocalałych, jednak w momencie, w którym wreszcie usiadła w miejscu, dotarło do niej, jak bardzo wykończyła ją walka z błotem. - Wspomniałeś wcześniej coś o plaży - przypomniała sobie, starając się skierować swoje myśli w kierunku innym, niż katastrofa. - Jesteśmy gdzieś nad wodą? Niedaleko wybrzeża? Bo jeśli tak, to może powinniśmy tam pójść. Mogą zauważyć nas przepływające statki... czy coś takiego. - Odruchowo wzruszyła ramionami i prawie natychmiast syknęła, kiedy jej ramię przeszyły kolejne igiełki bólu. - No i może znajduje się tam więcej... pasażerów - dodała po chwili, w domyśle mając ojca i brata. W dalszym ciągu nie dopuszczała do siebie myśli, że coś mogłoby im się stać. Dlaczego miałoby? Skoro ona była (prawie) cała, oni na pewno też. Logiczne. Prawda?..
|
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 12:57 pm | |
| Benjamin, ból bólem, ale możesz podziękować Jasonowi za uratowanie Ci biodra. Gdyby nie to, że szybko zareagował i ponownie umieścił głowę kości udowej w panewce Twojego stawu, mógłbyś skończyć jako kaleka, bez możliwości chodzenia do końca życia. Przez kilka minut byłeś nieprzytomny, i jeszcze się nie wybudzasz. Od kolan w dół nadal nie masz czucia, jednak mimo nastawionego już biodra, nadal możesz odczuwać silny, promieniujący ból. Wielka szkoda, że nie masz żadnych leków przeciwbólowych.
Rosie, Twoja ręka zaczyna sinieć, co powinno dać Ci do zrozumienia, że rzeczywiście kość jest złamana, a Ty potrzebujesz natychmiastowego jej usztywnienia, celem uniknięcia groźnych powikłań. W takich przypadkach każda minuta jest cenna i może Ci ograniczyć problemy z tą ręką w przyszłości.
Jason, jesteś pewien, że nie spałeś na wykładach o nastawianiu zwichniętych kończyn? Szczęśliwie poradziłeś sobie z biodrem Benjamina, jednak Twoje ramię nie prezentuje się zbyt ciekawie. Pamiętasz jakie są powikłania wczesne przy złym nastawieniu barku? Mrowienie, które czujesz w całej ręce, czy to nie było jedno z nich? Co zrobisz, skoro Twoja nowa koleżanka też potrzebuje pomocy z własną ręką? |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 1:52 pm | |
| Czekanie stawało się nie do zniesienia. Dłużyło mu się do tego stopnia, że mógłby odliczać każdą setną sekundy. Wzrok utkwiony miał w jednym martwym punkcie. Starał się nie rozglądać wokół z prostego powodu - bał się zobaczyć wśród trupów męża. Wcześniej jeszcze jego wzrok błądził po ciałach, ale teraz naprawdę robił wszystko, by nie patrzeć w tamtym kierunku. Co chwila docierały do niego czyjeś krzyki, a on tak po prostu sobie siedział. Nie miał na nic siły. Wolałby umrzeć, niż przeżywać to, co aktualnie przeżywał. Co prawda leżałby pewnie rozerwany na kilka części, ale wreszcie osiągnąłby jakiś względny spokój. Wtedy byłby mu obojętny los nieznajomego z wybitym stawem biodrowym i dziwnej blondynki, której nie ufał. A być może powinien? Grobową ciszę między tą dwójką przerwała wreszcie dziewczyna, która... właśnie się przedstawiła? Wcześniej nie wpadł na to, by komukolwiek zdradzać swoją tożsamość, bo jakoś nie było to najważniejsze. Ale w obecnej sytuacji - co innego im zostało? - Jason - odparł od niechcenia, zerkając na nią kątem oka. Uśmiech, który ujrzał na jej twarzy był pierwszym tego typu zachowaniem, które miał okazji ujrzeć wśród bagna. Czy zrobiło mu się lepiej na duszy? No... jakoś średnio. - Nie wiem, czy plaża jest blisko, ale słychać ciche szumy... to może być jakaś woda - a poza tym dałby sobie rękę uciąć, że podczas spadania mignęła mu plaża. Ale kto wie, czy to nie były jakiś halucynacje? Nadal nie był pewien, czy przeżył katastrofę, a co dopiero mowa o szukaniu cywilizacji. - Nie możemy go zostawić - skomentował jej chęci ruszenia w nieznane. - Póki co powinniśmy zostać tu, gdzie jest względnie bezpiecznie. I powinnaś pokazać mi swoją rękę - wyciągnął dłoń w kierunku jej i... O KURWA MAĆ, poczuł mrowienie w swojej chorej ręce. A to nie wskazywało niczego dobrego, ba! przepowiadało najgorsze. W głębi duszy liczył na to, że jest to jedynie fałszywy alarm i niczego po sobie nie dał poznać. Po prostu musiał zobaczyć, czy blondynka nie traci właśnie jednej z kończyn. |
| | | Benjamin Preisner what did Harvard teach you?
Wiek : 37 lat Zawód : podnóżek senatora kongresu Skąd : LA, USA Liczba postów : 200 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : NIE MAM NIC
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 2:11 pm | |
| Nieprzytomność była...cudowna. Nic go nie bolało, nic nie irytowało, nie czuł, że jest cały w błocie, nie martwił się o swojego brata, nie płakał rzewnie za córkami i nie zastanawiał się, czy ubezpieczenie zdrowotne pokryje jego pobyt w szpitalu. Bo przecież biodro, złamane czy tam rozwalone (nie znał się na medycynie zupełnie), na pewno uziemi go w szpitalu. Już widział rząd cyfr długu na koncie, afery z Jolene, sprzedawanie domu i zmuszanie swoich córek do prostytucji, żeby utrzymać rodzinę i... To te niewesołe myśli przywołały go do żywych, przebudzenie więc nie należało do przyjemnych. Zakręciło mu się w głowie, wizja dziesięcioletniej Prudence ubranej w kabaretki i wzorującej się na Miley Cyrus sprawiła, że zrobiło mu się niedobrze. Zapewne zwymiotowałby od razu, brudząc swoją szlachetną brodę, ale psychiczne katusze nagle wydały mu się śmiesznie nieważne w porównaniu z bólem. Tak, znów powrócił, chyba całe jestestwo Benjamina zaczynało kręcić się wokół tych trzech literek. Nie zaczął krzyczeć od razu, wziął kilka głębokich wdechów, próbując ustalić swoje położenie w przestrzeni. Co nie było łatwe, zorientował się, że dalej jest przy nim lekarz (dziwnie wykrzywiony na przystojnej buźce) i ta pobrudzona blondynka. Coś mówili, nie wyłapał znaczenia słów, bo ostrość zmysłów wróciła mu dopiero po kilku dłuższych sekundach. I od razu objawiła się w przerażającym, druzgoczącym, rozpaczliwym i okropnym (możecie tu wstawić dodatkową listę wstrząsających określeń) wrzasku, jaki wydobył się z spierzchniętych ust Jamiego. Radośnie (bądź też nie) oznajmiając swoim wybawicielom, że jednak nie umarł. Ale że bardzo tego pragnie, w tej chwili. Wbił dłonie w miękką ziemię, pod paznokciami miał już milion dziwnych roślin (i zapewne robaków), ale nie był w stanie przejąć się higieną, kiedy jego biodro po prostu....Nie, nie był w stanie tego opisać, przypalanie, wykręcanie, łamanie, duszenie, dławienie; wszystko na raz skoncentrowane w jednym miejscu, ale wesoło promieniujące na całe ciało. Chciał zgiąć się z bólu, co...wywołało kolejną falę cierpienia, łzy z oczu, niknące w brodzie i kolejne agonalne wbicie paznokci w ziemię obok siebie i...w dłoń Rosie, która jakoś napatoczyła się na palce Benjamina. Tyle, jeśli chodzi o miłą pogawędkę i przedstawianie swojej smutnej historii. |
| | | Rosie Howell no one special
Wiek : 26 Zawód : psycholog Skąd : Perth, Australia Liczba postów : 58 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : jodyna, nawilgły bandaż, listek tabletek paracetamolu
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 2:35 pm | |
| Skinęła głową, słysząc uwagę mężcz... Jasona i automatycznie zrobiło jej się głupio, że w ogóle pomyślała o ruszeniu się z miejsca. Zostawienie leżącego w błocie, nieprzytomnego rannego, który swój obecny stan częściowo zawdzięczał właśnie im, wydawało się więcej niż nieludzkie. Nie miała jednak czasu na szczegółowe rozważanie kwestii własnej moralności i tego, jak jej haniebna propozycja wpłynie na jej karmę i życie w kolejnych wcieleniach. Podążając za wzrokiem lekarza, automatycznie przeniosła spojrzenie na złamaną rękę, którą od chwili odzyskania przytomności bezwiednie przyciskała zgiętą w łokciu do tułowia (swoją drogą, szczerze wątpiła, czy byłaby w stanie wyprostować ją choć odrobinę bez mdlenia z bólu), a ta okazała się przybrać kolor rozgotowanej owsianki. Przełknęła głośno ślinę, czując, jak robi jej się niedobrze. Przed oczami natychmiast stanęła jej wizja amputacji, przeprowadzonej na kamieniu, w jakimś szamańskim szałasie. Potrząsnęła głową, stwierdzając, że w trakcie upadku musiała zbyt mocno się w nią uderzyć. - Nic mi nie jest - powiedziała odruchowo, ponownie przekonując bardziej siebie samą niż Jasona, ale obróciła się tak, by mógł obejrzeć złamanie. Przygryzła dolną wargę, obserwując niepewnie jego poczynania i miała właśnie zadać jakieś pytanie, kiedy powietrze rozdarł wrzask. Podskoczyła wystraszona, omal nie zachłystując się zbyt gwałtownie wziętym oddechem. Kilka sekund trwało, zanim zorientowała się, kto właściwie krzyczy, a zapewne trwałoby jeszcze dłużej, gdyby nie uczucie wbijanych w skórę dłoni paznokci. - Cholera - pisnęła pod nosem, na dobre już przypominając sobie o obecności leżącego w błocie mężczyzny, który aktualnie dosłownie zwijał się z bólu. - Whoa, chyba nie powinieneś wykonywać takich gwałtownych ruchów - powiedziała, z trudem oswabadzając rękę i kładąc mu ją w uspokajającym geście na ramieniu. Odwróciła się w kierunku ratownika, rzucając mu bezradne i lekko przerażone spojrzenie. - W tej apteczce nie ma nic, co by mu pomogło? Widziałam tam jakieś leki przeciwbólowe - zapytała z nadzieją. Nie mogła patrzeć na cierpienia rannego. Mogła być w szoku, mogła sama nie czuć się najlepiej, ale wciąż była tą samą dziewczyną, która przynosiła do domu ptaki ze złamanymi skrzydłami i przemycała cukierki choremu na grypę bratu. |
| | | Jason Catalan
Wiek : 30 lat Zawód : Ratownik medyczny Skąd : Sydney Liczba postów : 77 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : paczka m&msów, czapka z daszkiem, wielofunkcyjny scyzoryk
| Temat: Re: BAGNO Nie Paź 13, 2013 3:53 pm | |
| Ciągle towarzyszył mu dokuczliwy ból. Najgorsze jest to, że z każdą minutą stawał się coraz bardziej silny. Nie mógł nic na to zaradzić, bo przecież nie znajdzie teraz niczego na znieczulenie lub złagodzenie bólu. Zrobił to, co mógł i najwyżej będzie czekała go amputacja. Był właściwie pewien, że nie żyje i wszystkie te bajki o Niebie oraz piekle okazały się fałszywe, więc bez różnicy mu było, czy będzie posiadał cztery czy trzy kończyny. Ale... czy czułby jakikolwiek ból, gdyby rzeczywiście nie żył? Musiał odrzucić wszystkie idiotyczne pytania na bok i zająć się bardziej przyziemnymi rzeczami, które odgrywały tutaj pierwszoplanowe role. - Nic? - spojrzał na nią jak na idiotkę, gdy zobaczył stan jej ręki. Była autentycznie sina i nie wyglądało to na zwykłe skręcenia albo stłuczenie. Pozwoliła mu na bliższe przyjrzenie się, więc po krótkim przebadaniu właściwie wiedział, że: - Może być złamana - jednak zanim zdążył zrobić cokolwiek więcej, usłyszał krzyk. I chyba był jeszcze bardziej rozpaczliwy niż ten przy nastawianiu. Nawet nie wiecie, ile Jason by dał, żeby tak po prostu zniknąć, spierdolić jak najdalej. Czuł jakąś dziwną odpowiedzialność, która na nim spoczywała. Czemu nie powiedział, że jest, np. grabarzem? Przynajmniej nikt nie wymagał by od niego więcej niż potrafi, niż jest w stanie znieść. - Nie ruszaj się - wywrócił oczami, skupiając spojrzenie na cierpiącym człowieku, który wyglądał jak Jezus. - Rosie, musimy zrobić coś w stylu wyciągu i jakoś usztywnić nogę. A Ty będziesz musiał poleżeć tak przez parę dni - skomentował z wręcz drażniącym spokojem w głosie. - Nie, tamte leki nie zadziałają. Jeśli będzie bolała Cię głowa, to śmiało, ale nie sądzę, żeby je w ogóle poczuł przy takich obrażeniach - pokiwał głową, ale, szczerze powiedziawszy, myślami był nie przy nodze mężczyzny, a przy swojej ręce, która coraz bardziej go niepokoiła. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: BAGNO | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |