|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Jakub Polański
Wiek : 33 Zawód : Pilot Skąd : Sydney Liczba postów : 32 Data dołączenia : 08/10/2013
Ekwipunek : Nic
| Temat: Re: PLAŻA Pon Lis 04, 2013 6:17 pm | |
| Dopiero później zauważył jej ranę na twarzy. Dlaczego jej wcześniej nie widział? Może wtedy bardziej by uważał jak chodzi i nie wpadłby na nią. Chociaż nie to raczej było nieuniknione. Nie był sobą po tym wypadku. Na pewno nie był to dawny uważny Jakub. Przyjrzał się jej teraz bardziej. Potrzebowała pomocy to był fakt. Tylko niby jak miałby jej pomóc? Tak właściwie oprócz rany na twarzy co z nią było nie tak? Leżała na piasku wciąż nie podnosząc się. Nawet bał się ją podnosić, bo co jeśli ma uszkodzone coś w głowie i nie bardzo może się ruszać? Nie chciał jej w końcu zadawać kolejnego bólu, ale też nie chciał jej tak zostawiać. Na pewno wszystko w porządku? - zapytał kucając przy niej, by móc lepiej zobaczyć jej reakcję, która była na pewno dziwna. Patrzyła na niego jak na jakiegoś obcego, z obcej planety. W sumie może i częściowo na takiego wyglądał. W końcu z poszarpanym ubraniem, które wcześniej w szale sam postrzępił i z licznymi draśnięciami skóry przez szkło z samolotu. Te rany na prawdę nawet mu nie przeszkadzały jedynie czasami szczypały, więc i na pewno kobieta ta była bardziej potrzebująca niż on. A on mógł jej to pomoc zaoferować, jakąkolwiek. |
| | | Brit Conally
Wiek : 8 Zawód : uczennica Skąd : Cape Clear, Irlandia Liczba postów : 9 Data dołączenia : 13/10/2013
Ekwipunek : ---
| Temat: Re: PLAŻA Pon Lis 04, 2013 8:04 pm | |
| Nie była świadoma tego, że podniosła się i oddaliła od miejsca swojego ocknięcia dopóki jedynym co widziała dookoła siebie był piasek i woda, z jednej strony, natomiast drzewa i roślinność – z drugiej. Łzy same spływały małej Brit po policzkach i nic nie mogło ich powstrzymać. Pierwszy raz była zupełnie sama, do tego w nieznanej okolicy, ramię zaczynało coraz bardziej boleć i piec, i naprawdę nie wiedziała, co się stało. No bo dlaczego rodzice zostawili ją samą?! To prawda, że nieraz straszyli ją, że ją zostawią, jeśli nie zacznie się ich słuchać, ale przecież wiedziała, że tego nie zrobią! Nie mogli! Niepowstrzymany szloch wstrząsnął ośmioletnim ciałkiem, przekonując dziewczynkę, by usiadła i dała sobie z tym wszystkim spokój. Przecież na pewno zaraz ktoś tu przyjdzie, znajdzie ją i powie, że to tylko zły sen. O, albo obudzi się w swoim cieplutkim łóżeczku, w czyściutkiej pluszowej piżamce! Jednak pamiętała, że oglądała kiedyś film, w którym ludzie umarli w nocy na plaży z wyziębienia, a był to koniec lata, nie początek jesieni. Kiedy zapytała się o to taty powiedział, że taka śmierć jest całkiem prawdopodobna i nieraz się zdarzała. A przecież była o wiele za mała, żeby już odejść, mimo ciągłego powtarzania rodziny, że w niebie jest wszystkiego pod dostatkiem. Przecież musiała odszukać mamę i tatę, którzy pewnie też się zgubili i na pewno bardzo się bali. Słońce coraz bardziej zniżało się za horyzont, ale Brit nie dbała o to, skupiając się na ciągłym maszerowaniu przed siebie. Była taaaka śpiąca, że mogłaby położyć się tu i teraz i zasnąć w ciągu kilku sekund. Ledwo co i przegapiłaby odblask światła i dym unoszący nad pobliskimi drzewami. Nie zastanawiając się nad tym, kto mógł rozpalić ogień, machinalnie ruszyła w tamtą stronę. Może wreszcie znajdzie rodziców i dowie się, co się dzieje? Nie spodziewała się zobaczenia grupki ludzi w różnym wieku, stanie i o różnym wyglądzie. Naprawdę, wyglądali nawet zabawnie! Chociaż sama nie przedstawiała się lepiej z zapłakaną, zapiaszczoną twarzyczką, rozczochranymi włosami i zakrwawionym ubraniem to jakoś nie zwróciła na to uwagę. Jej ciałkiem wstrząsały dreszcze, spowodowane wyczerpaniem i coraz większym chłodem, i miała jedynie nadzieję, że ci państwo pozwolą jej posiedzieć przy ognisku. - Czy widzieli może państwo moją mamę i tatę? Obudziłam się i ich nie było, i pewnie bardzo się martwią, bo nie lubią, gdy jestem sama, a ja nie lubię, gdy się martwią, szczególnie, że są naprawdę kochani. No i chciałabym ich znaleźć i wrócić do domu, bo tu wcale nie jest tak fajnie i naprawdę nigdy więcej nie będę chciała nigdzie lecieć na urodziny, bo to przereklamowane. – Trajkot dziewczynki, mimo, że dość głośny i zwracający uwagę, był pewnie dla większości dość niezrozumiały. Ale cóż poradzić, że miała taki zwyczaj mówienia wszystkiego na jednym wydechu?
|
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Pon Lis 04, 2013 8:53 pm | |
| Dziewczynka wyglądała na przestraszoną, przynajmniej w mniemaniu Daniela - co oczywiście nie było niczym nadzwyczajnym, jeżeli przypomnimy sobie, że dzisiejszego popołudnia przeżyli katastrofę lotniczą, a wkoło wciąż walały się kawałki ciał. W gruncie, to można stwierdzić, że trzymała się całkiem nieźle zważywszy na okoliczności. A może po prostu była w szoku? W przekonaniu tym utwierdził go brak odpowiedzi z jej strony. Chciał już coś powiedzieć, gdy poczuł uderzenie w tył głowy - niezbyt silne, ale na tyle wyczuwalne, żeby cicho jęknął. - Co do... - zdążył ugryźć się w język w ostatniej chwili - nie będzie przeklinał przy dziecku. Podniósł się z ziemi rozmasowując miejsce, w które oberwał. Chwilę później w jego stronę leciał kolejny pocisk - tym razem zdążył jednak zrobić unik. - Zaprowadzę cię - zaproponował, po czym podeszli razem z Sissy do ogniska - Usiądź, ktoś zaraz opatrzy ci nogę - on nie powinien tego robić - może, gdyby nie była dzieckiem to mógłby się o to pokusić, ale teraz, skoro mieli już w drużynie lekarza to należało korzystać z jego usług. Zwłaszcza, że Daniel był w stanie swoją pomocą doprowadzić do stanu, w którym zwykłe rozcięcie na nodze wymagać będzie amputacji całej kończyny. Chociaż... Pech zdawał się go opuścić. Przynajmniej na chwilę. - Ja zaraz wrócę - musiał jeszcze dopaść tego, kto postanowił zabawić się w rzucanie do celu, którym to miał być on sam. Skierował się w miejsce, z którego to wydawało mu się, że dolatują kamyczki. Musiał przedrzeć się przez dość gęste krzaki, ale w końcu mu się to udało i wyszedł na nieco bardziej otwartą przestrzeń. Tutaj jednak panował już prawie kompletny mrok, a blask ogniska znikał za gęstwiną poplątanych gałęzi i liści. - Jest tu ktoś? - zapytał ręką próbując wymacać coś przed sobą. Heather mogło wydawać się, że w końcu przybył jej ktoś z pomocą - zmieniłaby zdanie, gdyby wiedziała, jak kończą ludzie, którym pomaga Daniel. No, ale przynajmniej nie będzie nawozem dla tych tutaj roślinek - pochowają ją na plaży. |
| | | Heather Berson
Wiek : 19 Zawód : Bezrobotna, hoho Skąd : Sydney, Australia Liczba postów : 14 Data dołączenia : 07/10/2013
| Temat: Re: PLAŻA Wto Lis 05, 2013 6:03 am | |
| Czas dłużył się niemiłosiernie, a Heather minuty wydawały się być całą wiecznością. Przez jej umysł przeminął się nawet obraz mężczyzny, który pcha ogromne wskazówki zegara w przeciwnym kierunku... Byleby tylko zwolnić upływ czasu. Chyba Berson nie przywykła do uczucia nudy. Bezsilność, uzależnienie od obcej osoby i beznadziejne oczekiwanie na ratunek zdawały się doprowadzać ją na skraj wytrzymałości. Nawet ból nie był aż tak nieznośny. Nagle usłyszała jak coś… albo lepiej, ktoś poruszał gęstymi gałęziami. Na cale szczęście dla tych biednych drzew, bo jeżeli przekleństwa kotłujące się w głowie Hether mogłyby je ściąć, to wkrótce nie leżałaby w zaroślach, ale na pustkowiu, - Nie, nie ma. - Burknęła pod nosem, i zdawała się być zupełnie niewzruszona. W końcu facet, którzy popatrzył na nią z przerażeniem i uciekł, postanowił wrócić. Ale zaraz, jego barwa głosu wydawała się być zupełnie inna. Słyszała go po raz pierwszy w żuciu… albo tylko tak jej się wydawało. - Czy mógłbyś mnie potraktować jak worek z ziemniakami… bądź coś w tym stylu? - Zapytała i próbowała wypalać jakieś szczegóły z twarzy mężczyzny, jednak stał on za daleko. Widziała jedynie niezbyt wyraźny sylwetki na tle ledwo wpadającego tam światła. Niespodziewanie nadeszła kolejna fala bólu. Tak silna, że dziewczyna chciała krzyczeć, ale zacisnęła jedynie zęby i zasyczała głośno. Uczucie było silne i rozchodziło się niemalże po całej nodze. Zaklęła pod nosem. Czekała aż nieprzyjemne pulsowanie zmaleje na tyle, by mola skupić się na czymś innym niżeli bólu. Dotyk, próba rozmasowywania zupełnie nie pomagała. - Chociaż chyba mam lepszy pomysł… Nie ma tutaj nigdzie mojego telefonu? Właśnie, telefon. Jedyna rzec, której potrzebowała bardziej niż pomocy.
|
| | | Francesca Callaway
Wiek : 31 Zawód : wicegubernator stanu Kalifornia Skąd : Los Angeles Liczba postów : 30 Data dołączenia : 11/10/2013
Ekwipunek : xxx
| Temat: Re: PLAŻA Wto Lis 05, 2013 7:56 am | |
| Ona też nie widziała wcześniej swojej rany. Właściwie nadal jej nie widziała, ale może to i lepiej. Jej arystokratyczna twarz niemalże stworzona do zdjęć dziennikarzy w gazetach teraz prezentowała się tragicznie. Jakaś klapka w mózgu Callaway musiała się odblokować (na nieszczęście), bo zranione miejsca zaczęły ją boleć dopiero od niedawna, gdy buchające ciepło wysuszało ją z tej wody zmieszanej z paliwem. Mogła się ruszać. Nie leżała jak kłoda bez żadnego drgnienia, siedziała jak wiele innych osób przy ognisku. Mężczyzna (tak, dopiero po pewnym czasie zakwalifikowała go do tej grupy) musiał mieć naprawdę problemy z orientacją, skoro na nią tak po prostu wpadł. Naprawdę… Słyszała jego słowa tysiące razy, wyczuła w jego głosie te nuty troski, ale nie potrafiła zrozumieć, co do niej mówi. Mogła się tylko domyślać. Czy coś się pani stało? Bardzo panią boli? Straciła pani kogoś w katastrofie? - Dziękuję za pańską troskę. Myślę, że przeżyję – powiedziała więc uniwersalnie w jedynym języku, który pamiętała – po niemiecku. Wyzbyła się nadziei, że ktokolwiek ją zrozumie, ale mocno skupiała się na tonie, który był w tym momencie jednym z niewielu narzędzi, jakimi mogła się posłużyć w komunikacji. Uśmiechnęła nikle, ledwo unosząc kąciki ust, w których ciągle czaił się ten przeszywający ból promieniujący od policzka, ale chciała mężczyznę uspokoić, że wcale nie zamierza go rozstrzelać po swoich niemieckich słowach. Odsunęła ręce od twarzy jak najdalej, żeby nie widzieć na nich własnej krwi. Starając się wyrównać oddech, spojrzała z tym niezachwianym spokojem i opanowaniem na postać, która teraz kucnęła przy niej tak, że w świetle niewielkiego ogniska mogła dostrzec rysy. - To pan był pilotem – oznajmiła bez żadnego oskarżenia w głosie, ot – zwykłe stwierdzenie faktu. Lubiła wiedzieć, z kim podbija niebo (ewentualnie z niego spada, o czym zdążyła się dzisiaj przekonać). W takiej ciemności (ognisko nadal było niewielkie) nie była w stanie dostrzec jego stanu czy porwanych ubrań. To świat stał się dla niej obcy, bo nie potrafiła zrozumieć znanych sobie słów, nawet tej małej dziewczynki, na którą spojrzała. Musiała stracić rodziców. A może po prostu było jej zimno? |
| | | Jakub Polański
Wiek : 33 Zawód : Pilot Skąd : Sydney Liczba postów : 32 Data dołączenia : 08/10/2013
Ekwipunek : Nic
| Temat: Re: PLAŻA Wto Lis 05, 2013 9:06 am | |
| Miał wrażenie, że nie zrozumiała go. Wyczuł to po jej wzroku. Nie słyszała? Nie to chyba nie to. Nie mówiła po angielsku? Tak to chyba było to. Dopiero po usłyszeniu jej słów zrozumiał, że nie mówiła po angielsku, ale jednak.. Chyba takie miał wrażenie nieco zrozumiała co do niej powiedział. Tylko szkoda, że nie przykładał się do niemieckiego w swoich latach młodości. Zresztą czy ktokolwiek mógłby pamiętać wszystkie wyuczone słowa po tylu latach przerwy nauki? Nie raczej nie. Dlatego był pewny tylko tyle, że to był niemiecki. Znajomy dla niego, ale niestety tylko znajomy. Próbował zrozumieć choć jedno słowo z jej zdania, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Ale po uśmiechu wywnioskował, że nic jej nie jest, a przynajmniej nic poważnego. Drugie zdanie, czy to było stwierdzenie? Tak raczej stwierdzenie. Zrozumiał słowo "pan". Aż się ucieszył w środku z tego powodu, czyli jednak jedno słowo zrozumiał! I chyba mówiła coś o nim, tylko co? Tego już nie był pewny, ale próbował wysilić swoje szare komórki przypominając sobie, co znaczyło ostatnie jej słowo. Bo pewnie w nim był cały sens, tak czuł, ale niestety zbyt dawno uczył się niemieckiego i zbyt słabo się do tego przykładał, ale na pewno je kiedyś znał. Jakub skup się! - Może... Mówisz po polsku? - zapytał mówiąc pierwsze słowo jeszcze po angielsku, ale kolejne po polsku z nieczystym akcentem, bo w końcu przez tyle lat, co mieszkał w Sydney to już wyuczył się akcentu bardziej angielskiego niż polskiego, ale wciąż potrafił mówić po nim biegle, w końcu to był jego ojczysty język. Miał nadzieję, że może była Niemką, a w końcu Polska to sąsiad Niemiec, więc.. może i tej język znała? Miał nikłą i głupią nadzieję, ale na prawdę nie wiedział czemu chciał się z nią dogadać. Tylko niby jak to zrobić? |
| | | Lilith Boulet how to be a porcelain doll
Wiek : 29 Zawód : dziennikarka Skąd : Portland, AUS /Ontario, US Liczba postów : 176 Data dołączenia : 28/09/2013
Ekwipunek : latarka, męska bluza i klucze
| Temat: Re: PLAŻA Wto Lis 05, 2013 1:35 pm | |
| Noc zdawała się być taka długa, a jej powieki stawały się coraz cięższe. Jak długo to jeszcze potrwa? Ile czasu będą w stanie normalnie rozmawiać, organizować się? Kiedy zaczną umierać z głodu i napadać na siebie nawzajem jak dzikie zwierzęta? Lilith nie miała przed oczami niczego innego, jak tylko przerażającej wizji upadłego człowieka, który za pan brat jest tylko z instynktem przeżycia. Odeszła nadzieja ratunku, czystych opatrunków, domu. Pozostała ciemność, rozświetlana jedynie małym ogniskiem i snopem światła z latarki. Nic, co dobre, nie mogło już nawiedzić Lilith. Mężczyzna o imieniu Maxim prawdopodobnie znalazł coś w walizce, gdyż zwrócił na nią szczególną uwagę. Lilith siedziała bez ruchu, wpatrzona w jeden punkt, nadal mając w ręku latarkę. Ze wszystkich szumów, rozmów i szlochań wyłonił się jeden dziecięcy głosik, który rozległ się gdzieś niedaleko niej z lewej strony. Skierowała latarkę w tamtym kierunku i ujrzała drobniutką dziewczynkę, zupełnie samą i paplającą coś o urodzinach. Wyglądała na bardzo przestraszoną, więc Lilith, tknięta impulsem, dźwignęła się na nogi i podeszła do dziewczynki, pochylając się przy niej. Nie mogła kucnąć ani klęknąć, nie była już w stanie. - Cześć, jak masz na imię? Ja jestem Lilith. Tutaj będziesz bezpieczna, podejdź bliżej ognia. Jutro poszukamy twoich rodziców - powiedziała najłagodniej jak potrafiła. Dlaczego to zrobiła? Dlaczego do niej podeszła? Normalna Boulet nigdy nie zwróciłaby najmniejszej uwagi na dziecko w potrzebie - przecież jest tutaj tyle ludzi, którzy lubią cudze dzieci bardziej niż ona! Tymczasem jakiś impuls, kryjący się gdzieś w niej, kazał jej wstać, chociaż sama poruszała się i mrugała powiekami ostatkiem sił. Uśmiechnęła się do dziewczynki - chociaż nie wiedziała, czy było to widoczne - i dotknęła jej ramienia, podprowadzając ją bliżej ognia. Zobaczyła sylwetkę drugiej dziewczynki, nieco wyższej, siedzącej przy ogniu i postanowiła posadzić tam dziecko. Sama usiadła pomiędzy dziewczynkami, żeby nie czuły tak wielkiego strachu. Gdyby tylko mogła, oddałaby im całą garderobę, ale sama trzęsła się z zimna, zresztą bluzy starczyłoby tylko dla jednej. Lilith Boulet niosąca otuchę oraz iskierkę dobroci? To było tak, jakby istotka pod sercem kierowała nią i patrzała jej oczami. Łagodnymi, matczynymi. |
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: PLAŻA Wto Lis 05, 2013 5:02 pm | |
| Noc spędzona na tropikalnej wyspie powinna być dla Was doskonałą rozrywką i oderwaniem od normalnego przeciętnego życia. To nic, że jesteście w szoku po katastrofie i odczuwacie przeróżne obrażenia - możecie zachwycać się nieskazitelnie czystym niebem i widocznym na nim gwiazdami...Które może wskażą drogę ekipom ratunkowym? Nigdzie ich jednak nie widać, żadnych świateł i żadnych kamer, ale kto wie, może jutro przybędą dziennikarze żądni wywiadu i Wasi agenci ubezpieczeniowi? Miejcie nadzieję i...witajcie radośnie pierwsze promyki słońca. Noc minęła spokojnie, nic Was nie zaatakowało, ognisko przygasło dopiero nad ranem i właściwie moglibyście się Wyspać, gdyby nie jęki umierającej Niny i Tristana. Obrażenia wewnętrzne okazały się zbyt poważne i nie było szans na udzielenie im pomocy, tak samo sprawa miała się z bardzo wrażliwą Magdalene. Przynajmniej dołączyła w spokoju do swojej siostry.
Możecie dokończyć jeszcze gry wieczorne, ale bardziej nastawcie się na opisywanie DRUGIEGO DNIA NA BEZLUDNEJ WYSPIE, która wita Was słoneczną pogodą i stopniowo rosnącym upałem. Wasze obrażenia słabną, ale...chyba zaczynacie być głodni? O pragnieniu nie wspominając? |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Wto Lis 05, 2013 6:48 pm | |
| Powinien był się spodziewać, że trafi w tych krzakach na jakąś żywą duszę, ale mimo to, słysząc odpowiedź dobiegającą gdzieś z mroku przed nim nieco się przestraszył. Ot, nic wielkiego, ciśnienie skoczyło mu trochę do góry, w gardle coś ugrzęzło, ale w sumie nie było najgorzej. Na szczęście dość szybko zdołał ocenić sytuację. Kobiecy głos. Po wypowiadanych przez nieznajomą kwestiach doszedł do wniosku, że ta musi albo majaczyć, albo jest w takim szoku, że sama nie wie, co wygaduje. Skoro już tutaj przyszedł i okazało się, że dziewczyna nie rzucała w niego kamieniami dla zabawy (chyba, bo tego jeszcze nie zdążył ustalić do końca), to mógł jej pomóc. - Oberwałem twoim kamieniem - czy się uskarżał? Nie sądzę. - Worek z ziemniakami? - zapytał wyraźnie zaskoczony dość dziwną propozycją i chwilę mu zajęło zanim zrozumiał o co też może chodzić. Na szczęście czas ten poświęcił na powolne zbliżenie się do leżącej na piasku kobiety. Robił to dość powoli nie chcąc jej przypadkiem nadepnąć - a znając Daniela było to bardzo prawdopodobne. - Ktoś zajmie się twoją nogą jak już dojdziemy do ogniska - uprzejmie uprzedził ją, że on się na tym nie zna i nie będzie tego robił, a co za tym idzie - dziewczyna pocierpi jeszcze trochę. Wziął głęboki wdech, po czym pomógł nieznajomej wstać, co oczywiście odbyło się w akompaniamencie jej okrzyków, czy też syczenia z bólu. - Telefon? - o swoim prawie zapomniał! Znaczy, nie zapomniał, ale zdążył spisać go już na straty. Jeszcze w samolocie Frank zdążył coś z nim zrobić, a po katastrofie pewnie w ogóle nie nadaje się do użytku. - Poszukamy go później - jeżeli do rana nie pojawi się pomoc to będzie musiał poszukać też swojego - kto wie? Może jakimś cudem okaże się, że jest tu zasięg i będą mogli wezwać pomoc? Droga do ogniska musiała Heather dłużyć się dość niemiłosiernie zważywszy na jej złamaną nogę i niezbyt fachowe ruchy Daniela, który starał się jak mógł, ale niezbyt mu ta pomoc wychodziła. W końcu jednak dotarli na miejsce. Później działo się wiele, wliczając w to zapoznanie się Daniela i Heather, opatrzenie jej nogi przez jednego z rozbitków (który znał się na tym lepiej niż pan Wright) i długa noc. Siedział pod jedną z palm, dokładnie pod tą samą, spod której jakiś czas temu wstał, by pomóc dziewczynce i przytargać tu pannę Berson. Tym razem miał jednak czas na pociągnięcie łyka z butelki - niezbyt dużego, w końcu alkohol może przydać im się do innych rzeczy - przy czym bez tego łyka trudno byłoby mu spędzić tutaj noc. Wprawdzie okoliczności przypominały australijskie bezdroża, również pogrążone w mroku, równie przerażające i nieprzyjazne. Wówczas jednak nie znajdował się w bliżej nieokreślonym miejscu otoczony rannymi i umierającymi. Następnego ranka obudziły go promienie słońca i szum morza. Jak długo spał? A może ważniejsze - kiedy zasnął? Określenie tego momentu zdawało się niemożliwe, ale przez krótką chwilę wydawało mu się, że leży na plaży, podczas zaplanowanych na ten rok wakacji. Szybko jednak dotarło do niego, że do morskiego kurortu temu miejscu jest daleko... Sądząc po wysokości słońca nad horyzontem musi być jeszcze dość wcześnie. |
| | | Sophie Clemons
Wiek : 25 Zawód : pilot wycieczek Skąd : Los Angeles Liczba postów : 86 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : butelka wody, kaszmirowy szal, ładowarka do telefonu z długim kablem
| Temat: Re: PLAŻA Wto Lis 05, 2013 7:48 pm | |
| Cóż mogła robić Sophie póki sen ją nie zmorzył? Zapewne mogła przegadać jakiś czas z towarzyszką niedoli. Opisać jej co widzi, bądź próbuje wypatrzeć w mrokach nocy. Może jakby wystarczająco prosiła, to Evelyn poszłaby za nią, prowadzona jej głosem? Tylko gorzej gdyby dziewczyna zaszłaby już za daleko. Nieszczęście gotowe. Kolejne. Ale nie pierwsze i nie ostatnie. Clemons nie miała okazji nawet, znaleźć cokolwiek mogące posłużyć jej za prowizoryczne łóżko. Po prostu położyła się na piasku, głowę kładąc na chuście, którą znalazła. Może nie obudzi się z twarzą w piasku, albo jakimś skorpionem w uchu? Aż się wzdrygnęła na samą myśl, ale zmęczenie wzięło górę i kobieta momentalnie zasnęła. Po otwarciu oczu, nie pamiętała żadnego snu. Zmęczony organizm, chyba nawet nie chciał przetwarzać żadnych obrazów ostatniego dnia. Sophie po prostu została wyłączona na kilka godzin, dzięki czemu mogła otworzyć oczy, względnie wypoczęta. Nawet przeciągnęła się jak gdyby nigdy nic i przewróciła na bok, na moment zapominając o swym stanie. Złamana noga, teraz naruszona, zabolała ostrzegawczo,a Sophie od razu podniosła się do pozycji siedzącej. Chyba tylko po to, by wytrzepać piach z ucha, który wdarł się tam bez względu na materiał pod głową. Blondynka rozglądnęła się wokoło i odszukała butelkę wody, która powinna jeszcze leżeć obok. Była! Jak to dobrze. Odkręcony korek wylądował na kolanach i zaraz część butelki została opróżniona. - No i co teraz? Mruknęła sama do siebie i poprawiła opatrunek na czole, któremu zapewne znowu przydałaby się zmiana. Tak samo jak jakiś drapak do złamanej nogi. Sophie zasyczała przez zęby, próbując dobrać się do miejsca, które zaswędziało. Nie było na to szans, zważywszy na podłokietniki, broniące dostępu do skóry. Męcz się kobieto! Mały głosik zadrwił z panny Clemons, która zacisnęła tylko zęby i szybko zakręciła tą resztkę wody, jaka jej została. W brzuchu głośno zaburczało, bo było równie nieprzyjemne, co normalne. Sophie położyła dłoń na brzuchu i mrużąc oczy, spojrzała w stronę wraku. Tam pewnie leżało tyle żarcia! Znajdzie się dobra dusza, by nakarmić resztę? |
| | | Evelyn Ferguson
Wiek : 22 Zawód : Studentka Skąd : Sydney Liczba postów : 21 Data dołączenia : 13/10/2013
| Temat: Re: PLAŻA Sro Lis 06, 2013 7:14 pm | |
| Jedyne na co było stać Ev, to położenie się na piasku i po pewnym czasie zaśnięcie. Koniec imprezy na ten dzień. Nie miała żadnych snów. Chyba, że były ty sny o rzeczywistości, która była tak samo czarna. W każdym bądź razie po obudzeniu się przez dobre 10 minut nie miała odwagi otworzyć oczu. Bała się tego co zobaczy, a raczej tego, czego nie zobaczy. Chciałaby zobaczyć cokolwiek. Chociażby to miały być trupy przyjaciół. I rodziny. Chociaż to drugie chyba by mniej ją przejęło. Nieważne, chciałaby odzyskać wzrok. Tak to jest, że człowiek nie docenia tego, co ma. Teraz po prostu ja szlag trafiał i bała się, ze w niedługim czasie zacznie świrować. Bo głodować już zaczynała, o czym przypominał jej co chwile żołądek krzyczący „jeeeść!”. No i co teraz? Gówno. Może w końcu ktoś znajdzie biednych rozbitków rozwalonych na plaży i, za niedługo, zdychających z wszystkiego. Ev już nawet straciła nadzieję na znajomy głos, po prostu siadła i zaczęła ryczeć kryjąc twarz w dłoniach. I tak nikt nie zauważy. I tak wszyscy mają ważniejsze sprawy. Z tego co słyszała, to był jeszcze jeden ślepy albo niedowidząy, koles którego przezywali Inhalator, koles rozkazujący i „różowe rambo” o płci niezidentyfikowanej. I jakaś mała dziewczynka/ chłopiec, która/ który szukał swoich rodziców. Którzy prawdopodobnie teraz grillują sobie kiełbaski na podwórku przed domem świętego Piotra. Ewentualnie sa kiełbaskami na grillu u diabła. Cokolwiek. |
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: PLAŻA Pon Lis 11, 2013 1:36 pm | |
| Słońce na niebie stoi coraz wyżej i praży coraz mocniej, nagrzewając piasek i słony ocean (którego woda nie nadaje się do picia, a na który tak tęsknie spoglądają wszyscy spragnieni). Nastaje duszny dzień na Wyspie, a ratunku nadal nie widać. Rozbitkowie muszą wziąć sprawy w swoje ręce, więc w końcu słychać hasło - wyprawa po wodę ( zostawiam dowolność w wyborze głównego inicjatora/grupki inicjatorów). Grupa osób przygotowuje się, zabiera cały swój ekwipunek (kto wie, wszystko może się przydać) i zbiera pojemniki z plaży i rozrzuconych bagaży (na każdą osobę, która będzie brała udział w wyprawie, przypada jedna pusta litrowa butelka). Ruszacie z plaży i wnikacie w rząd drzew przy plaży. Na początku panuje ciemność i gęstwina, przez którą zaraz się przedzieracie i znajdujecie się na samym początku BORU HEBANOWCÓW. Tam zaczynacie rozgrywkę. Jest niezwykle duszno i gorąco, słychać śpiew egzotycznych ptaków, które zagłuszają wszelkie inne odgłosy. Pamiętajcie, że NIE możecie sami posuwać akcji do przodu. |
| | | Sophie Clemons
Wiek : 25 Zawód : pilot wycieczek Skąd : Los Angeles Liczba postów : 86 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : butelka wody, kaszmirowy szal, ładowarka do telefonu z długim kablem
| Temat: Re: PLAŻA Pon Lis 11, 2013 2:08 pm | |
| Sophie nie siedziała długo w miejscu. Tkwienie na odsłoniętej powierzchni, w pełnym słońcu, nie było dobrym pomysłem i kobieta przy pomocy kija, podniosła się z rozgrzanego piasku. Tak bardzo marzyła, by odnaleźć swój bagaż. Herbatniki jakieś miała tam wciśnięte między ciuchami. Na pierwsze śniadanie byłyby w sam raz, chociaż blondynka najbardziej miała teraz ochotę na napój pełen kostek lodu. Resztka wody jaką miała w butelce została przed chwilą wypita i Sophie zaczęła martwić się brakami jakie panowały w gronie wszystkich rozbitków. Głosy mówiące o wyprawie po wodę, podniosły ją jednak na duchu i Clemons spojrzała na chętne osoby. Sama pierwsza zagłębiłaby się do lasu, licząc na jakiś strumień albo sklep monopolowy. Może dałoby soku na krechę zakupić? Sophie zerknęła w stronę wraku samolotu i powoli ruszyła w jego stronę, rozglądając w nadziei na odnalezieniu... czegokolwiek pomocnego. |
| | | Rufus Payne
Wiek : 36 lat Zawód : groomer Skąd : Los Angeles Liczba postów : 22 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : butelka wody mineralnej, czekoladowy batonik, zeszyt
| Temat: Re: PLAŻA Czw Sty 02, 2014 3:02 pm | |
| Rufus nie pamiętał momentu, w którym oddzielił się od towarzyszącej mu kobiety. W pewnej chwili po prostu znikła mu z oczu, pozostawiając biedaczka samego na pastwę identycznie wyglądających drzew i ścieżek. Mężczyzna początkowo starał się nie panikować, choć jego pełne nienawiści do pieszych wędrówek serduszko z przerażenia biło coraz mocniej. Wzrok mu się trochę mącił i stawał niewyraźny, po części ze strachu, po części ze zmęczenia. Trwogę wzmógł fakt, że oto, gdy już myślał, że gdzieś dotarł, wyszedł do tego samego wraku, od którego swą niefortunną podróż rozpoczął. Nie miał pojęcia, co robić. Wołać o pomoc? Niee, jeszcze by ktoś pomyślał, że sam sobie radzić nie potrafi (co, tak na marginesie, oczywiście było prawdą)! Poza tym trochę się bał podnosić głos pośród niepokojąco cichej dżungli. Jeszcze jakieś jaguary, rdzenni kanibale, lotopałanki karłowate, czy inne łaknące krwi potwory przybędą i co wtedy będzie? Co gorsza, zmierzchało i zaraz miała zapaść czarna jak terier rosyjski noc, a wędrówka w takich warunkach dla Payne'a leżała grzecznie w szufladce oznaczonej etykietą „niewykonalne”. Poza tym zmęczenie i nieopatrzone rany zaczynały mocno dawać mu się we znaki. Z takich oto przyczyn postanowił poczekać w okolicach wraku na świt, by wtedy ponownie podjąć wędrówkę. Trochę się przekimał, ale było mu diabelnie zimno, więc przez większość nocy na przemian zapadał w niespokojną drzemkę i łaził w kółko, coby nie zamarznąć na śmierć. Choć niewiele wypoczął, a ból po oparzeniach wręcz się podwoił, to panika nieco zelżała. Że był gotów na dalszą podróż to zbyt wiele powiedziane, ale potrafił przyjąć do wiadomości, iż musi dotrzeć do ludzi i odnaleźć ekipę ratunkową, która sama już pewnie go od dawna szuka. Ależ się zdziwią, kiedy on znajdzie ich pierwszy i obrzuci opieprzem stulecia! Toteż gdy tylko ledwie zaświtało, ruszył dzielnie w drogę. Wędrówka zdawała się cięższa niż wczoraj; co chwila potykał się o jakieś konary i musiał robić sobie przerwy, żeby odzyskać oddech. Parę oszczędnych łyków wody, na które od czasu do czasu sobie pozwalał, również niewiele pomagało. I gdy już ledwo stawiał kroki, powoli chcąc się poddać, drzewa nieco przerzedły, a jego oczom zaczął powoli ukazywać się widok wręcz wzruszający. Czuł się jak w bożonarodzeniowy poranek; z błyszczącymi radością oczami dziecka otwierał swój wymarzony prezent – oto ujrzał plażę, na której znajdowali się inni przedstawiciele mistycznego gatunku homo sapiens, w którego istnienie zaczynał z wolna powątpiewać. Rufus, wciąż bez żadnego nakrycia na górnej części ciała, podrapany przez konary, zmęczony i ledwie posuwający się do przodu był widokiem iście tragicznym. Przypominał bardziej zwiastun apokalipsy zombie, niźli człowieka. Nie udało mu się zajść zbyt daleko, bo potknął się o własne nogi i zgrabnie wyglebał, fundując swemu tyłkowi bliskie spotkanie z piaskiem. Póki co, nie był w stanie się odezwać, czując, że zaraz zemdleje z wycieńczenia i bólu. Wyciągnął znalezioną wcześniej małą butelkę wody i wypił resztki jej zawartości, po czym po prostu przymknął oczy, usiłując uspokoić oddech. Na jakąkolwiek inną czynność sił mu już brakło. Czekał, aż ekipa ratunkowa przybędzie mu na pomoc, wpakuje do jakiegoś helikoptera i wreszcie będzie mógł opuścić to przeklęte miejsce. Albo Bozia zabierze go do nieba. Było mu już wszystko jedno. |
| | | Lilith Boulet how to be a porcelain doll
Wiek : 29 Zawód : dziennikarka Skąd : Portland, AUS /Ontario, US Liczba postów : 176 Data dołączenia : 28/09/2013
Ekwipunek : latarka, męska bluza i klucze
| Temat: Re: PLAŻA Czw Sty 02, 2014 3:50 pm | |
| Poranek? Dzień? Ile czasu minęło, odkąd zamknęła oczy, wyczerpana poprzednim dniem pełnym wrażeń? Obudziła ją duchota oraz żar, który lał się z nieba. Nie potrafiła dłużej leżeć, więc podniosła się powoli, otrzepując z ubrania oraz nóg wszechobecne ziarenka piasku. Tak, spała na piasku tuż przy ognisku, po którym teraz pozostała tylko czarna kupka popiołu. I wokół niej nikogo, kto także jeszcze wylegiwał się w prażących promieniach. Nie chciała wiedzieć jak wygląda jej twarz po kilku godzinach spędzonych w pełnym słońcu. Z prędkością światła zrzuciła z siebie ciepłą bluzę, która w tej chwili stała się dla niej ciężarem i odetchnęła z ulgą. Trochę lepiej. Rozejrzała się po plaży, na którą - jak dobrze pamiętała - trafiła wczoraj już po zmierzchu. Obok niej nie było już nikogo, kogo spotkała wczoraj, chociaż nieco dalej jacyś ludzie kręcili się niczym zombie, bez konkretnego celu, całkowicie owładnięci pierwotnymi pobudkami. Pewnie też są tak głodni i spragnieni jak ja... - pomyślała, po czym jak na zawołanie głośno zaburczało jej w brzuchu. Starała się nie myśleć o skurczonym żołądku oraz suchości w gardle. Powoli się podniosła. W świetle dnia mogła ocenić jak duży obszar zajmuje plaża i czy w pobliżu znajduje się coś, co choć trochę przypomina ekipy ratownicze. Niestety rozczarowała się. Jak zawsze. Gdy poruszyła się w stronę brzegu, przypomniały o sobie wymęczone i bolące mięśnie oraz poparzone uda. Nadal nie mogła nic z nimi zrobić, ale na szczęście udało jej się przebrać w jakąś okropną, różową sukienkę, której materiał nie dotykał zaognionych miejsc. Od oceanu czuć było przyjemny chłód, który otoczył jej stopy, kiedy wkroczyła na boso do oceanu. Zwilżyła ręce, twarz oraz spierzchnięte wargi i wyprostowała się, pierwszy raz czując się w miarę dobrze. Pomimo pesymistycznych myśli musiała jakoś nauczyć się funkcjonować, przynajmniej do tej pory, aż ich nie znajdą. Całkiem możliwe, że po prostu jeszcze do nich nie dotarli. I znów wracała myśl, na jak dużym pustkowiu się znaleźli... Może ktoś, ktokolwiek już wiedział coś więcej? Po ponownym zwilżeniu skóry odwróciła się do plaży i ruszyła w kierunku ludzi. Chyba czuła już jakąś niewidzialną więź między nimi albo po prostu brakowało jej towarzystwa? Dziwne, bardzo dziwne. Gdy znalazła się bliżej ludzi (uderzył ją niesamowity spokój i pustka tego miejsca), zauważyła mężczyznę, który pomógł jej w samolocie i... którego zgubiła w dżungli! Poszukała w myślach jego imienia, ale przecież nadal go nie poznała. - Dobrze cię widzieć - stwierdziła i oceniła to, jak wyglądał. Z przyspieszonego oddechu można było przypuszczać, że dopiero wrócił z dżungli albo wyruszył tam z powrotem jakiś czas temu. - Widzę, że udało ci się dotrzeć. Wiesz co się dzieje? Gdzie są wszyscy? Gdzie jesteśmy? - zasypała go, biednego, gradem pytań, ale właściwie tylko jego znała tutaj trochę bardziej niż resztę. Czuła się taka zagubiona. |
| | | Rufus Payne
Wiek : 36 lat Zawód : groomer Skąd : Los Angeles Liczba postów : 22 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : butelka wody mineralnej, czekoladowy batonik, zeszyt
| Temat: Re: PLAŻA Czw Sty 02, 2014 10:11 pm | |
| Kiedy ponownie otworzył oczy, nie ujrzał tego, czego się spodziewał. Nie była to ekipa ratownicza ani tym bardziej Bóg, lecz znajoma-nieznajoma, którą wczoraj zgubił podczas wędrówki przez dżunglę. O dziwo, choć nie zwiastowała rychłego ratunku, to spotkanie z nią i tak niezwykle ucieszyło Rufusa. Nawet nie zdążył poznać imienia kobiety, ale wciąż widok twarzy kogoś znajomego był miłą odmianą dla identycznie wyglądających drzew i krzaków. Lepszy rydz niż gołąb na dachu. Czy jak to tam leciało. Treść słów kobiety docierała do niego bardzo powoli. Pokiwał wolno głową, prawie jak ktoś opóźniony umysłowo i zwilżył językiem wargi, by wreszcie dobyć z siebie wyjątkowo chrapliwego głosu. – Nie ma tu ekipy ratowniczej? Spóźniają się? – spytał głupio, rozglądając się na boki. Jakichś ludzi widział, ale żaden z nich nie wyglądał na potencjalnego goprowca czy toprowca. Zmarszczył brwi, pozwalając powoli dotrzeć do jego móżdżka informacji, iż, być może, na ratunek będą musieli poczekać dłużej niźli początkowo przewidywał. Przeniósł zmartwiony wzrok na kobietę, jakby oczekiwał od niej pocieszenia. Dobrze wiedział, że go nie otrzyma. Jej pytania sugerowały raczej, że to ona czeka na jakieś słowa otuchy. Niestety, nie znał odpowiedzi na żadne z jej pytań. Gdyby ich nie zadała, zapewne sam zapytałby ją o to samo. – Szukałem innych, ale nikogo nie spotkałem – oznajmił, cooo, no, było prawie zgodne z prawdą. – Oprócz dzikich zwierząt. – Ta, chyba świerszczy. Głupio jednak byłoby tak po prostu przyznać, że się zgubił bez przewodnika, więc stwierdził, iż parę ubarwień nieco usprawiedliwi jego spóźnienie. Mężczyzna ponownie rozejrzał się po plaży, tym razem nie po to, by naiwnie szukać wzrokiem ratowników, ale po prostu, żeby napawać się widokiem innych ocalałych. Choć Rufus czuł się najbardziej pokrzywdzonym ze wszystkich osób na świecie, to i tak świadomość, że nie siedzi w tej beznadziejnej sytuacji sam, przynosiła mu pewną ulgę. I chociaż Payne twierdził inaczej, to prawda była taka, że samotnie nie przetrwałby tu prawdopodobnie ani dnia dłużej. Jedna noc to i tak niezły wynik jak na jego możliwości! – W każdym razie, ciebie też dobrze widzieć – stwierdził, nieco zaskoczony prawdziwością własnych słów. Miło było wiedzieć, że trudy, jakie dzielny superbohater Rufus musiał przejść w celu uratowania tejże niewiasty, nie poszły na marne i nie pożarły ją po drodze żadne niedźwiedzie polarne. Skrzywił się lekko, gdyż jego poparzone ramię postanowiło nieco intensywniej dać o sobie znać. Spojrzał na ranę z zatroskaniem. I nim przemyślał swe słowa, jako naczelny panikarz wypalił: – Myślisz, że trzeba to amputować? |
| | | Sophie Clemons
Wiek : 25 Zawód : pilot wycieczek Skąd : Los Angeles Liczba postów : 86 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : butelka wody, kaszmirowy szal, ładowarka do telefonu z długim kablem
| Temat: Re: PLAŻA Pią Sty 03, 2014 10:32 am | |
| - MOŻE BYŚCIE TAK NAS URATOWALI! Rozległ się krzyk na plaży i wcale nie był on radosny. Sophie po wydawałoby się trwającym wieczność spacerze, bo w końcu nie mogła ze swą nogą poruszać się za szybko, miała już serdecznie wszystkiego dość. Jej optymizm został wystawiany na ciężką próbę, bo dobrą godzinę kobieta siedziała przy brzegu i wpatrywała się w horyzont licząc na śmigłowce, statek albo gwiazdkę z nieba. Żar jaki opanował już całą wyspę był nie do zniesienia i Sophie zrezygnowała z tkwienia w jednym miejscu. Wstała i wykrzyczała swój żal, nie bacząc na ewentualne zaskoczenie innych. Pragnęła wody i czegoś do jedzenia, a zaczynała sądzić, że wyprawa do dżungli może zakończyć się posiłkiem dzikich zwierząt. Przy Danielu chyba nie było innej opcji. Sophie westchnęła i palnęła się w czoło, kręcąc głową nad pesymizmem, który ją ogarnął. Weź się w garść. - Znajdą nas, znajdą. Gdy ruszyła w stronę obozu, rzuciła słowa w kierunku losowo wybranej, właśnie mijanej osoby i przystanęła na moment, rozmasowując ramię, które oparte na kiju, zaczynało pobolewać. Jak i głowa narażona na ostre promienie słoneczne. Jeśli nikt tu nie dostanie udaru, to będzie wspaniale. Nie, nie, nie dostaną. Blondynka opadła na piasek i skrzywiła się, gdy i ból w nodze dał o sobie znać. Zaczynała się czuć jak starzec, który wiecznie cierpli przez bóle i dokuczliwe choroby. A miałaby taką ochotę, by przejść plażę wzdłuż i wszerz, w celach poszukiwawczych. Nic z tego, czekało ją siedzenie na tyłku. |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Pią Sty 03, 2014 6:17 pm | |
| [BILOKACJA, przed wyprawą po wodę]
Naprawdę musiało być dość wcześnie, bo większość osób, które przeżyły katastrofę jeszcze spała (a może już nie żyła?). W każdym bądź razie Daniel postanowił, że po nocy spędzonej w wyjątkowo niewygodnej pozycji pora rozprostować kości. A następnie koniecznie ugasić pragnienie. Whisky niestety się do tego nie nadawała, więc butelek z wodą będzie musiał poszukać później. Już samo powstanie z miejsca było dość trudne, ale jakoś mu to się udało. Może nie było w tym zbyt wiele gracji, ale najważniejsze, że stał! Musiał wyglądać dość dziwnie rozciągając się, ale czy tym się teraz przejmował? Nie. Po cóż? I tak zaraz zginą z pragnienia, głodu, czy rozszarpani przez zmutowane niedźwiedzie. Nie należało tracić czasu na takie głupoty, jak opinie innych (śpiących, czy też martwych). Dość szybko zrozumiał, że pomoc w dalszym ciągu nie przybyła, co nie poprawiło mu już i tak marnego samopoczucia. Musiał z kimś porozmawiać! W tym celu należało znaleźć kogoś, kto, tak jak on, już się przebudził. Zadanie z pozoru łatwe, ale bez swoich okularów chłopak mógł mieć z tym pewne problemy. Akurat odróżnienie ciał od ludzi wciąż śpiących okazało się wcale nie takie trudne jak się tego spodziewał. I dobrze! |
| | | Ava Luhrmann
Wiek : tylko 23 lata Zawód : cyganeczka Skąd : Bundaberg/Sydney Liczba postów : 99 Data dołączenia : 28/09/2013
Ekwipunek : opakowanie chusteczek higienicznych, szczotka do włosów i plastry na odciski (wraz z wkładką żelową do butów), zegarek z dalmatyńczykami
| Temat: Re: PLAŻA Sob Sty 04, 2014 11:47 pm | |
| Zdaje się, że Ava znów pogubiła. Gdyby się zastanowiła, nie potrafiłaby odróżnić czasowych odstępów pomiędzy poszczególnymi zdarzeniami. Nie mogła przypomnieć sobie ile czasu minęło od momentu, w którym zmęczenie przygniotło powieki. Nie pamiętała już o tym, że w kieszeni znajdowało się znalezisko - zegarek. Stuprocentowa trzeźwość była zabójcą. Pod czołem jakby jama wypełniona lawą. A ciekłe skały poruszały się jak pulsując, szykując na wielki wybuch - roztrzaskanie kruchej czaszki. Zagubienie uderzyło mocniej niż potrafiłaby ludzka dłoń (choć najsilniejsza), w sam środek i samo serce. To znów zaczynało bić w niezdrowym tempie i wiele minut zajęło Avie skupienie się na czynnościach życiowych swojego ciała - musiała je uspokoić. Leżała tak, już od dłuższego czasu. Stopień świadomości był wystarczający, aby świadomie obserwowała ziarenka piasku przenoszone oddechem, ale nie odbierała żadnego innego bodźca. Przez dłuższy czas pracował jedynie umysł, starając się poukładać kosteczki informacji, jedna na drugiej i ułożyć spójny i przerażający obraz. Dopiero, kiedy wieżyczka stanęła na samym czubki, a gotowe przemyślenie miało być potraktowane z dystansu, wtedy był czas na powolne i ostrożne otwieranie receptorów na świat. Jednak coś sprawiło, że to stało się szybciej i zupełnie niespodziewanie. A raczej ktoś. Cóż za pech! A to pechowy Daniel. Z ust Avy wydobyło się syknięcie, kiedy zagubiona stopa uderzyła w jej brzuch. Najwyraźniej chłopak nie zauważył jej zwiniętego w kłębek ciała, albo sklasyfikował je jako już nieużyteczne, bo przecież nie poruszało się ani trochę. Orkiestra dźwięków i obrazów przytłoczyła dziewczyna - zdawało się, że bębenki popękają, a oczy rozsypią się na kawałeczki. Ciało znów przeszył ból, a Luhrmann przeklęła głośno tego nieszczęśnika jakimś słowem z obcego języka. |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Nie Sty 05, 2014 5:09 pm | |
| Po krótkim rozciąganiu ruszył wzdłuż linii drzew, które stanowiły granicę pomiędzy plażą, a dżunglą. W innych okolicznościach uznałby to miejsce za niezwykle urokliwe, ale wciąż leżące wkoło resztki bagaży, wraku i ludzkich szczątek skutecznie to utrudniały. Idąc tak przypomniał sobie o niezwykle ważnej rzeczy. Jego inhalator! Szybko wymacał dłonią urządzenie w kieszeni, choć przyznać trzeba, że przez chwilę ciśnienie nieźle mu podskoczyło. Bez tych leków szanse dotrwania do pojawienia się ekip ratunkowych znacznie w jego przypadku malały. No, ale inhalator miał w kieszeni, więc nie było się czym martwić, prawda? Wędrując wzdłuż plaży miał nadzieję, że spotka kogoś, z kim mógłby porozmawiać. Nie chciał toczyć jakichś wielkich dyskusji, po prostu pragnął zamienić z kimś kilka słów. Nic więcej. Niestety, pech wciąż go (a może raczej pozostałych nieszczęsnych rozbitków) nie opuszczał i zanim się zorientował wpadł na kogoś. Rozległy się straszliwe krzyki, których zdecydowanie wolałby nie wysłuchiwać. Odskoczył przerażony do tyłu (miejmy nadzieję, że znów na kogoś nie wpadł). Dopiero wówczas zorientował się, że tym kimś, kogo kopnął była znajoma mu już dziewczyna. - Ava! - jęknął padając na kolana obok niej na piasek. Nie była to zbyt mądra decyzja, zwłaszcza, że panna Luhrmann wydawała się być typem człowieka, który gotów byłby zdzielić przypadkowego napastnika najbliżej leżącym przedmiotem. - Przepraszam! - nie miał zielonego pojęcia, co też mógłby powiedzieć. Nie istnieje przecież zdanie, które wyrażałoby jednocześnie to, jak mu przykro i jednocześnie głupio, że zrobił coś takiego. Ach! Ile oddałby za to, żeby ten jego pech, o którym robiło się coraz głośniej przestał go prześladować! - Przepraszam - dodał już nieco ciszej przypatrując się dziewczynie skręcającej się z bólu. |
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: PLAŻA Wto Sty 07, 2014 5:19 pm | |
| Nieskazitelna cisza, przerywana jedynie pojękiwaniami, cichymi rozmowami i sporadycznymi krzykami. Słońce wskazujące na godzinę popołudniową, nieprzerwanie wyciskające z wycieńczonych oraz poranionych ciał ludzkich krople potu. Wiele krwi, wiele martwych ciał. Zamiast zapachu egzotycznych kwiatów unosi się tutaj duszny opar stęchlizny, przerywany tylko czasami świeżą bryzą znad oceanu.
Czas jakby zatrzymał się w oczekiwaniu na powrót ludzi, którzy wybrali się po wodę pitną. Wszyscy żyją w błogiej nieświadomości, ale gdzieś w powietrzu unosi się napięcie. Jednak ktoś z góry chyba postanowił posłuchać krzyków Sophie. Najpierw słychać było dźwięk silnika, później można było ujrzeć na niebie punkcik, który po chwili okazał się być... helikopterem. Ratunek?
Wszyscy na plaży: słychać helikopter i widać na nim czerwony krzyż, gdyż znajduje się tylko kilkanaście metrów nad ziemią. Krąży nad wybrzeżem, widocznie zdezorientowany. MOŻNA stosować wszelkie środki, by zwrócić na siebie uwagę. |
| | | Sophie Clemons
Wiek : 25 Zawód : pilot wycieczek Skąd : Los Angeles Liczba postów : 86 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : butelka wody, kaszmirowy szal, ładowarka do telefonu z długim kablem
| Temat: Re: PLAŻA Sro Sty 08, 2014 8:08 pm | |
| Sophie siedziała na piasku, który może i był wygodny pod kocykiem oraz w czasie urlopowego opalania, ale nie w czasie przymusowego na nim siedzenia przez dłuższy czas. Blondynka musiała wymasować nogę na której opierała cały ciężar ciała podczas spaceru. Czuła, że nie był to dobry pomysł i powinna zdrową nogę oszczędzać, bo skończy jak ta połamana. Czy uwierzyła w dźwięk helikoptera, coraz wyraźnie słyszanego? Najpierw sądziła, że ma do czynienia ze zwykłym przesłyszeniem i podniosła spojrzenie na niebo, nie dostrzegając jednak niczego co mogłoby potwierdzać wrażenie. Gdy jednak odgłos wydawał się zbliżać, kobieta zmarszczyła czoło i otworzyła usta w niemym geście zaskoczenia. Czy to była prawda? Sophie rozglądnęła się po niebie i powstała przy pomocy swego kija, robiąc krok w stronę brzegu. - Słyszycie? Pewnie, że słyszeli! Poruszenie na plaży musiało nastąpić, gdy już było pewne, że to helikopter się zbliża. Sophie szybko kolejny metr przestąpiła, dostrzegając rosnący punkt na niebie. Nie była w stanie sobie podskakiwać, by ją ujrzeli ale może ktoś inny ją w tym wyręczy? - HEJ! POMOCY! Zakrzyknęła jednak i zaczęła wymachiwać ręką, mając nadzieję, że przynajmniej to wystarczy. Plaża była odsłonięta, musiano więc zauważyć grupę rozbitków zebranych w jednym miejscu. Musiano, prawda? Aniele Stróżu, powiedz, że tak! |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: PLAŻA | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |