Nigdy nie pogodzę się ze śmiercią babci. Straciłam najważniejszą osobę w moim życiu, a cała moja rodzina zachowywała się tak jakby nic się nie stało. Jakby wracali z pogrzebu upierdliwej sąsiadki, czując ulgę, że nie będą musieli się z nią dłużej użerać. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie, kiedy zobaczyłam własną matkę szczerzącą się do jakiegoś młodego chłopaka z naprzeciwka. Może trochę przesadzałam, jestem świadoma tego, że zachowywałam się jakbym postradała rozum, jednak w tej chwili takie zachowanie było dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
- Pospiesz się, błagam - wymamrotałam pod nosem, opierając się o maskę samochodu, stojącego na podjeździe babcinego domu. Właściwie to już nie "babcinego", ale o tym nie chciałam teraz myśleć. Chciałam ten ostatni raz zobaczyć znajomą, roześmianą twarz, jednak kiedy tak się nie stało, po raz kolejny tego dnia poczułam znajome uczucie pustki. Zamrugałam szybko powiekami, by się nie rozpłakać, chociaż nie umknęło to uwadze mojej mamy, która do tej pory mnie ignorowała.
- Daj sobie spokój dziecko - przewróciłam jedynie oczami, nie miałam zamiaru więcej z nią na ten temat dyskutować. Doskonale wiedziałam, że nie przejęła się zbytnio śmiercią babci. Obie nigdy się nie tolerowały, dlatego odwiedzaliśmy staruszkę tylko raz do roku, w święta.
- Jak długo można na ciebie czekać? - na to pytanie niestety nie dostałam odpowiedzi. Rodzicielka zgromiła mnie jedynie wzrokiem, kontynuując upychanie walizek do bagażnika. Nie mam pojęcia dlaczego w ogóle zabrała ze sobą tyle rzeczy, skoro przyjechaliśmy tu tylko na tydzień, ale o nic więcej nie pytałam, bo wiedziałam doskonale, że tylko pogorszę swoją sytuację, już i tak kiepską po wczorajszej kłótni o głupią sukienkę. - Wreszcie - mruknęłam zadowolona, siadając na swoje miejsce obok Justina, który jak zwykle próbował wyprowadzić mnie z równowagi, rzucając we mnie gumowym pająkiem, który mama kupiła mu na jakimś straganie. Niestety.
* * *
Nigdy nie lubiłam tłoku na lotniskach. Ludzie w ogóle nie zwracali na nikogo uwagi, pędzili przed siebie, potrącając wszystkich i wszystko co tylko stanęło im na drodze. Zaklęłam pod nosem, kiedy po raz kolejny wpadłam na starszego mężczyznę, który nawet nie zwrócił na mnie uwagi, tylko uparcie brnął przed siebie.
- Słownik - przewróciłam oczami, jednak posłusznie skinęłam głową, strojąc głupie miny za plecami rodzicielki, niczym małe, rozkapryszone dziecko. Żołądek podchodził mi do gardła na samą myśl o podróżowaniu samolotem. Nigdy tego nie lubiłam, dlatego strasznie żałowałam, że babcia mieszka na drugim końcu świata. Przysięgam, że nigdy więcej nie zobaczą mnie na żadnym lotnisku, przynajmniej nie z własnej woli. Szkoda tylko, że ktoś gdzieś tam na górze potraktował moje dziecinne przysięgi zbyt poważnie.
* * *
Westchnęłam ciężko, opierając głowę o zagłówek. Z całych sił starałam się ignorować radosne ujadanie starszego pana, który siedział tuż obok mnie. Jednak mimo dobrych chęci nie potrafiłam. Nie miałam serca tak po prostu milczeć, kiedy staruszek z zapałem opowiadał mi o odwiedzinach u swojego dopiero narodzonego wnuka, bo sama z własnego doświadczenia wiedziałam jakie to uczucie, kiedy ludzie nie zwracają na ciebie uwagi. Niestety nasza miła pogawędka nie trwała zbyt długo, bo najwyraźniej zmęczony mężczyzna po krótkim czasie po prostu zasnął, zostawiając mnie zdaną na brata bezmózga, który siedział wpatrzony w ekran jednego z tych bezwartościowym urządzeń stworzonych do prania mózgów takich osiłków jak on.
Wzruszyłam jedynie ramionami, kiedy spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Nie miałam raczej wielkiego wyboru rozrywki, więc coby nie przysnąć wyciągnęłam z torby podręcznej książkę. Skończyłam czytać ją wczorajszego wieczora, no ale trudno, przez te kilka godzin nic mi się nie stanie, jeśli przeczytam to samo po raz kolejny.
Kiedy samolotem wstrząsnęły pierwsze turbulencje zamarłam na moment, unosząc wzrok znad czytanej książki. Nikt nie wydawał się tym zaskoczony, a mężczyzna obok mnie nadal cicho pochrapywał, dlatego zignorowałam całe zajście, by nie wyjść na histeryczkę. Nawet jeśli nikt nie zwróciłby na to uwagi. Zmarszczyłam delikatnie czoło, zapinając pasy, tak na wszelki wypadek.
Odetchnęłam z ulgą, wracając do ponownego poznawania sielankowego życia dwójki nastolatków z małego miasteczka w Stanach Zjednoczonych, których mimo przeciwności losu połączyło wspaniałe uczucie. Jednak kiedy samolotem po raz kolejny zatrzęsło, zatrzasnęłam książkę, wytrzeszczając oczy. Starałam się ignorować wszelkie wizje piorunów uderzających w samolot, jednak przy trzecim wstrząsie, nie potrafiłam się ich tak po prostu pozbyć. Nie byłam do końca świadoma tego co się dzieje, dlatego siedziałam cicho jak mysz pod miotłą, obgryzając paznokcie i co jakiś czas rozglądając się nerwowo dookoła.