|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: PLAŻA Sro Paź 16, 2013 6:52 pm | |
| Gdyby nie porozrzucane wszędzie walizki i zwłoki pasażerów mogłoby być tu naprawdę pięknie. |
| | | Sophie Clemons
Wiek : 25 Zawód : pilot wycieczek Skąd : Los Angeles Liczba postów : 86 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : butelka wody, kaszmirowy szal, ładowarka do telefonu z długim kablem
| Temat: Re: PLAŻA Nie Paź 20, 2013 3:20 pm | |
| Jakim cudem noga Sophie została złożona i unieruchomiona, ona sama nie wiedziała. Ból przyćmił cały jej umysł, więc pamiętała tylko jak mężczyzna jej nogę złapał, pociągnął a następnie przymocował podłokietniki. Chyba. A może mu ktoś pomógł? Ta dziewczyna, która nagle pojawiła się obok, wcześniej machając? Zresztą, najważniejsze, że już po wszystkim a Sophie mogła odetchnąć. I mężczyzna miał rację. Przynajmniej teraz nie bolało, a ona mogła wstać przy jego pomocy i odejść nieco dalej od wraku. Niezbyt daleko, bo nie miała na to sił, ale przynajmniej na tyle by schować się w cieniu drzew, bujnie rozkładających swe konary nad żółtym piaskiem. Clemons oparła się o pień i przymknęła oczy. Nie mogła ani zbyt wiele chodzić (nie mając żadnych kul), ani też zająć się odszukaniem swego plecaka. Chociaż przynajmniej nie ciągnęło ją w stronę wraku, gdzie leżało tylu zabitych. Kobieta spojrzała w tamtą stronę przez chwilę, po czym zerknęła na nogę w prowizorycznej szynie. Przecież musi ktoś wkrótce przybyć. Ratownicy zawsze przybywają! |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Nie Paź 20, 2013 6:58 pm | |
| Przeszukiwanie walizek wydawało się dość dziwnym pomysłem, zważywszy, że powinien starać się pomóc dziewczynie leżącej w piasku kilka kroków od niego. Wbrew pozorom właśnie to starał się uczynić. Liczył, że odnajdzie w bagażach coś, co będzie przydatne - obojętnie, czy do uśmierzenia bólu, przeniesienia Avy, czy czegokolwiek. Odniósł połowiczny sukces - udało mu się znaleźć INHALATOR (ten od razu schował do kieszeni, by nigdzie go nie zgubić - sprawdzając co jakiś czas, czy urządzenie wciąż ma przy sobie), paczkę papierosów (astmatykowi raczej nieprzydatna, ale postanowił ją zachować) i długopis. Ten ostatni miał już wyrzucić, gdy cichy głosik w głowie podpowiedział mu: "A co jeśli ktoś będzie potrzebował tego dziwnego zabiegu - tracheoczegośtam?". Nie zwlekając ani chwili dłużej wrócił najszybciej jak potrafił do Avy, by ku swemu przerażeniu odkryć, że dziewczyna NIE ŻYJE! Czyżby znów ktoś, komu próbował pomóc zginął? To zapewne złamałoby jego psychikę. Upadł na piasek tuż obok ciała dziewczyny przerażony przykładając głowę do jej twarzy. Serce biło mu jak szalone. Czekał na jakiś świst, oddech, cokolwiek, co świadczyłoby, że panna Luhrmann jednak nie umarła. Jak długo to trwało? Sekundę? Dwie? Wydawało mu się, że znacznie dłużej, w końcu jednak dziewczyna wypuściła z płuc powietrze i zrobiła wdech. ŻYŁA! Serce prawie podeszło mu do gardła i przez krótki czas sam zapomniał, że powinien oddychać - ale nie to było teraz najważniejsze. Udało mu się utrzymać nieznajomą przy życiu - mógł być z siebie dumny. Pomijając oczywiście fakt, że dostała odłamkiem przez niego. W sytuacji tej dostrzegł doskonałą okazję, by przetransportować nieprzytomną Avę pod drzewa - nie będzie czuła bólu, więc nie powinno to teraz stanowić problemu. Podniesienie jej z ziemi odpadało - mógłby jeszcze przez przypadek wyciągnąć kawałek blach wystający z jej pleców i wtedy na pewno dziewczyna się wykrwawi. Zresztą - po ataku astmy całkiem opadł z sił i nie był pewien, czy dałby radę podźwignąć Avę, choć ta nie ważyła wiele. Szybka decyzja - przeciągnie ją w bezpieczne miejsce. Takie rozwiązanie wydawało mu się najrozsądniejsze, choć nie można było powiedzieć, żeby mógł się pochwalić trzeźwością myślenia. Wciąż był w szoku i nie bardzo wiedział co też się wokół niego dzieje. Mówiąc szczerze to nawet nie zauważał przebiegających co jakiś czas obok niego ludzi. Opadł zmęczony na ziemię. Byli bezpieczni pod drzewami, gdzie mogli spokojnie czekać na ratowników, którzy zajmą się Avą, a mu podadzą tlen. I jakiś koc, bo koszulkę poświęcił na usztywnienie cholerstwa, które wbiło się w ciało dziewczyny leżącej teraz obok niego - wciąż nieprzytomnej. Oddychał ciężko i dla zabicia czasu postanowił dokładnie przyjrzeć się inhalatorowi, który znalazł w walizce. Wyciągnął niewielkie urządzenie z kieszeni celem przeczytania znajdującej się na nim etykietki. Jak to dobrze, że był krótkowidzem. Odkrywszy, że środek może być przydatny zaczął obracać go w palcach. |
| | | Frank O'Hara
Wiek : 32 lata Zawód : stolarz Skąd : Sydney Liczba postów : 73 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : suknia, portfel F. Callaway, niezniszczony laptop z ładowarką
| Temat: Re: PLAŻA Nie Paź 20, 2013 7:14 pm | |
| W poprzednim życiu musiał być bardzo złym człowiekiem, skoro wsiadł do samolotu, który się rozbił i zamiast zrobić to, co porządne rozbijające się samoloty robią (czyli rozjebać ich w drobny mak i wrzucić do morza) ten zafundował im historię, rodem z Robinsona. Chyba mama czytała mu do snu takie bajeczki i zapamiętał tyle, że z czarnego dało się albo zrobić mięso (kuszące) albo niewolnika (jeszcze bardziej). Dlatego katastrofę przyjmował ze stoickim spokojem. A może to był szok, wywołany ilością ciał wokół i perspektywą wykrwawienia się, bo na pewno nie ckliwymi historiami o tym, że zapragnął przebaczenia dawnych win i uznania go za człowieka pełnego pokory. Do losów świętego Augustyna (dzięki ci, mamo!) brakowało mu naprawdę sporo i najwyraźniej Los postanowił oszczędzić mu tak beznadziejnych gestów, bo stracił przytomność i nie był świadkiem wielu traumatycznych scen. Do tego stanu doszedł, kiedy leżał już dobrą godzinę, rozkoszując się cieniem i ciszą wokół. I zapachem spalenizny i zniszczenia, który w jego nozdrzach robił rewolucję. Wszystko przez te wyostrzone zmysły z powodu utraty jednego. Nigdy nie był dobry z biologii (i innych przedmiotów szkolnych), więc zarzucił kontemplowanie swojej utraty narządu... i nogi? Nie, idiota miał szczęście, chyba kupił wystarczająco dużą koniczynkę, bo noga dalej była na swoim miejscu. Nie wyobrażał sobie bez niej seksu, a był przekonany, że będzie mu jeszcze dany. Poczułby, gdyby Jason odszedł, a czuł jedynie napierdalanie w czaszce (jakby ktoś grał głuchemu koncert) i widział masę rozmytych, niewyraźnych kształtów, kiedy już otworzył oczy. I przejrzał. Biblijny opis stworzenia Apokalipsy bardzo zgrał mu się z tym widoczkiem i obecnością upierdliwego pana od telefonu niedaleko. Postarał się wstać (piętnasta próba i sukces!), bo był ciekawy, czemu akurat on przeżył. Podobno leciał z nimi gubernator i masa dzieci, a ulitowali się nad chłopakiem w okularkach, nie mającym żadnego celu życiowego. - Czemu akurat ty kurwa żyjesz? - zapytał, więc bardzo serio, przysiadając się do niego i lekceważąc wrzeszczącą kobietę. Nie usłyszałby jej tak czy siak, zresztą odpowiedzi na swoje pytanie też nie usłyszy. Cudownie. Uśmiechnął się prawie bezradnie, wskazując na uszy i odchodząc niedaleko, żeby kopniakiem sprawdzać zawartość bagaży. Kartka i długopis, no i chyba opatrunek na rozciętą skórę tu i ówdzie. Nie marzył o niczym innym. To źle, że Catalan zszedł na dalszy plan? |
| | | Mistrz Gry just chillin' killin'
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 28/09/2013
| Temat: Re: PLAŻA Nie Paź 20, 2013 7:21 pm | |
| Frank, kopanie bagaży w Twoim stanie (i z Twoją biedną nogą) nie kończy się dobrze. Przewracasz się w piach bardzo widowiskowo, twarzą, ale chyba gorsze od upokorzenia jest uczucie pulsującego bólu w nodze. Radzę uważać, kolejna próba nadwyrężenia może skończyć się dość nieprzyjemnym krwawieniem. Gdybyś jednak miał siłę na otworzenie walizki...Znajdujesz tam różową, długą suknię, portfel niejakiej F. Callaway oraz niezniszczony laptop z ładowarką. |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Nie Paź 20, 2013 7:35 pm | |
| Siedział oparty o jakiś pień odpoczywając i nie musząc martwić się tym, co działo się wokoło. To już jego nie dotyczyło. Zrobił wystarczająco dużo, chociaż podsumowując cały dzisiejszy jego wysiłek, to w sumie więcej złego z tego wyszło, niż dobrego. Na szczęście dla Daniela - chłopak nie był tego świadomy, niedobrze dla innych, bo w przyszłości dalej będzie im pomagał. Z przyjemnej nieświadomości wyrwał go znajomy głos i cień ludzkiej sylwetki. Uniósł wzrok i ujrzał kogoś, kogo wolałby już nie widzieć. Oczywiście nie życzył sąsiadowi z samolotu źle, ale znacznie przyjemniej byłoby, gdyby znaleźli się po dwóch przeciwnych stronach wraku i nie musieli cieszyć się swoim towarzystwem. Jednak los udowodnił już dzisiaj kilkakrotnie, że uwielbia kpić sobie z ludzi, więc dlaczego nie mieliby być skazani na siebie? Wciąż jeszcze bolała go dłoń, którą mężczyzna prawie zmiażdżył mu w samolocie, ciągle też pamiętał, że to on wytrącił mu z rąk telefon, który teraz pewnie stanowi kupę spalonego plastiku. Tyle zdjęć, muzyki i niewykorzystanych notatek! Nie daruje mu tego, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką będzie mu dane zrobić. - Mógłbym zapytać o to samo - mruknął nie załapując gestu uczynionego wokół uszu Franka, który zapewne miał go uświadomić, że O'Hara stracił słuch. Cóż... Daniel nie był osobą, która łapałaby sugestie - nawet tak oczywiste. Ucieszył się, gdy Frank postanowił odpuścić sobie rozmowę i powędrował kopać walizki. Nie będzie go dręczył - niech się wyżywa na bagażach. Równie niewinnych co Wright, ale te przynajmniej nie były świadome. Wówczas po raz kolejny Fortuna, Los, czy jak to kto chciał nazywać, postanowiła sobie zakpić z rozbitków. Zanim Daniel zdążył cokolwiek zrobić, czy powiedzieć, Frank już leżał twarzą w ziemi. Dla jednego z nich widok ten był naprawdę przyjemny. Jego kąciki ust zadrgały lekko chcąc wystrzelić ku górze w geście niepohamowanej radości. Nie zdołał powstrzymać uśmiechu, który mimowolnie wpełzł mu na twarz. Na szczęście nie trwało to zbyt długo. Chłopak podniósł się z piasku i powędrował do Franka. - Pomóc? - zapytał nie mając nic złego na myśli. Będzie tego żałował. |
| | | Frank O'Hara
Wiek : 32 lata Zawód : stolarz Skąd : Sydney Liczba postów : 73 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : suknia, portfel F. Callaway, niezniszczony laptop z ładowarką
| Temat: Re: PLAŻA Nie Paź 20, 2013 7:58 pm | |
| Frank życzył źle jakimś dziewięćdziesięciu dziewięciu procentom ludzkiej populacji i nie było w tym nic złego. Przynajmniej on to sobie tak tłumaczył. Traktował wszystkich równie sprawiedliwie, wyłączając z tego grona swojego męża (który umiał powstrzymać go przed odpaleniem piły) i przyjaciół. Cała reszta była idiotyczną zgrają, która w normalnych warunkach doprowadzała go do szewskiej pasji i rzucania kurwami w swoim warsztacie, na szczęście mało obleganym przez tłumy. Dlatego ta sytuacja budziła w nim najgorsze instynkty i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie przeszkadzało mu nawet to, że jest niewyspany (bo wokół się waliło i paliło, a on zasłabł) i pewnie zaraz okaże się, że coś się rozpada w jego nodze, a sępy przyjdą zeżreć jego wątrobę, musiał się na kimś wyżyć. I to właśnie robił, próbując otworzyć walizkę swojego chorą nogą. Posunięcie dzieciaka, który kiedyś bił się za Irlandię, nie znając jej stolicy. Rzeczywiście, siły nieczyste potrafiły dać mu w kość i zamiast dać sobie radę, skomlał w piachu jak półmartwy pies, usiłując nie prosić o ratunek. Uniósł głowę, patrząc na chwilę w niebo. - Kurwa, serio?! KATASTROFA? Jakieś pierdolone ciałka, rozczłonkowane po całej wyspie, jęki ofiar, których jeszcze nie słyszę.... I jeszcze.... - odrzucił dłoń (pomoc) Daniela, bo chyba o to mu chodziło, usiłując przewrócić się tak, by dostrzec to, co udało mu się znaleźć. - PIERDOLONA, DAMSKA SUKIENKA?! - wziął do ręki kawałek materiału. - BOŻE, TRANS TO NIE PEDAŁ, WEŹ KURWA SIĘ ZAPOZNAJ Z APOKRYFAMI! - wrzasnął, usiłując wbić się w rozmowę ze Stwórcą, który najwyraźniej go opuścił, zsyłając mu do pomocy pewnie jakiegoś dziennikarzynę, który zemdleje od uderzenia młotkiem. Zacisnął pięści, zastanawiając się czy zacząć kogoś wołać, a może działać. Wybrał to drugie, biorąc do ręki laptop. Jasne, że Internetu nie uświadczył, ale odłożył to, przekonany, że ktoś znajdzie właściwe przeznaczenie tego przedmiotu. - Dobra, dwie rzeczy. Nie lubię cię, kurwa i nie zamierzam za to przepraszać, dwa: nie słyszę, a nawet, jakbym słyszał to nie obchodzi mnie, co masz do dodania. Musimy sprowadzić tu pomoc. Rozpalić jakieś ogniska czy coś. W tych walizkach MUSI być moja skrzynka z narzędziami, tam będzie piła. Pójdziemy do lasu, znajdziemy odpowiednie drzewa - dotknął tych na wyspie, wilgotne, ciężko będzie zapalić. - Musimy coś zrobić, bo inaczej będzie kurwa skazani na siebie, a wtedy uduszę cię choćby tą sukienką - odparł, czując, że najwyższa pora wziąć się w garść. Może ostatnia, zanim zje ich szarańcza albo Bóg ześle mu tusz do rzęs. |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Nie Paź 20, 2013 8:18 pm | |
| Zaliczał się do tych dziewięćdziesięciu dziewięciu procent populacji, których Frank nienawidził - czy to dobrze? Przedsmak tego miał już w samolocie, teraz może być już tylko ciekawiej! Na razie wszystko to, co się działo od czasu pojawienia się przy nim O'Hary było całkiem przyjemne i wbrew temu, co próbował sobie wmówić - niezwykle zabawne. Inaczej nie można było nazwać tej sytuacji. Widok dręczonego przez los Franka, jakoś działał kojąco na, już i tak skołatane, nerwy Daniela. Wpatrywał się w mężczyznę walczącego z niefartem i wyzywającego Stwórcę za to wszystko, co im się przytrafiło (choć jego zdaniem, O'Harę mało obchodził los innych). Nie zdziwił się, gdy jego pomoc została odrzucona - spodziewał się, że ktoś taki musi być niezwykle dumny, a przyjęcie pomocy oznaczałoby kompletną porażkę - czasami należało jednak honor schować głęboko. Wzruszył tylko ramionami. - Nie to nie - mruknął nie chcąc ciągnąć tematu. Trzeba Frankowi przyznać jedno - postąpił niezwykle rozsądnie odrzucając pomocną dłoń Daniela - być może w ten sposób ocalił swoje życie. Nie lubi go? Jakoś mu to przykrości nie sprawiło - więcej! Pomimo tego, że Wright starał się być pacyfistą i unikał konfliktów za wszelką cenę, to tym razem miał ochotę po prostu przywalić facetowi w tę jego gębę. Zapewne złamałby sobie na niej palce, ale to już inna bajka... - Nie słyszysz? - tu go zaskoczył. Chłopak zrobił wielkie oczy i przez chwilę było mu go nawet żal - utrata słuchu do najprzyjemniejszych nie należy, w dodatku zdążył zauważyć, że Frank miał niesprawną jedną z nóg. - Pomoc jest już na pewno w drodze - piloci przecież zdążyli wysłać jakieś SOS, albo cokolwiek do wieży - a nawet jeśli nie, to przecież mają te wszystkie systemy naprowadzania, GPSy i inne ustrojstwa, które pozwalając namierzyć nawet pojedynczą osobę. Zdaniem Daniela należało po prostu czekać, a ratunek przybędzie lada chwila. - Z taką nogą... - wskazał Frankowi jego własną kończynę, coby ten wiedział o czym mowa, kręcąc jednocześnie głową - Nie sądzę, żeby zabawa w drwala była rozsądna - ostatni argument, który padł z ust leżącego na piasku mężczyzny był najbardziej przekonywujący. Uduszenie różową sukienką było ostatnią rzeczą, jakiej chciałby doświadczyć, zwłaszcza z rąk kogoś tak miłego jak O'Hara. |
| | | Frank O'Hara
Wiek : 32 lata Zawód : stolarz Skąd : Sydney Liczba postów : 73 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : suknia, portfel F. Callaway, niezniszczony laptop z ładowarką
| Temat: Re: PLAŻA Nie Paź 20, 2013 8:54 pm | |
| Faktycznie, Frank miał gdzieś to, co stanie się z rozbitkami i co ich zeżre, ale miał po dziurki w nosie tego, że ciągle ktoś komuś pomagał albo kogoś wspierał. Tęsknił za ogarniętym babochłopem albo dziwką, którą poratował z wraku. Teraz musieli radzić sobie we dwóch i nawet, jeśli do pewnych sytuacji życiowych preferował mężczyzn (zwłaszcza pod nim) to obecnie oddałby wszystko za kobietę, która pewnie uzna, że ma rację i zajmie się poszukiwaniami. Był Irlandczykiem i wierzył mocno w pech, który potrafił prześladować przez całe pokolenia, więc pierwszy podnosił to, co upuścił. W tym momencie były to strzępy jego dumy, kiedy musiał w piachu zagryzać zęby z czystego bólu (bez farmakologicznego wsparcia zostanie bezzębny, co pewnie ucieszy Jasona). Musiał, więc podnieść się sam z tej ruiny, którą był przez całe dwadzieścia sekund, więc odrzucenie pomocy było wymogiem, który spełnił, choć nie obyło się bez mniejszych przekleństw. Na obelgi cięższe miał natomiast ochotę, kiedy rzeczony dziennikarzyna (czy co on tam robił) próbował dalej prowadzić z nim dialog, co po pewnym czasie robiło się irytujące. Nie, żeby lubił to klepanie ozorem i usiłowanie wyartykułowania czegoś błyskotliwego. Sam uważał, że mężczyźni powinni otwierać usta w innym celu, ale do cholery.... Niemożność porozumienia zaczęła mu pierwszy raz w życiu przeszkadzać, bo zamiast napierdalać się jawnie z tego mężczyzny, mógł tylko lustrować go wzrokiem. Nie rozumiejąc ani słowa z jego magicznej paplaniny o zagrożeniach, czyhających na drwala. Zresztą, kto jak kto, ale O'Hara nie bał się ciemnego boru i nie roił sobie nadziei na to, że ich odnajdą. Niewiele ich będzie obchodzić jakiś astmatyk, który nie potrafił zachować się jak facet, tylko biegał w kółko jak pizda. - Możesz kurwa truć, ale i tak cię nie usłysz.... - nie dokończył, bo dostrzegł coś w zanadrzu kieszeni jego spodni. I oczywiście sięgnął (niech mu Jason wybaczy), ale wyjął długopis, rozkładając spory materiał sukni. - Pisz tu, tylko drukowanymi i sensownie, bo mamy mało miejsca - pouczył go, nie zamierzając odpalać laptopa tylko po to, by wymienić się opiniami na temat współczesnej cioty i jej roli w życiu. Rozglądał się nadal kurczowo, szukając skrzynki z narzędziami. Musieli coś sobie urządzić, bo niedługo pewnie zrobi się kurewsko zimno. Podczołgał się do jakiegoś trupa, zrywając z niego z trudem ubrania. Musieli mieć jak najwięcej materiałów. Albo zostanie uznany za fetyszystę damskich sukieneczek. |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Nie Paź 20, 2013 9:49 pm | |
| Daniel wciąż wierzył, że pomoc jest już w drodze i lada chwila usłyszą dźwięk helikoptera, albo zobaczą ratowników biegnących brzegiem plaży (nie, nie tych ze Słonecznego Patrolu). Mówią, że nadzieja matką głupich - Daniel nie byłby zadowolony z takiego stwierdzenia, ale chyba tak było... Z drugiej jednak strony był usprawiedliwiony - nie każdy godzinę po wyjściu cało z katastrofy lotniczej myślał o zakładaniu obozu, przy czym pomysł ten był niezwykle rozsądny w ich sytuacji. Niemniej, gdyby dowiedział się, że Frank chce go wymienić na kobietę (co samo w sobie jest już tragiczne - gej woli od biednego Daniela jakąś babkę), w dodatku, miała ona okazać się Avą - to pewnie odszedłby obrażony. Na szczęście nie wiedział, więc został i postanowił, że przystanie na propozycję pisania po sukience (swoją drogą - po co też O'Harze coś takiego?). Różnili się też pod względem podejścia do kwestii dumy i bezwzględnej jej obrony. Wright gotów był w pewnych sytuacjach darować to sobie - przyzwyczaił się do tego, gdy raz po raz dostawał ataków astmy w najmniej odpowiednich momentach. Zaskoczyło go jedno - a może raczej przeraziło. Gwałtowny ruch Franka w kierunku jego kieszeni był czymś tak niespodziewanym, co sama katastrofa. Nie zdążył zareagować, chociaż może to i lepiej - zaoszczędził sobie niepotrzebnych nieprzyjemności. Wprawdzie ostatnią rzeczą, o której teraz marzył była pisemna pogawędka z człowiekiem, za którym, lekko mówiąc, nie przepadał. Chwilę wcześniej zdał sobie sprawę, że próbował mówić do osoby głuchej. Nie popisał się bystrością, czy też szybkością analizowania sytuacji, ale można to wszystko zrzucić na barki szoku pourazowego, którego Daniel był w tej chwili ofiarą. W końcu wziął do ręki długopis i zaczął coś zapisywać na różowej tkaninie (właścicielka tego cudeńka nie będzie zachwycona - o ile przeżyła katastrofę). NOGĘ - OPATRZYĆ - miał być oszczędny w słowach. Dla jasności wskazał jeszcze dłonią miejsce na spodniach Franka, w którym widniała duża, czerwona plama krwi. Jeżeli chciał rąbać drewno, to powinien robić to ze sprawną kończyną, a przynajmniej dobrze opatrzoną. To, że Daniel za nim nie przepadał nie oznaczało, że da mu się wykrwawić. Wciąż był jednak zdania, że poszukiwanie skrzynki z narzędziami było nierozsądne w sytuacji, gdy pomoc czekała tuż za rogiem. |
| | | Mackenzie Davenport
Wiek : 25 Zawód : striptizerka Skąd : Los Angeles Liczba postów : 39 Data dołączenia : 30/09/2013
Ekwipunek : zwój liny
| Temat: Re: PLAŻA Nie Paź 20, 2013 10:42 pm | |
| Właściwie Mackenzie nie miała pojęcia co się działo przez ostatnie kilka minut. Jakby dostała czyś ciężkim w głowę i straciła przytomność! Pamiętała, jak doczłapała jakoś do blondynki, do której wcześniej machała, będąc w pozycji horyzontalnej i nadając całej sytuacji odrobinę groteskowe zabarwienie, a następnie... znalazła się kilka metrów dalej. Może to wysiłek, który musiała włożyć w przetransportowanie obitego i protestującego ciała, wywołał te braki w pamięci? W każdym razie siedziała na piasku, ściskając w dłoni swoje buty i jedyne co widziała, to odchodzącą od niej ciemnowłosa kobietę. Nie zdążyła nawet podziękować za pomoc, bo zakładała, że to ona pomogła jej przejść z punktu A do punktu B, sama chyba by tego nie ogarnęła. Teraz też musiała odczekać chwilę, zanim znowu podjęła próby podniesienia się. Nie było to łatwe, nogi wciąż drżały, mięśnie jawnie się buntowały. Potwornie bolały ją biodra i wciąż miała problem z oddychaniem. Niewielki, bo niewielki, ale jednak każde zaczerpnięcie powietrza wywoływało fale bólu. Przynajmniej mogła się już odezwać, zrobiła nawet probe mikrofonu w postaci wypowiedzenia kilku słów do samej siebie. Nic znaczącego, kilka randomowych słówek pokroju "ja pierdole kurwa mać co się właśnie stało gdzie my do cholery jesteśmy i w ogóle MATKO BOSKO KOCHANO!" bez przecinków i innych znaków przestankowych. Dopiero jak złapała równowagę i już była pewna, że zrobienie kroku w przód/bok/tył nie zakończy się dosłownym gryzieniem piachu, rozejrzała się dokoła. Wszędzie leżały szczątki. Szczątki samolotu, szczątki siedzeń, szczątki bagażu i, niestety najbardziej malowniczo rozciągnięte po pozostałych szczątkach i odznaczające się kolorem, szczątki pasażerów. A pomiędzy nimi przechadzali się (jakże makabrycznie to brzmi) ci, którzy przetrwali katastrofę. Z całą paleta obrażeń! Pchnięta przez impuls Mackenzie dobiegła do najbliższego drzewa (krótki, chwilowy wzrost adrenaliny wyłączył na moment część mózgu odpowiedzialną za odczuwanie bólu), przy którym nikt nie siedział i najzwyczajniej w świecie... zwymiotowała. Z impetem dała upust nerwom i emocjom. DO JASNEJ CHOLERY, PRZEŻYŁA KATASTROFĘ LOTNICZĄ. Kilka minut zajęło jej dojście do siebie. Nawet nie była świadoma, że nadal ściska w dłoni własne buty, a przez ramię ma przewieszoną znalezioną wcześniej linę. Otarła usta wierzchem dłoni i jedyne o czym w tej chwili marzyła, to woda. Dobrze by było przepłukać przynajmniej uta, bo o znalezieniu w tym pobojowisku szczoteczki do zębów nie było mowy. Ha! Zadziwiające o jakich durnych szczegółach potrafi sobie przypomnieć mózg, kiedy stoi w obliczu tak ciężkostrawnego faktu, jak katastrofa lotnicza, zwłoki, obrażenia i tak dalej. Odwróciła się znowu w stronę plaży i wciąż podpierając o drzewo, rozejrzała ponownie. Tym razem starała się nie zwracać uwagi na te makabryczne fragmenty jakże uroczego miejsca, próbowała skupić się na ludziach. Szukała jednej konkretnej osoby, wiadomo, ale zauważenie innej życzliwej twarzy, którą znała dłużej niż pięć sekund i tylko z widzenia, bo z długiej rozmowy już w samolocie, wywołało nieopisany przypływ radości. Jej sąsiad z siedzenia obok żył! I wyglądał (z daleka) na całkiem zdrowego. Miała ochotę do niego POBIEC i przytulić, jakby znali się co najmniej x lat i przyjaźnili y. Ale nie była w stanie. Jedyne co była w stanie, to nadal nieco niezdarnie i dość wolno podejść do niego, zacisnąć palce na jego koszulce i... rozpłakać się jak dziecko. Za dużo emocji. Tak Danielu, to do Ciebie |
| | | Frank O'Hara
Wiek : 32 lata Zawód : stolarz Skąd : Sydney Liczba postów : 73 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : suknia, portfel F. Callaway, niezniszczony laptop z ładowarką
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 10:48 am | |
| Każdy na stres pourazowy reagował inaczej. O ile normalni ludzie pewnie biegaliby histerycznie w kółko, oczekując pomocy; o tyle Frank O'Hara wiedział, że w sytuacjach ekstremalnych można liczyć jedynie na siebie. Nie na darmo wziął sobie za męża ratownika medycznego (aspirującego do bycia Housem dwa), który zadręczał go historiami o medycznych nowinkach. Może powinien uderzyć się w piersi, bo zamiast go pokornie słuchać w łóżku, wolał go pieprzyć i teraz był lekko przerażony wizją braku pomocy medycznej. W szybką pomoc nie wierzył, radził sobie sam od dziecka i nie zamierzał tego zmieniać. To byłoby niemęskie podejście, a na punkcie zachowań dostępnych tylko dla tej wąskiej, uprzywilejowanej grupy (tak, był szowinistą) miał prawdziwego pierdolca, porównywalnego z miłością do drewna. Dlatego nie myślał o swojej nodze, choć pewnie wyglądałby bez niej bardzo koślawo i ciężko byłoby mu gonić chłopców z protezą, ale bez pomocy medycznej i tak nie zajdzie daleko w tej dżungli. Nie był uzdrowicielem (babka coś tam wróżyła, ale z ziołami), więc jedynie, co mógł zrobić to odpruć poszewkę zębami i postarać się zdjąć spodnie. Jak widać, pan inhalator myślał podobnie, bo postanowił mu pomóc (altruizm górą, przy odrobinie szczęścia zaczną razem polować) i rzeczywiście skinął głową, przyjmując ten gest. Musieli go opatrzyć, rozpalić ognisko (ze szmat) i zabrać sukienkę, która już nie przysłuży się właścicielce, ale będzie świetnym materiałem pod budowę prowizorycznego namiotu. Który się im nie przyda, bo zaraz wpadnie tu banda Amerykańców z flagami i zabiorą ich do domu po odśpiewaniu uroczystego hymnu (daruje sobie własny). Potem znajdzie się Jason i odjadą na kucykach do cudownej krainy pedalstwa. Tak, wierzył w to równie mocno jak we wróżki, więc nie pozostawiał sobie wiele czasu. Na razie, chciał przetrwać kolejne kilka godzin przy pomocy Daniela, którego właśnie molestowała blondynka. Przetarł oczy, próbując złapać ostrość na ich relację. - Ona pewnie jest w szoku. Jebnij ją, niech się nie męczy - poradził prawie sympatycznie, rozpinając spodnie i rozkładając się na różowej sukience o wielu zastosowaniach. Powinien po katastrofie wystąpił w reklamie firmy, produkującej takie zbytki. Zrobiłby furorę, o ile oczywiście wyjdą z tego cało. |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 2:38 pm | |
| Spodziewał się raczej, że Frank warknie coś do niego w stylu "tylko spróbuj dotknąć mojej nogi, a stracisz rękę!", ale nic takiego się nie wydarzyło. Cud? Mało prawdopodobne, ale kto wie? Wątpliwości nie było co do jednej kwestii - polujący Daniel to jeszcze większe nieszczęście niż pomagający Daniel. Jeszcze kogoś niechcący dźgnie nożem, albo przez przypadek postrzeli. Kwestia tylko, że tutaj nikt tego nie wiedział - a co gorsze, być może wkrótce się o tym przekonają. Wright głęboko wierzył, że pomoc przybędzie - tak jak to zawsze pokazują w programach informacyjnych, gdzie maksymalnie trzy godziny po katastrofie na miejscu są już służby ratownicze, a wszyscy rozbitkowie zostają w kilka minut przewiezieni do szpitala. Nie zamierzał pomagać mu w zdejmowaniu spodni - zdecydowanie sam powinien był sobie z tym poradzić, w końcu obie dłonie miał sprawne. Zamiast tego zaczął rozglądać się za czymś, czym mogliby opatrzyć nogę Franka, ale dostrzegł coś innego, a raczej kogoś - jego sąsiadka z siedzenia obok szła właśnie w ich kierunku. Cała i zdrowa - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ucieszył się na jej widok zdecydowanie bardziej, niż gdy zobaczył Franka. Dobrze wiedzieć, że w katastrofę przeżyli też mili ludzie... To, co wydarzyło się później zaskoczyło go bardziej, niż spotkanie z O'Harą. Reakcję Mackenzie zrzucił oczywiście na barki szoku, którego musiała doznać w trakcie katastrofy, przy czym przez chwilę nie wiedział jak ma zareagować. - Nie, nie płacz! - wydukał niezbyt pewnie, nie bardzo wiedząc co też ma zrobić z rękoma, ale w tej decyzji pomógł mu już sam Frank. Nie! Nie zamierzał posłuchać jego rady, ale dzięki niemu wiedział, czego robić nie powinien. Objął dziewczynę niepewnie - nie był najlepszą osobą, u której należałoby szukać pocieszenia. Wręcz przeciwnie - sam w tej chwili potrzebował czyjejś pomocy, ale tej na próżno mu szukać. - Wszystko będzie dobrze - naprawdę nie był w tym mistrzem... |
| | | Mackenzie Davenport
Wiek : 25 Zawód : striptizerka Skąd : Los Angeles Liczba postów : 39 Data dołączenia : 30/09/2013
Ekwipunek : zwój liny
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 3:06 pm | |
| Jakoś tak komentarz Franka przepłynął gdzieś obok świadomości Mackie. Usłyszała to, owszem, ale w tej chwili za bardzo cieszyła się, że widzi kogoś życzliwego, z kim choć chwilę rozmawiała i kogo zdążyła polubić, żeby przejmować się hejterami. Bo przecież hejters gona hejt noł mater łat. Pierwsze słowa Daniela podziałały jak przedziwne zaklęcie, bo Mackenzie, prawdopodobnie zaskoczona i nadal w echu szoku, momentalnie przestała płakać i jedynie spojrzała na swojego samolotowego sąsiada szeroko otwartymi oczami. Co się kurde z tym światem dzieje?! Nigdy nie była tak podatna na sugestie... Ale może to i lepiej, że w tej chwili komuś z zewnątrz udało się wyłączyć ten przełącznik. Czuła dziwną... ulgę. Choć skorzystała z jego ramienia na dosłownie kilka sekund, nie zamierzała tak pozostać. Dało jej to czas, żeby w końcu wypuścić buty z dłoni (będzie musiała znaleźć jakąś wygodniejszą parę, chodzenie na boso po plaży, gdzie rozbił się samolot, nie jest zbyt bezpieczne! A obcasy nie są zbyt wygodne...), głęboko odetchnąć i choć trochę się opanować. Odsunęła się od Daniela i spojrzała na niego już dużo pewniejszym wzrokiem. Odchrząknęła i dopiero się odezwała. - Pomogę ci. - Głos trochę jej się łamał, bo nadal oddychanie i mówienie sprawiało ból, ale było lepiej. Zdecydowanie lepiej, jak skupi się teraz na robieniu czegoś produktywnego. - Co trzeba zrobić? - Właściwie do roboty była cała masa, trzeba było pomóc wielu osobom, znaleźć wiele rzeczy. A Daniel i ten gbur, który obok niego siedział (oj tak, Mackie go pamiętała!) sprawiali wrażenie, jakby właśnie coś konkretnego mieli do roboty. |
| | | Frank O'Hara
Wiek : 32 lata Zawód : stolarz Skąd : Sydney Liczba postów : 73 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : suknia, portfel F. Callaway, niezniszczony laptop z ładowarką
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 3:31 pm | |
| Obserwowanie tej jakże romantycznej sceny powinno wzbudzić w nim żal, ściskający go za serce i w każdym melodramacie pobiegłby (zarzucając chorą nogą za ramię) szukać światłości jego oczu, by przy niej malowniczo wyrżnąć głową o piasek. Ale po pierwsze - noga bolała tak kurewsko, że zaciskał zęby do bólu dziąseł, a po drugie - nigdy nie był typem romantyka, którego porusza wszechobecna przyjaźń i chęć solidarności. To było doprawdy zabawne, że on, samotnik i ironista doskonały znalazł się nagle w jakiejkolwiek grupie z ludźmi, z którymi niedawno leciał samolotem i których pewnie nie chciałby spotkać na lunchu. A musiał oddać im własne życie bez dźwięków. To była niezła zabawa, która powoli zaczynała go jednak nużyć. Ile czasu można oglądać filmy nieme? Przecież z tego powodu wymyślili w końcu te dźwiękowe. Zwłaszcza, że scenki były dość kiepskie. Jako reżyser, siedzący na sukience odczuwał spory niesmak, więc pogonił ich ruchem dłoni, odwiązując niepewnie opatrunek. - Mam płótno, musicie tylko to zdezynfekować.... eee twoją śliną - wskazał na blondynkę, przerażony możliwością kontaktu fizycznego z pechowcem - bo ty kurwa jakiś podejrzany jesteś - dodał pewnie, wskazując na materiał. - Potem możemy rozpalić ogień i upiec kiełbaski - wskazał na trupy. - Znaczy poczekać na pomoc. I nie wysilaj się, i tak nic nie słyszę - wyprzedził kolejne próby rozmowy z nim. Wolał obserwować ich w znacznie ciekawszej konfiguracji niż ckliwe słówka i czułe gesty. |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 3:47 pm | |
| Cała ta, zdaniem Daniela, dość niezręczna sytuacja nie trwała długo. Nie, żeby narzekał! Po prostu w tym momencie jakoś nie czuł się na siłach, by pocieszać kogokolwiek - nawet kogoś tak miłego, jak Mackenzie. - Pomoc się przyda - przytaknął licząc, że dziewczyna ma zdecydowanie większe doświadczenie, jeżeli chodzi o pomoc medyczną - Musimy opatrzyć mu nogę - odparł spoglądając na Franka - Zignoruj te komentarze - dodał po chwili klękając na piasku. Trzeba było się jakoś za to zabrać. Reżyser? Ach! Daniel mógłby nakręcić z tego jakiś film. Różowa sukienka byłaby alegorią głęboko skrywanych przez Franka uczuć. Wiecie - drwal o wielkiej uczuciowości, które skrzętnie ukrywa pod maską twardziela. Taaa... Głupi pomysł. Dezynfekcji kawałka materiału śliną wydała mu się co najmniej dziwna, ale przecież nie znał się na pierwszej pomocy, więc może tak należało zrobić. Co nie zmienia faktu, że było to wręcz kuriozalne. Postanowił zawierzyć umiejętnościom mężczyzny, jeżeli chodzi o opatrywanie ran. Zwłaszcza, że chodzi o jego nogę - a na tej zapewne mu zależało. Zignorował komentarz na swój temat - tak było najłatwiej. Zresztą, Frank i tak nie usłyszałby odpowiedzi. - Przyjemniaczek... - uśmiechnął się lekko do Mackie chcąc w ten sposób chociaż odrobinę rozluźnić napiętą atmosferę - Znasz się na tym? - powinien zacząć od tego pytania, ale dopiero, gdy Mackenzie dostała do rąk kawałek materiału, przyszło mu na myśl. |
| | | Mackenzie Davenport
Wiek : 25 Zawód : striptizerka Skąd : Los Angeles Liczba postów : 39 Data dołączenia : 30/09/2013
Ekwipunek : zwój liny
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 4:05 pm | |
| Już otworzyła usta, żeby cokolwiek odpowiedzieć Frankowi, raczej mało uprzejmie, ale ubiegł ją komentarzem, że i tak nie usłyszy. Serio? Az uniosła brwi ze zdziwienia. No dobrze, mogło się to zdarzyć, ale żeby aż tak szczęśliwym trafem padło właśnie na gbura? Szkoda, że jeszcze mowy mu nie odebrało... Nie żeby Mackenzie była niemiła i komuś źle życzyła! Nieco skołowana spojrzała znowu na Daniela i zaraz przykucnęła obok niego, na wyciągnięcie ręki od rany na nodze Franka. I oczywiście otrzymała kawałek materiału. Dezynfekowanie śliną? House'm ani Shepardem nie była, ale wydawało jej się to tak samo nieskuteczne, jak nie robienie niczego. Zadane przez Daniela pytanie tym bardziej sprawiło, że zaczęła wątpić w powodzenie tej misji. Czy pamiętała cokolwiek z kursu pierwszej pomocy? Na pewno nie było tam mowy o pomocy bez apteczki! - Em... Byłam na kursie, ale nikt nie mówił tam nic o dezynfekcji śliną. - Zdjęła z ramienia linę i przyklękła bliżej Franka. Nawet jeśli obejrzała wszystkie odcinki Ostrego dyżuru, Chirurgów i House'a, to nadal nie sądziła, że wymyśli coś konstruktywnego. Przyjrzała się rozcięciu na udzie. Wciąż sączyła się krew... (lista obrażeń mówi, że to głębokie rozcięcie, więc tym się kieruję!) - Nie sądzisz, że najpierw powinniśmy... odciąć dopływ krwi? Ciągle krwawi, więc wycieranie niewiele pomoże. - Mogliby na przykład użyć paska ze spodni samego poszkodowanego. A skoro nie słyszy, to i tak nie miał pojęcia o czym mówią. To chyba nawet lepiej... |
| | | Frank O'Hara
Wiek : 32 lata Zawód : stolarz Skąd : Sydney Liczba postów : 73 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : suknia, portfel F. Callaway, niezniszczony laptop z ładowarką
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 4:47 pm | |
| Frank właściwie bawił się wyśmienicie, zdając sobie sprawę, że mogą pyskować, a i tak nie usłyszy ich błyskotliwej (na pewno) riposty. Mógł obawiać się jedynie tego, że zarobi w mordę, ale straciłby wtedy znowu przytomność i może obudziłby się w szpitalu, gdzie pracował Jason i ta suka Astrid. Mógłby wtedy poudawać na całe pięć sekund śmiertelnie chorego, a potem nawet wiązanie w łóżku nie zdałoby się na nic, wyrwałby pewnie oparcie i poszedłby do domu. Teraz czuł się nieco jak jakiś irlandzki krasnal (powyżej metra osiemdziesięciu), robiący sobie jaja z biednych ludzi, którzy ewentualnie mogliby uciec, ale przecież na to nie pozwalał im topos superbohatera, więc trwali przy boku Franka, usiłującego nie spalić się ze wstydu, że jest goły przed blondynką i reżyserkiem. Nie, żeby miał problem z nagością, ale i tak czuł się dziwnie obnażony, bo zwykle to on rozbierał przypadkowych, młodszych chłopców, a teraz sam był w stroju Adama. Wpatrując się w krew, która wesoło płynęła... Na całe szczęście, nie tryskała, bo pewnie wtedy miałby przejebane. Nie zamierzał jednak odchodzić na wielką grupową imprezkę z plażowiczami, więc spojrzał na nich, ponaglając ich niewerbalnie. Nie dziwiło go, że są zaskoczeni jego terapią alternatywną. Wyglądali na typowych Amerykańców, którzy rzeczywiście mają apteczkę w samochodzie i jej brak przyprawia ich o zawał tak prędko jak Franka korniki. Mniej więcej. Przyjął ten dysonans poznawczy i wzruszył ramionami. - Jasne, mamy mnóstwo czystej, niesłonej wody z mydłem, żeby polać - wytłumaczył ironicznie, próbując ogarnąć sytuację jeszcze raz. - Płótno jest czyste. Weź - odpruł nieco materiału z sukni - i tym zaciśnij - wytłumaczył. Ból był dość mocny, zresztą upływ krwi robił swoje i nawet wzrok blondynki, skierowany na jego pasek w spodniach nie wywołał w nim perwersyjnych skojarzeń, więc musiało być ewidentnie źle. |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 6:03 pm | |
| Nie spodziewałby się, że powrót do LA skończy się opatrywaniem ran gburowi, który zniszczył mu telefon. Wprawdzie zapewne niewiele by w tej sprawie zrobił - w końcu unikał konfliktów, z prozaicznego powodu - nie był w stanie bronić swoich racji, a gdy tylko próbował to przegrywał z kretesem. Dlatego też przyzwyczaił się do siedzenia cicho i nie wyrywania się, gdy można coś rozwiązać w inny sposób. Choćby nic nie robiąc. Frank trafił chyba w najgorsze możliwe ręce - dwójka młodych ludzi, którzy bez porządnej apteczki i sterylnych warunków nie byli w stanie obwinąć nawet prostej rany. Chociaż, zaraz! Przecież Daniel całkiem porządnie (tak sobie przez cały czas wmawiał) usztywnił metal tkwiący w ciele Avy. To można chyba uznać za sukces i wpisać w rubrykę "doświadczenie". Obserwował przez chwilę ranę, która nie wyglądała najlepiej, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie widział w życiu zbyt wielu takich, toteż nie miał porównania. Zauważył, że Mackenzie uważnie przygląda się części garderoby Franka tkwiącej w jego spodniach. - Pasek - rzucił krótko, po czym szybkim ruchem go wyciągnął. Następnie owinął go wokół uda mężczyzny - kilka centymetrów nad raną. Miejmy nadzieję, że nie zrobił tego za ścisło - w innym wypadku do kończyny w ogóle przestanie dopływać krew. - Trzeba to teraz czymś owinąć - miał na myśli oczywiście kawałek materiału, który Mackie otrzymała od Franka - Powinno wystarczyć do czasu pojawienia się pomocy - wciąż wierzył, że ta wkrótce nadejdzie. Ratownicy musieli przecież czaić się tuż za rogiem - no, chyba że wyspa jest gdzieś po środku oceanu, wówczas będą musieli na nich poczekać trochę dłużej. |
| | | Mackenzie Davenport
Wiek : 25 Zawód : striptizerka Skąd : Los Angeles Liczba postów : 39 Data dołączenia : 30/09/2013
Ekwipunek : zwój liny
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 6:35 pm | |
| Szok, czy nie, niektóre komentarze, szczególnie z ust osobnika mało przyjemnego w obyciu, domagały się riposty. A jeśli tenże osobnik w dodatku nie słyszy... Wszystkie nerwy można wyładować w słowach. - Och, zamknij się już, bo zamiast ci pomóc, to ci zaraz tę nogę oderwę. - Nie powiedziała tego głośno, bo i po co? Frank nie słyszał, Daniel... cóż, Danielowi ten gbur też się naraził! Tak, czy tak mu pomoże, bo ma sumienie i serce, plus zdecydowanie wolała się czymś zająć, niż krążyć bez sensu pomiędzy szczątkami samolotu i myśleć o tym, co ją boli. Dobrze, że Daniel wziął się za pasek Franka i zacisnął go mocno nad raną, ona nie miała jeszcze na tyle siły, szczytem już było przemieszczenie się spod drzew na bardziej otwartą przestrzeń. - Okej... Wytrę trochę krwi, zobaczymy, czy nic w ranie nie utkwiło. - Oglądanie pochodnych doktor Quinn się opłaciło, przynajmniej teoretycznie jakieś tam podstawy pierwszej pomocy się miało! Wyjątkowo delikatnie (i lepiej niech szanowny PACJENT zważa teraz na słowa, bo jest w rękach wciąż roztrzęsionej Mackenzie, która w odwecie przypadkiem za mocno może ucisnąć...) przyłożyła do rany otrzepany z piachu fragment sukienki, żeby odsączyć krew. Zajęło to chwilę, ale ostatecznie udało się jakoś to opanować. - Wygląda... hm... chyba nic tam nie ma... - No ekspertem nie jest, ale skoro nic nie wystawało, to można było zakładać wersję optymistyczną, prawda? - Dobra, zawijam. - Kiwnęła głową, postanowiwszy. Pewnie ranę trzeba zszyć, a przynajmniej troszkę przemyć czystą wodą, ale skoro nikt nie rzucał w nich nićmi ani butelkami z wodą, musieli poradzić sobie na sucho. Jedną stronę materiału złożyła kilka razy, żeby był nieco grubszy i przyłożyła do rany, a resztę owinęła wokół nogi Franka. Na tyle, na ile długość wystarczyła. Końcówkę włożyła za brzeg prowizorycznego opatrunku, żeby jako tako się to trzymało. - Powinno wystarczyć, dopóki jakaś pomoc nie przybędzie. Tak myślę... - Postanowienie: jak już wróci do domu, to koniecznie zapisze się na rozszerzony kurs pierwszej pomocy! Łącznie z tą w warunkach ekstremalnych. |
| | | Frank O'Hara
Wiek : 32 lata Zawód : stolarz Skąd : Sydney Liczba postów : 73 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : suknia, portfel F. Callaway, niezniszczony laptop z ładowarką
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 7:46 pm | |
| Nie był aż takim idiotą (albo samobójcą), żeby kąsać rękę, która go karmiła bądź opatrywała. Pozwolił sobie na szereg uwag, ale postanowił zamknąć się do czasu, kiedy krew przestanie plamić jego honor i różową sukienkę jakiejś elegantki lub transwestyty. Wtedy będzie mógł wrócić do chamstwa, które teraz mogło okazać się bronią obosieczną. Skuteczną, jeśli chciał odgonić od towaru deficytowego, jakim mógł okazać się ogień wieczorem tą całą zgraję nieszczęśników, którzy nie rozpierdolili się po spotkaniu z wyspą. Był ciekaw w ogóle, gdzie się rozbili, naprawdę wolał oddać sobie umiejętności oratorskie i oralne za lepszą znajomość geografii. Wiedziałby przynajmniej, co opowiadać przyszłym, nieistniejących wnukom, jeśli zapytają, gdzie się rozbił pewnego, słonecznego dnia. I dlaczego ma uciętą nogę. Miał nadzieję, że będą na tyle dorośli wtedy, że przyjmą bez mrugnięcia okiem historię o popierdolonych imbecylach, którzy nie znali się na medycynie i dlatego zajebali mu dopływ krwi do nogi. Miał tę wizję przed oczami i.... niemal zaczął się bać. Dość niedostrzegalnie, bo wszelkie żywsze reakcje zostały mu odebrane przez urazy i mógł tylko zdać się na nich. Kiepsko rokujących, ale była nadzieja, bo poczuł, że krew przestała lecieć i mógł ruszać kończyną. Nie, nie przytulił ich w zbiorowym uścisku. Skinął głową i spojrzał na nich badawczo. - MUSIMY coś robić - skierował te słowa do Daniela, który zdał się być leniem, wylęgującym się na plaży. Przecież nie odda mu sukienki, żeby zmęczone biedactwo mogło sobie poleżeć i poobserwować wielkie śmigło, które mogłoby ich nawet nie zauważyć. |
| | | Daniel Wright
Wiek : 27 Zawód : początkujący reżyser Skąd : LA, CA Liczba postów : 161 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : inhalator, paczka papierosów, długopis, butelka whisky
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 8:03 pm | |
| Obserwował opatrującą ranę dziewczynę dziękując w duchu, że ich zauważyła i postanowiła im pomóc. Wprawdzie opatrzył Avę (która chyba wciąż była nieprzytomna), ale nie był pewien, czy to, co zrobił zaliczyć można było do sprawnej pomocy. - Pomoc powinna pojawić się lada chwila - przytaknął - Wystarczy w zupełności - dodał po chwili uważnie oglądając wykonany przez Mackenzie opatrunek. Gdyby nie fakt, że wykorzystała do tego różową sukienkę to można byłoby, że wykonała to naprawdę porządnie - przynajmniej zdaniem Daniela, ale w tym wypadku nie mógł pochwalić się dużą wiedzą. Dobrze, że nie wiedział co też kłębi się w głowie Franka - nie chciał przecież być imbecylem, o którym stary O'Hara opowiadałby wnukom. Wyjątkowo nieprzyjemna wizja, chociaż jak się nad tym dłużej zastanowić, to Danielowi obojętne było co też facet sobie o nim pomyśli. Nie będzie się przecież przejmował zdaniem takiego gbura! Jeżeli chodzi o to, co zrobi po powrocie do domu to będzie to na pewno zrezygnowanie z wszelkich lotów samolotem. - Zrobić? - spojrzał na niego nieco zaskoczony, choć musiał przyznać, że nie musi to być wcale taki głupi pomysł. No i Daniel nie był leniem! Astmatycy już tak mają, że po atakach jakoś nie bardzo palą się do ciężkiej pracy... |
| | | Sophie Clemons
Wiek : 25 Zawód : pilot wycieczek Skąd : Los Angeles Liczba postów : 86 Data dołączenia : 06/10/2013
Ekwipunek : butelka wody, kaszmirowy szal, ładowarka do telefonu z długim kablem
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 8:14 pm | |
| Jak tak dalej pójdzie, to Sophie dostanie odleżyn na pośladkach i jeszcze od tego skończy gorzej niż od złamania nogi, krwawienia na głowie, zdartej skóry na ramieniu i czego co tam jeszcze ma. Ah nudności jeszcze! Zawroty głowy. No to wstajemy! Kobieta przytrzymując się pnia pewnego rodzaju palmy, próbowała jakoś zgrabnie podnieść tyłek do góry, ale zamiast tego wyglądała tylko jak ofiara losu z taniej komedii. Szkoda, że wcześniej nie doceniała tej naturalnej zdolności podnoszenia się. Pić się jej chciało niemiłosiernie a pomocnik, którego imienia nie poznała, gdzieś znowu jej zniknął. A widziała, że ma butelkę z wodą. Pewnie poszedł wszystko sam wypić. Sophie oblizała spierzchnięte wargi, rozglądając się dookoła i próbując go gdzieś wypatrzeć. Zamiast niego dostrzegła tylko trójkę ludzi w dali i rozpoznała mężczyznę, który chciał jej pomóc w samolocie. Powinna udawać ducha? Nie, zamiast tego spojrzała na swoją unieruchomioną nogę i zaczęła zastanawiać jak ma przejść ten kawałek do nich. Oni zdawali się w ogóle jej nie zauważać, a Ona miała dość siedzenia w miejscu i czekania na... na nic. Odetchnęła, decydując się na jakiś krok i w końcu przechyliła w stronę drugiego drzewa, dłonie wyciągając przed siebie i wbijając w tamten pień pazury. Wyglądało to dość komicznie, ale miejmy nadzieję, że nikt nic nie widział. Dobra, teraz podkicanie. Sophie zacisnęła zęby i skoczyła na jednej nodze, omal się nie wywracając i na koniec przyklejając do drzewa. Zadyszkę momentalnie dostała, czując upał jeszcze bardziej. Nie no, ale tak dotrzeć do nikogo nie była w stanie. Poprawiła opatrunek na głowie, który zdążył już przesiąknąć krwią i zdecydowała się użyć wypróbowanego sposobu czyli... krzyku. - HEJ! MOŻECIE MI POMÓC?! Popatrzyła błagalnie w stronę trójki, która mogła zobaczyć tylko jej głowę wystającą zza palmy, do której była przytulona. Bała się ruszyć bardziej, więc na razie tkwiła jak sierotka przy pniu, licząc na innych. Tym razem nie miała nad sobą żadnego dachu samolotu, więc może nie skończy źle i przesunie się o ten kawałek w stronę upragnionego celu? Bez przeszkód? |
| | | Mackenzie Davenport
Wiek : 25 Zawód : striptizerka Skąd : Los Angeles Liczba postów : 39 Data dołączenia : 30/09/2013
Ekwipunek : zwój liny
| Temat: Re: PLAŻA Pon Paź 21, 2013 8:30 pm | |
| Choć nie było to w żaden sposób dziełem godnym nagrody Nobla, czy co tam lekarze dostają, to Mackenzie była naprawdę dumna z tego prowizorycznego opatrunku. Rana nie krwawiła, a i sam Frank wydawał się nadal być w dobrym stanie. Powinno więc wystarczyć do momentu, aż przybędzie pomoc. Tak, liczyła na to tak samo mocno, jak Daniel. Ale jakąkolwiek niechęcią pałałaby do Franka (którego imienia, tak swoją drogą, nadal nie znała), to musiała przyznać mu rację, coś MUSZĄ robić. Bezczynne siedzenie i pogaduszki o pogodzie nie były w żaden sposób pomocne. - Na pewno ktoś inny też potrzebuje pomocy... - Spojrzała na Daniela, kiedy to mówiła i machnęła ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, bo ludzie byli generalnie z każdej ich strony. Jak na zawołanie, dobiegło ich... wołanie. Osłaniając oczy przed rażącym słońcem, Mackie spojrzała w kierunku drzew, skąd dobiegał głos... tak, tej samej blondynki, do której wcześniej machała. Jeśli dobrze pamiętała, to dziewczyna miała unieruchomioną nogę, zdążyła to zauważyć, kiedy wcześniej do niej doczłapała. Zagryzła na moment wargi. Jeśli ma jej pomóc, to musi skądś wytrzasnąć buty na płaskiej podeszwie, a jak na złość w pobliżu nie było żadnych zwłok. W końcu zatrzymała spojrzenie na Franku. - Pożyczam na chwilę, i tak nie będziesz teraz potrzebował. - Miała o tyle przewagę, że nie spodziewał się takiego jej zagrania (i nie słyszał wołania ani jej wypowiedzi), więc ściągnęła mu buty wyjątkowo szybko i sama je założyła. Krzywiąc się z bólu (biodra to chyba miała obite ze wszystkich stron!) jakoś podniosła się do pionu i potykając o własne stopy (zdecydowanie nie jej rozmiar buta), podpierając o jakieś walizki po drodze, w końcu dotarła do drzewa, przy którym stała blondynka. - Co ci jest? - Było to o tyle niemądre pytanie, że widziała wcześniej, a teraz jej wzrok padł na przesiąknięty opatrunek na czole. - Możesz chodzić? - Kolejne głupie pytanie! Problem w tym, że Mackenzie na pewno nie da rady pomóc jej się przemieścić do tego kółeczka wzajemnej adoracji pod wezwaniem Różowej Sukienki. |
| | | Frank O'Hara
Wiek : 32 lata Zawód : stolarz Skąd : Sydney Liczba postów : 73 Data dołączenia : 29/09/2013
Ekwipunek : suknia, portfel F. Callaway, niezniszczony laptop z ładowarką
| Temat: Re: PLAŻA Wto Paź 22, 2013 10:51 am | |
| Pomoc - słowo to z pewnością zostało odmienione we wszystkich deklinacjach w ciągu godziny, która upłynęła od katastrofy. Całe szczęście, że Frank został wyłączony z tak konwencjonalnych rozmów i nie musiał zastanawiać się czy humanitarnym zachowaniem jest spierdalanie w stronę zachodzącego słońca na jednej nodze, by tam oczekiwać wsparcie helikoptera. Nie przepadał za ludźmi, po prostu. Pewnie wszyscy szukali w nim jakiejś zadry czy złych wspomnień, które doprowadziły do tego żałosnego stanu. Problem w tym, że takiej nie było. Nie był jakąś wycofaną ofiarą życiową czy pedałem po przejściach, nie lubił rozmów z ludźmi, ot cała filozofia. Można powiedzieć, że Los (Bozia) pokarał go dość przewrotnie, odcinając mu i tak drogę do zawierania cudownych znajomości. Na razie, był zbyt przerażony wizją zostania na noc w obcym miejscu z ludźmi niezbyt ogarniętymi życiowo (patrz: Daniel), żeby zwracać uwagę na to, że przyszłość rysuje się dość niemrawo, skoro będzie kaleką. Za dużo myślenia zawsze doprowadzało do tragedii, więc dlatego preferował działanie, które teraz było mu jednak oszczędzone. Przez głupią cizię blond, która zajebała mu buty! Nie zamierzał rozwodzić się nad tym jak bardzo to niehigieniczne i że może mieć wszy łonowe, które przeskoczą mu do trampek. Pewnie podróż na bosaka w celu odzyskania cennego obuwia skończyłaby się poranieniem, a tego nie chciał. Już i tak wyglądał jak gejowska ofiara przemocy domowej z siniakiem na czole. Nigdy nie bili się z Jasonem (poza seksem, ale to się nie liczy), więc dostał próbkę w postaci obolałego ciała. - JA PIERDOLĘ, ZABIJESZ SIĘ W NICH! - wrzasnął, obserwując z satysfakcją jak niemal się przewraca. Rozmiar czterdzieści cztery... i tak, to prawda, co mówili o ludziach, którzy mają duże stopy. Spojrzał na swoją ranę i postanowił założyć spodnie, choć zostali z Danielem sami. - W sumie, mógłbyś jej pomóc przynieść tę blond laleczkę - wskazał na jakieś czołgające się stworzonko, patrząc dalej na jego kieszeń. Papierosy. Przydadzą się, powstrzymują głód. W przeciwieństwie do nich, przeczuwał, że to nie będzie tylko chwilowe oczekiwanie. Wybrali złą datę i teraz byli zdani tylko na siebie. Całkiem dobrze im szło odtwarzanie bajek. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: PLAŻA | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |