Wysoka brunetka o orzechowych oczach i twarzy pooranej płytkimi zmarszczkami była uosobieniem wszystkich pozytywnych cech. Skupiała w sobie piękno i brzydotę, miłość i nienawiść, po prostu... jak to matka. Oparła się o szafkę, obracając w dłoniach talerz z ulubionej kolekcji i westchnęła ciężko, podnosząc wzrok na syna, który patrzył na nią czarnymi oczami jej byłego męża. Przechyliła głowę i przesunęła dłonią po policzku syna, jakby chciała zapamiętać, jak to jest, mieć go przy sobie. Mieszkał setki kilometrów od Sydney, setki kilometrów od niej. Łączyła ich wspaniała relacja, która zdołała wykształcić się po rozstaniu rodziców. Tristan okazał się dobrym, posłusznym synem, wspierającym matkę w trudnych chwilach. Popierał także związek matki z Carlem, bo... widział, jak na nią patrzy. Był pewien, że może mu zaufać, że mężczyzna pokocha ją tak mocno, jak na to zasługiwała, że nie skrzywdzi jej tak, jak ojciec. I to w głównej mierze dzięki niemu teraz Quinn miała nowego męża. Pomógł jej w uzyskaniu rozwodu kościelnego, co nie było łatwe, aby mogła zawrzeć kolejny związek przed Bogiem, mający wynagradzać kobiecie krzywdy wyrządzone przez nieodpowiedniego wybranka.
- Jesteś pewien, Tristan?
- Mamo, mówiłem to już milion razy. Powtarzam Ci...
- Chcę po prostu wiedzieć. Jest cudowna.
- Kocham ją, ona kocha mnie i...
- Właśnie o to mi chodzi. Widzę, że ona cię kocha. I to bardzo. I wiem, jaki jesteś, synu. Pomimo mojego wychowania, twoje relacje z kobietami...
- Mamo, to już przeszłość. Teraz liczy się tylko Nina.
- Dobrze, synu... Tylko nie zapomnij o tym, że przysięgałeś przed Bogiem. Że masz ją kochać, wspierać i kochać wasze dziecko. Jeśli ją skrzywdzisz...
- Jeśli ją skrzywdzę, to już nigdy nie spojrzę na żadną inną kobietę. Skończyłem z tym, dawno temu.
- Kocham cię, Tristan. Idźcie już, bo spóźnicie się na samolot.
Blackthorne tylko kiwnął głową. Takie słowa po prostu nie mogły przejść mu przez gardło. Emocje, a co dopiero wyrażanie ich za pomocą słów, było co najmniej krępujące. Dla niego, niemal dwumetrowego gościa! Objął Quinn na pożegnanie, uścisnął rękę ojczymowi i wszedł do salonu, w którym czekały na niego dwie najważniejsze osoby w życiu.
Słoneczne Sydney było tym, za czym tęsknił najbardziej, kiedy wieczorami pozwalał sobie na analizę całego dnia, połączoną z przeglądem marzeń i pragnień. I tak, nadszedł ten upragniony moment, kiedy miał okazję, żeby tam wrócić i przypomnieć sobie lata spędzone w Australii. Nie przepadał za samolotami, jednak był to najszybszy środek transportu, umożliwiający odwiedziny u rodziców. No, u matki i jej nowego faceta.
Całe "zamieszanie" wywołane było ciążą Niny, jego żony. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się, że kiedyś będzie komuś tak wierny. I nawet doczeka momentu, w którym ciąża bliskiej mu kobiety będzie dla niego powodem do radości. Spojrzał na siedzącą obok blondynkę, zapatrzoną w odległą przestrzeń za szybą. Odruchowo wyciągnął dłoń i ujął jej rękę, chcąc po prostu poczuć, że jego wymarzone życie nie jest po prostu senną marą, gotową rozpłynąć się w powietrzu, kiedy tylko poczuje się w niej pewnie. Kiedy tylko dowiedział się o tym, że Nina jest w ciąży, nie miał pojęcia, jak się zachowywać. Musi się oszczędzać, to na pewno, przecież dziecko, no... Wiadomo o co chodzi. Chciał nawet wyręczyć ją w pakowaniu, a co dostał w zamian? Wykład o tym, że ciąża to nie choroba, że przecież to tylko ubrania i raczej nie będą polować na płód. Niby tak, ale lepiej dmuchać na zimne! Przechodząca obok stewardessa uraczyła go serdecznym uśmiechem, który zbladł, kiedy ujrzała siedzącą obok niego kobietę. Uniósł tylko brwi, zastanawiając się, czy kobiety naprawdę potrafią być tylko i wyłącznie zazdrosne. Po tylu latach stało się to dla niego nad wyraz irytujące. Rzucił jeszcze okiem na Ninę, która wsadziła w uszy słuchawki, co umknęło jego uwadze. Ogarnęła go nagle niesamowita senność, której poddał się bez walki. No i zasnął, jakkolwiek trudne wydawało mu się to przed kilkoma minutami. Po krótkim czasie otworzył oczy.
Widok przerażonych stewardess, biegających tam i z powrotem oraz krzyk ludzi były dla niego niemiłym zaskoczeniem. Automatycznie spojrzał na Ninę, która niespokojnie złapała się za brzuch. To, co zobaczył przez małe okienko wcale nie było pocieszające. Spokojnie, przecież tylko umrzemy! Złapał się kurczowo fotela i utkwił wzrok w Ninie, mając nadzieję, że jakaś walizka nie spadnie mu na głowę oraz nie straci żony z pola widzenia. Sprawdził tylko, czy mają zapięte pasy i wziął głęboki wdech. Zaczął szeptać tylko: Wszystko będzie dobrze, zaraz wszystko wróci do normy, zmuszając się do nieustannego patrzenia na Ninę. Gdyby spojrzał na całe to zamieszanie... nie byłby w stanie zachować spokoju. Po prostu nie.