Okropnie się czuła kłamiąc Charlesowi prosto w oczy. Robiła to od kilku tygodni i pogrążała się w coraz gorszym humorze. Tłumaczyła mu to lękiem przed wylotem, podróżowaniem przez tak długi czas nad oceanem. Rozumiał, ale tak naprawdę nic nie wiedział. Bo niby jakim sposobem miałby się domyślić, że jego narzeczona wcale nie jest stanu wolnego? Bo nie była, ale – choć brzmi to jak bzdura wyssana z palca – naprawdę o tym zapomniała. Dopiero po jego oświadczynach uprzytomniła sobie ten fakt. Przez tyle lat starała się to od siebie odepchnąć, a dopiero teraz poczuła jak bardzo zły to był pomysł. Więc leciała do Irlandii pierwszym możliwym, choć trochę okrężnym, lotem. Chciała załatwić to jak najszybciej i miała nadzieję, że obędzie się bez wyjaśniania wszystkiego jej dociekliwej rodzince.
- Kocham cię. – Zarówno ona jak i Charles nigdy nie byli skłonni do głośnego wypowiadania tych słów, ale po raz pierwszy mieli się rozstać na tak długo. – Niedługo wrócę, dbaj o nasz dom i błagam cię, nie zbankrutuj podczas mojej nieobecności. – Uśmiechnęła się szeroko i zanim jeszcze ruszyła do odprawy odłożyła bagaż podręczny na ziemię i pocałowała go. Dopiero teraz, rzeczywiście zaczynała odczuwać strach, którym tłumaczyła się narzeczonemu. Do głowy przyszła jej ogromna przestrzeń oceaniczna i możliwe, że lekko zakręciło jej się w głowie. Słysząc pytanie Charliego o tabletki tylko przytaknęła i pożegnała się, jeszcze nie wiedząc o tym, że nie wróci do niego tak szybko.
Choć przesiedziała sama na krzesełku dobrą godzinę, jeśli nie więcej, cieszyła się, że przyjechała na lotnisko o wiele wcześniej niż robią to normalni ludzie. Może była trochę przewrażliwiona, ale nie mogła się spóźnić na samolot – musiała jak najszybciej dotrzeć do Newbridge i wszystko załatwić. W końcu jednak weszła na pokład i przez dłuższą chwilę spierała się z stewardem o to jakie miejsce ma zająć. Jakiś błąd systemu przypisał ją nie do tej klasy co trzeba i pracownicy nie dali sobie przetłumaczyć, że chce spokojnie usiąść w ekonomicznej, bo inaczej zajmie komuś jego miejsce.
Tak czy inaczej – w końcu usiadła, nie na tyle, ale w środkowej części samolotu. Nie czekała na żadne przypomnienia, ale od razu zapięła pasy w swoim siedzeniu wiedząc, że kiedy usłyszy komunikat o tym, że można je odpiąć – zdecydowanie tego nie zrobi. Czekała jeszcze tylko na to, aż tabletka zrobi swoje i trochę uspokoi jej zszargane nerwy – jakoś musiała przetrwać te kilka godzin.